piątek, 29 lipca 2016

Porachunki

Na początek przepraszam za zwłokę ^^; Ostatnio nie miałam czasu na pisanie, bo dwa małe ktosie nie dawały przysiąść do komputera. Poza tym trochę wyjeżdżałam i odchorowywałam pracę, wracając na bezrobocie. Opóźnienia są również z powodu skupienia się na innych opkach, pisanych w staromodny sposób, czyli w zeszycie. W ramach przeprosin wrzucam to, co mam, czyli 7 stron w Wordzie. 
P.S. Mam nadzieję Safira Luna Blacke, że to choć w ułamku zrekompensuje twoje oczekiwanie na Pączusia ;)



Kroczył we mgle z niepokojącym przeczuciem. Był w górach i wspinał się po stromym zboczu. Zewsząd dochodziła do niego nieprzyjemna i złowroga aura. Coś czyhało w ukryciu czając się jak drapieżnik na słabą ofiarę. To było straszne.

Pomimo wszelkim wahaniom nadal się wspinał. Po długotrwałej i ciężkiej przeprawie dotarł na miejsce. Stanął na półce skalnej tuż przed szczeliną. U jej wlotu czatował pewien stwór. Znał go jedynie z opowiadań matki. Cofnął się czując respekt i lęk. Pradawny strażnik był symbolem niebezpieczeństwa i widmem śmierci.

- Kto jest w tej grocie? – Spytał szeptem patrząc na wejście do jaskini. – Komu grozi śmierć?

- Wejrzyj w siebie, a ujrzysz prawdę – odparł stwór patrząc na niego czarnymi oczami – tylko ty możesz zmienić przeznaczenie tej duszy.

- Jak to? – Nie wierzył w usłyszane słowa. – Nie rozumiem.

- W kryształowej grocie uzyskasz odpowiedź potomku dżinów – orzekł strażnik rozpływając się w powietrzu – udaj się tam i spójrz prawdzie w oczy.

- Jak mam to zrobić? – Panikował lekko zdezorientowany. Zagryzł dolną wargę, po czym wbiegł do jaskini. Zdębiał dostrzegając jej mieszkańca. – On?!

Otworzył oczy i zobaczył sufit pokoju, w którym rezydował. Bolała go głowa, a wręcz zdawało się, że zaraz wybuchnie z narastającego ciśnienia.

- Mamo – jęknął przyspieszając oddech – Pomóż.

- Synku – w pokoju zjawiła się Klotod i od razu do niego podeszła – Jesteś cały rozpalony.

- Miałem dziwny sen – stęknął z bólu wyjaśniając swój stan – kiedy się obudziłem, tak się właśnie czułem.

 - Sen? – Coś sobie uzmysłowiła. Wizje we śnie powinny pojawiać się znacznie później. Fritz był stanowczo za młody na ten dar. Pamiętała jak ciężko przechodził przez nie jej ojciec. – Co w nim widziałeś?

- Widziałem strażnika – zawył czując przeszywający ból w skroni, przez to łzy cisnęły mu się do oczu – kazał mi wejrzeć w siebie. Twierdził, że tylko ja mogę odmienić przeznaczenie.

- Samiel?! – Była w szoku. Z opowiadań ojca wiedziała, że wódz upadłych aniołów ukazywał się jedynie wybranym członkom jej rodu. Czyżby jej syn był jedną z tych zaszczytnych osób? – Zamknij oczy synku i wycisz umysł.

Chłopiec zastosował się do słów matki, która skupiając w sobie moc przeszyła nią jego pierś. Po dłuższej chwili ból zelżał, lecz nie minął całkowicie. Ćmił lekko w jego skroni nie dając o sobie zapomnieć.

- Dziękuję – odetchnął z ulgą otwierając oczy – jest lepiej.

- Tylko tyle mogę uczynić – odarła smętnie – pierwsza wizja senna przynosi ogromne cierpienie. Informacje jakie zawiera wbijają się jak odłamki rozbitego lustra w twój umysł. Tak to opisał twój dziadek. Z każdą kolejną będzie znośniej.

