środa, 24 grudnia 2014

Porachunki

To tak na wstępie chciałam życzyć Wam Wesołych Świąt ^^ Z tej okazji udało mi się napisać co nieco w prezencie. Miłej lektury ^^ Pozdrawiam.

XIV

Dom Foxów nie należał do największych, ale spokojnie mieścił całą rodzinę. Kiedy znaleźli się na podwórku via a vis frontowych drzwi, Erwin z nostalgią rozejrzał się wokoło, ciężko wzdychając.

- Wiesz Nab, to tutaj się wychowywałem – rzucił bez namysłu omiatając rękami dom i okolicę – Wiocha, co nie?

- Nie oceniam cię i nawet nie próbuję – odparł demon mierzwiąc mu włosy – Cieszę się, że w ogóle mogłem cię poznać.

- Taka niefortunność – sarknął poprawiając fryzurę – Czasem się zastanawiam, gdzie twój gust?

- Mój gust jest dość wyrafinowany – zaśmiał się w irytacji – W domu szerzej ci to wyjaśnię.

- Nie musisz – wzdrygnął się widząc spojrzenie jego oczu – temat skończony.

- Mama! – Krzyknęła Michalina, biegnąc w stronę ganku. – Wróciłam.

- To dobrze – ucieszyła się kobieta przytulając córkę. – Tęskniłam skarbie.

- Odstawiłem ją zgodnie z umową – oznajmił Erwin ze speszoną miną – Jest cała i zdrowa.

- Za tobą też tęskniłam synku – podeszła do niego i pocałowała go w policzek – Zawsze jesteś tu mile widziany.

- Ojciec nie podziela tego zdania – miał w oczach łzy – Jestem dla niego nikim.

- Kocha cię na swój sposób – próbowała go pocieszyć. Zawsze krajało jej się serce, gdy widziała jego relacje z ojcem. – Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.

- Czego tu szukasz darmozjadzie! – Usłyszeli ryk ojca, który wyłonił się zza domu z widłami w rękach. – I przyprowadziłeś tego potwora. Wynoście się stąd!

- To twój syn! – Stanęła w obronie rudzielca szybko zbliżając się do  rozjuszonego męża. – Zacznij go tak traktować.

- Zamilcz! – Odepchnął ją z dość dużą siłą w konsekwencji czego upadła na ziemię. Erwin od razu podbiegł do niej chcąc pomóc. Nie zauważył wideł i został na nie nadziany. – Jak ty?

- Wszystko w porządku mamo? – Stęknął klękając obok kobiety. Z boku sączyła się krew, ale bezpieczeństwo macochy było dla niego priorytetem. – Nic cię nie boli?

- Wini – w szoku i strachu patrzyła na powiększającą się czerwoną plamę na boku pasierba. – To ciebie raczej boli.

- To nieważne! – Krzyknął ze łzami w oczach. – Nie chcę stracić drugiej matki!

Tymi słowami do cna uderzył ojca, z którego rąk wypadły widły. Dopiero teraz zobaczył co zrobił.

- Chodź – Nab wziął go na ręce i ze srogością spojrzał na starszego Foxa. – Kurwa! Dopiero go poskładałem do kupy!

- Proszę pana – Michalina szybko zjawiła się przy bracie i demonie – Pozwoli mu pan jeszcze tu przyjść, prawda? Obiecał mi pan.

- Wybacz Misiu – uśmiechnął się smutnie do dziewczynki – Będę musiał się nad tym zastanowić. Ty będziesz u nas mile widziana, ale dopiero za rok.

- Nie bądź taki Nab – jęknął Erwin muskając jego czoło zakrwawioną dłonią – To, że ojciec mnie nienawidzi nie świadczy o tym, że masz mnie odgradzać od rodziny. Mama ma zwichnięty nadgarstek. Pomóż jej, proszę.

- Dobrze – westchnął ciężko starając się opanować, po czym podszedł do kobiety i łapiąc jej nadgarstek szybko go uleczył – Zrobione. Wracamy, bo słabniesz. Ten świat cię zabija.

- Daj mi się tylko pożegnać – poprosił z maślanymi oczkami – Nie będę ich dość długo widział.

- Zgoda, ale to ostatnia rzecz, o którą mnie dziś prosisz – podał warunek obawiając się o zdrowie chłopaka. Następnie postawił go tuż przy macosze i Misi. – Streszczaj się.

- Yhm – kiwnął głową z wdzięcznością. Zmierzwił włosy siostrze i przytulił matkę. – Jak będę mógł tu przebywać, wówczas was odwiedzę. Nie martwcie się o mnie. Nab dobrze się mną zajmuje.

- Zadzwoń czasem – pogłaskała jego blady policzek i mocno go przytuliła w matczyny sposób – Daj nam znać, że z tobą wszystko w porządku.

- Postaram się – załkał ze wzruszenia i bólu – ale niczego nie mogę obiecać. Pani Elżbieta czasem do nas wpada, więc możecie się przez nią ze mą komunikować.