- Rozumiem – przytulił się do matki – muszę udać się do kryształowej groty i…

- Wiem synku – pogładziła jego czarne włosy – pamiętaj tylko, że zawsze cię wesprę.

- Dziękuję – pocałował ją w policzek, po czym zniknął.

Pojawił się w kryształowej jaskini i ciężko westchnął. Miał wejrzeć w siebie, a to znaczyło, że musiał udać się do centralnej części groty. Tam znajdował się biały kryształ, który pozwalał zajrzeć w duszę osoby w weń patrzącej. W tym wypadku był nią on sam. Stanął tuż przy nim i skupił wzrok. Po chwili odtworzyła się jego wizja. Teraz wszystko stało się klarowniejsze niż przedtem. Zrozumiał powierzoną mu rolę i dostrzegł przeoczone elementy tej rozmowy. Samiel przybył go ostrzec i naznaczyć zarazem.

- Czy to nie za wcześnie? – Zastanawiał się zmartwiony tym co go czekało. – Dziadek mówił, że wizje przychodzą dopiero w końcowej fazie egzystencji. Czy czasy wymagają wcześniejszego przebudzenia?

Kryształ potwierdził jego obawy. Celem był Erwin. Ten rudzielec miał ciężką drogę do przebycia. Nabuchodonozor nieświadomie wplątał go w konflikt z Beliarem Matanbukusem. Czarny kryształ przeszłości przekazał mu prawdę o tych zamierzchłych relacjach. Współczuł bratu Władcy, którego tak okrutnie zdradzono i zraniono. Nic dziwnego, że trzymał krótko Erwina i pilnował każdego jego ruchu.

- Trzeba się pospieszyć – mruknął szukając energii popielatowłosego demona. Okazało się, że jest on w Piekielnym Pałacu. – Nierozważnie pozostawiać Fox’a samego w tej górze. Beliar już go namierzył.

Skupił uwagę na energii Erwina. Była ona barwy zachodzącego słońca. Ciepła i przyjemna w dotyku. Teraz rozumiał, dlaczego brat Władcy tak bardzo łaknął bliskości z tym człowiekiem. Podążał za nią aż do groty, którą pamiętał ze snu. Rudzielec spał jak zabity, nawet nie wyczuwając nadchodzącej złowrogiej siły.

- Odsuń się od niego dziecko – nakazał chłodny głos zza bariery – on musi być mój.

- On należy do kogoś innego Beliarze – odpowiedział podchodząc do Fox’a – Nie wciągaj tego człowieka w niecne plany odwetu na Nabuchodonozorze. To, że zbliżył się do niego nie znaczy, że musi stać się twoją kolejną ofiarą. Jeszcze nie należy do rodu Rofokal, więc nie musisz go niszczyć.

- Jest cenny dla NIEGO – wyartykułował ostatnie słowo – to wystarcza.

- Nie rozumiem tych waszych porachunków – westchnął kręcąc głową – Baal cię zniszczy, jeśli ponownie skrzywdzisz jego brata. Odpuść sobie Beliarze.

- Taki młody, a posiada wiedzę starca – zakpił demon pokazując się chłopcu. Miał złote włosy i płomienne oczy. – Kim jesteś dziecko?

- Kimś, kto chroni przyjaciół – zasłonił sobą śpiącego chłopaka – nie pozwolę go skrzywdzić.

- Rozumiem – zaśmiał się w reakcji na zadziorne spojrzenie nastolatka – Zaiste intrygujące dziecko.

- Koniec rozmowy – złapał dłoń Erwina i zniknął, w ostatniej chwili przenosząc ich do groty z kryształów. To było jedyne miejsce, do którego Beliar nie miał wstępu. – Było blisko.

Serce waliło boleśnie w piersi z nadmiaru adrenaliny. Udało mu się ocalić rudzielca. I zrobił to całkiem sam.

- Tato, jednak nie jestem nieporadnym smarkaczem – cieszył się w duchu – ocaliłem przyjaciela.

- Co jest grane? – Erwin otworzył oczy. A fakt, że leżał na zimnej ziemi pośród różnorakich kryształów, jakoś go nie uspokajał. – Gdzie ja jestem?

- W bezpiecznym miejscu – wyjaśniał mu Fritz pomagając wstać z ziemi – to kryształowa grota, do której wstęp mają jedynie członkowie mojego rodu i sama Stwórczyni.

- Ale po kiego mnie tu sprowadziłeś? – Nie rozumiał intencji kolegi. – Co na to Nab?

- Ochroniłem cię przed Beliarem – odparł spokojnie – Znalazł waszą kryjówkę bez problemu.

- Ten Beliar?! – Upewniał się w strachu. – Ten co skrzywdził Naba?

- Ten sam – przytaknął w odpowiedzi – Zabrałbym cię do pałacu, ale jesteś połowiczny i zrobiłaby się zbyt wielka sensacja.

- Aha – był zdezorientowany – to gdzie powinienem się udać?

- Może do Przedsionka? – Zaproponował w uśmiechu. – Wiesz, Wojtek urodził synka.

- Już urodził?! – Zachwiał się w szoku na nogach. – Jestem już wujkiem?!

- Nom – wyszczerzył się rozbawiony taką reakcją. Ludzie naprawdę są zabawnymi stworzeniami. – To co? Jesteś gotów na kolejny skok?

- Powiedzmy – przełknął głośniej ślinę – zważywszy, że nie pamiętam pierwszego.

- Ok. – Zaśmiał się przenosząc się z rudzielcem do swojego pokoju, gdzie czekała na niego matka. – Jesteśmy.

- Wróciłeś – Klotod przytuliła syna. – Jak się czujesz? Ból minął?

- Nie całkiem – uspokajał matkę podtrzymując skołatanego kolegę – a to Erwin.

- Pamiętam – uśmiechnęła się mimochodem – przyjaciel Wojtka.

- Uratowałem go przed Beliarem – poinformował łagodnie – Trzeba jeszcze powiadomić Nabuchodonozora o zaistniałej okoliczności.

- Wyjaśnij to najpierw mi – w pokoju pojawił się Baal z synkiem w ramionach – Witaj Głupi Lisie.

- I vice versa Baal – odburknął Erwin – Czy to jest…

- Jon Azazel – przedstawił synka rudzielcowi – i chyba muszę przygotować ci kolejną pogadankę.

- Daj sobie z tym spokój – rzucił w irytacji – wkurzasz mnie i tyle. Powiedzmy, że cię szanuję. Choć z drugiej strony nie wybaczyłem ci jeszcze Wojtka.

- Nadal się o to pieklisz – wyśmiał go zdumiony, że syn mu uciekł – No proszę.

- Co jest?! – Erwin upadł na łóżko zaskoczony nagłym pojawieniem się na jego piersi malucha. – Siema Jon. A co z Wojtkiem?

- Odpoczywa – rzucił na odczepnego Baal – Popilnuj Jona, a sprawdzę co u tego uparciucha.

- Dobra – zgodził się przytulając do siebie niemowlę – Masz w sobie tyle energii co Wojtek w dzieciństwie. Też przypominasz skaczącą piłeczkę kauczukową.

- Ciekawe porównanie – zaśmiał się blondyn opuszczając pokój. Najwidoczniej Jon polubił Fox’a, ale to nic dziwnego, skoro jego energia była tak przyjemnie ciepła, jak ta Wojtka. – Niedługo wrócę.

¨¨¨

Zniszczył pół góry wściekły na niepowodzenie. Wykiwało go dziecko. Nietypowo bystre i ciekawe, ale w dalszym ciągu dziecko. To ujma dla każdego, dorosłego demona.

- To jakiś szczyt – warknął uderzając mocą w pobliskie drzewo rozdrabniając je na drzazgi – Dorwę tego połowicznego i dam nauczkę bachorowi.

Porzucił ciało nosiciela, wracając do siebie. Pech chciał, że w pobliżu góry rezydowały jedynie słabe stworzenia, które znacznie ograniczały jego siłę. Pomimo tych niedogodności nadal mógł porwać tego ważnego dla NIEGO. Niestety plany pokrzyżowało mu dziecko. To naprawdę mocno go irytowało.

- Wytropię cię człowieczku – mruknął otwierając oczy, jednocześnie uśmiercając stojącego przy nim pomniejszego demona. Wyrwał mu serce i zgniótł w ręku jak miękki owoc. W rezultacie dłoń pokryła się jeszcze ciepłą krwią. – Sprawię, że będziesz skomlał na JEGO oczach.

¨¨¨

Wygramolił się z wanny i z ledwością pokuśtykał do drzwi. Kiedy je otworzył zobaczył czekającego w pokoju Baala. Pierwsza rzecz, która rzuciła mu się w oczy, to nieobecność Jona.

- Spokojnie – Baal od razu wyczuł niepokój męża. – Zostawiłem go w dobrych rękach.

- To znaczy? – Upewniał się nadal zdenerwowany. Brak synka jakoś go martwił. – Na pewno jest bezpieczny?

- Zapoznaje się z wujaszkiem – uśmiechnął się złośliwie w ten charakterystyczny sposób, gdy mówił o jego przyjacielu – od razu przypadli sobie do gustu.

- Erwin jest w domu?! – Zdziwił się wyczuwając aurę rudzielca. – Coś jest nie tak?

- Jak zwykle w jego przypadku – wzruszył ramionami, po czym porwał niebieskookiego w ramiona i zaniósł do łóżka – Tu także widzę pewien problem.

- Czyżby?! – Mruknął niezadowolony. – Ciekawe jaki?

- Dobrze wiesz skarbie – pocałował go w czoło tuż przed tym jak wypuścił go na łóżko – Twoje humorki i upór to ciężka batalia.

- Doprawdy – westchnął przymykając oczy – teraz masz zamiar mnie pouczać? Mogłeś to zrobić o wiele wcześniej.

- Twój gniew na mnie jest zrozumiały – odparł łagodnie – jednak nie zostawiałem cię dla błahej sprawy.

- Tak, wojna to gruby kaliber – stęknął podnosząc się do siadu – ale to nie usprawiedliwia twoich zaniedbań. Nawet Jon postanowił urodzić się wcześniej.

- Masz rację – przyznał bez bicia – dbałem o wasze bezpieczeństwo.

- Przydzielając mi wierne psy na łańcuchach – burknął w dąsach. Huśtawki nastroju jeszcze mu nie przeszły, ale powinny ustąpić w ciągu kilku kolejnych dni. Sam miał już ich dosyć, jednak nic nie mógł na to poradzić. – Wsparcie Baal, to… obecność. To wszystko czego potrzebowałem.

- Potrzebowałeś? – Uniósł jedną brew. – Czyli już jej nie potrzebujesz?

- Nie łap mnie za słówka tleniony króliku – syknął w irytacji – dobrze wiesz, że to mnie drażni. Szczególnie, gdy jestem w takim stanie.

- Wiem – rozłożył ręce na znak kapitulacji – jednak tak uroczo się wściekasz, że zbrodnią byłoby nie wykorzystać okazji.

- Jesteś najgorszy – szepnął zmęczony. Osłabienie po porodzie również miało trwać jakiś czas.

- To komplement dla demona – wyszczerzył się przeinaczając jego słowa – a ty jesteś najsłodszy.

- No wiesz – skrzywił się w reakcji na odpowiedź – nie mam na ciebie siły.

- Teraz nie masz na nic siły – poprawił go popychając na poduszki i przykrywając kocem – Odpocznij nim Jon postanowi się posilić.

- No tak – ziewnął przekręcając się na bok – następnym razem ty rodzisz dziecko.

- Niewykonalne – zaśmiał się w duchu, opuszczając pokój – Alfy nie mają takiej zdolności.

W drodze do pokoju Fritza przywołał do siebie Nabuchodonozora. Z początku chciał sam wysłuchać relacji dzieciaka, ale po rozmowie z mężem zmienił zdanie. Prędzej pójdzie jak Nab będzie przy tym obecny i wspólnie podejmą decyzję, niż gdyby miał zdawać mu sprawozdanie z tej rozmowy i wyjaśniać dlaczego nie przywołał go wcześniej.

¨¨¨

Siadł na krześle obok łóżka i obserwował jak Erwin usypia synka Władcy. To był dość zabawny widok, zważywszy na to, iż maluch ciągle łapał rączkami pukle rudych włosów i wciskał je sobie do buzi.

- Masz cierpliwość do dzieci – zauważyła Klotod rozczulona tym widokiem – mój mąż miał podobnie.

- Opiekowałem się młodszą siostrą – wyjaśniał krzywiąc się z bólu, gdy dziecko pociągnęło jego włosy – była bardziej złośliwą bestyjką niż on.

- Masz na myśli Miśkę? – W pokoju pojawił się Nab. – Ktoś wyjaśni mi co się dzieje?

- Za chwilę – odpowiedział mu Baal zjawiając się tuż za nim – Fritz?

- Przywiodłem tu Erwina by go chronić – oznajmił lekko wystraszony nastolatek – Miałem sen, w którym widziałem jak ktoś go torturuje. Kiedy odnalazłem kryjówkę w górze, okazało się, że przybyłem w ostatniej chwili. Beliar już tam był. Chciał go porwać…

- Beliar?! – Nabuchodonozor zbladł. – Skąd wiesz, że to był właśnie on?

- Po prostu wiedziałem – nie potrafił tego wyjaśnić – kiedy wypowiedziałem jego imię, wyszedł z ukrycia. Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo skupia się na Nabuchodonozorze?

- To maniak – szepnął w odpowiedzi popielatowłosy – znowu chce doprowadzić mnie do ostateczności.

- To potwierdza moje przypuszczenia – Baal nie krył przygnębienia. – Cała ta afera z wojną jest jedynie efektem ubocznym jego intencji. W rzeczywistości skupił się na dawnej urazie.

- Czemu tak bardzo chce cię skrzywdzić? – Erwin skierował się do narzeczonego. – Coś mu zrobiłeś?

- Zakochałem się – podszedł do rudzielca – to jest moją winą.

- Czy to możliwe, że on… – wahał się dokończyć widząc przygnębienie w oczach Naba – on to robi z zazdrości? Ale przyjaźń polega na tym, że pragnie się szczęścia dla bliskich.

- Jego przyjaźń do mnie okazała się czymś więcej – tłumaczył mu w smutku – a ja zaślepiony miłością do żony i dziecka nie zauważyłem tego w porę. Za karę pozbawił mnie szczęścia.

- Tym razem znamy jego zamiary – uspokajał brata Baal – Nie pozwolę by ta tragedia miała miejsce ponownie.

- To mój problem – popielatowłosy skierował zdecydowany wzrok na blondyna – nie mieszaj się w to Baal. Masz kogo chronić.

Na zaakcentowanie własnych słów wziął Jona i podał go bratu. Następnie porwał z łóżka Erwina i zniknęli.

- Uparty osioł – sapnął Baal nie mając siły na takie zachowanie – kiedy wreszcie zrozumie, że sam nie pokona wszelkich przeciwności.

- I kto to mówi – do pokoju weszła Lilith – z was wszystkich jesteś najgorszym uparciuchem.

- Z pewnością – uśmiechnął się po prostu znikając. Obecność matki jakoś go irytowała, dlatego wolał odejść by uniknąć sprzeczki.

- Cały ty – zaśmiała się w reakcji na to zagranie – tak bardzo przypominasz Samaela.

Moje absorbujące Ktosie, czyli siostrzeńcy :) Słodziaki co nie?  ^^

6 komentarzy:

  1. Bardzo dziękuję za rozdział, tęsknię nie tylko za Pączusiem, ale za Involutio też, cokolwiek napiszesz.
    Ktosie są słodziakami, podejrzenie słodkimi więc przypuszczam że na co dzień robią mnóstwo zamieszania.
    Pozdrawiam
    SLB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przyszłym tygodniu wstawię rozdział na Involutio. W sumie mam napisane 26 stron, jednak chcę coś jeszcze dopisać.
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  2. Uwielbiam to opowiadanie! Jest cudne. Nie dla tego, że uwielbiam Baala i Wojtka. To tylko jeden z powodów. Kolejnym jest męska ciąża. Kocham to, może właśnie dlatego, że to coś fizycznie niemożliwego w realnym świecie.
    Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też ciągle czekam i czekam, i na Involutio też czekam -)

    OdpowiedzUsuń