- Zajmę się nim – oświadczył demon porywając go z ziemi – Powiadomię was o jego stanie, więc koniec tego pożegnania.

Po tych słowach zniknęli rozmywając się w powietrzu. Stary Fox ze strachem wpatrywał się w krew widniejącą na bolcach wideł. Prawie zabił własne dziecko i dopiero to zrozumiał, że prawdziwym potworem był właśnie on sam.

¨¨¨

Nab zjawił się z Erwinem w gabinecie brata. Chłopak stracił przytomność i z emocji nie wiedział co ma zrobić.

- Pomóż mi bracie – spojrzał na blondyna z desperacją w oczach – On słabnie coraz bardziej.

- Co się stało? – Baal od razu przystąpił do działania. Ostatnim razem widział brata w takim stanie, gdy zabito jego pierwszą żonę i dziecko. Rozpacz i bezsilność. Widocznie stan rudzielca musiał mu to przypomnieć. – Będzie dobrze, już uleczyłem rany. Zajmę się nim, a ty...

- Nie, to ja się nim zajmę – W gabinecie zjawił się Wojtek. – Baal, twój brat potrzebuje cię bardziej.

- Nie wiesz co trzeba zrobić – zauważył blondyn.

- Ale Olga wie – odpowiedział spokojnie Wojtek zabierając przyjaciela z ramion męża – Zajmij się Nabem. Źle wygląda.

- Dobrze – zgodził się demon znikając z bratem.

- Olga! – Zawołał niebieskooki przenosząc się z rudzielcem do pokoju gościnnego. – Musisz mi pomóc!

Kobieta niezwłocznie się pojawiła w pokoju. Jeden rzut okiem na Erwina powiedział jej wszystko, dlatego szybko przystąpiła do działań. Po godzinie recytowania zawikłanych zaklęć stan chłopaka znacznie się poprawił. Wybudził się i nawet coś zjadł. Wojtek przekazał dobre wieści Baalowi i Nabuchodonozorowi, którzy po chwili zjawili się przy łóżku rudzielca.

- Skąd te poważnie i smutne twarze? – Spytał Erwin słabym głosem. – Tylko zemdlałem.

- Tak, zemdlałeś – Nab usiadł przy nim i z czułością głaskał jego rude loki. – Nic ci nie jest. Jak się czujesz?

- Trochę śpiący, ale nic poza tym – wyszczerzył się jak dzieciak – A ponadto Olgita dała mi kawałek ciasta czekoladowego z wiśniami. Chyba powinienem częściej tak chorować, to wówczas będzie mnie karmić takimi rarytasami.

- Ani mi się waż! – Ryknął demon przytulając do siebie oniemiałego chłopaka. – Nigdy więcej tego nie rób!

- Myślę, że powinniśmy ich zostawić – wyszeptał Wojtek znikając z Baalem i Olgą z pokoju. Nie chcieli przerywać tej sceny.

- Dusisz mnie – stęknął próbując walczyć z siłą mężczyzny – Nab? Jesteś zły?

- Nie do końca – odpowiedział nadal go tuląc – Wiesz, że byłeś na skraju śmierci? Gdyby nie Baal z Wojtkiem i Olga, przestałbyś istnieć.

- Żartujesz – nie wierzył, ale z drugiej strony pamiętał, że nie było z nim za dobrze – A może nie.

- Mój niemądry lisek – odetchnął z ulgą ciesząc się, że nic mu nie jest – Nie strasz mnie tak więcej.

- Dobrze – z lekkim wahaniem objął demona odwzajemniając uścisk – Chyba cię kocham, ale nie jestem pewien. I nie powtórzę tego, więc nie proś.

- Urocze to wyznanie – pocałował go w policzek – Jak wyzdrowiejesz, wrócimy do tego tematu, a teraz odpoczywaj.

Uśpił go nie dając mu odpowiedzieć. W sumie, wiedział co chciał powiedzieć. Opatulił go kocem i czuwał nad jego snem.

¨¨¨

Wojtek wracał z pierwszego, samodzielnego polowania. Nasycił swój głód, który powoli przestawał przyćmiewać jego rozum. Miesiąc w zupełności mu wystarczył na przyzwyczajenie się do nowych umiejętności i na zapanowanie nad łaknieniem świeżej krwi. Mógł już normalnie funkcjonować bez obaw, że rzuci się na kogoś z otoczenia. Nagły zawrót głowy zmusił go do postoju. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, ale nie panikował. Niedawno był jeszcze zwyczajnym człowiekiem i dość często doprowadzał się do osłabienia. Usiadł pod jednym z drzew i obserwował bawiące się w oddali lisiątka.

- I pomyśleć, że jestem mężem Baala już od ponad miesiąca – pomyślał wzdychając w kolana – Dwa miesiące nie byłem w świecie ludzi. Może powinienem odwiedzić babcię? Baal i tak niemal ciągle przesiaduje w piekle.

Powoli wstał, po czym przeniósł się do kawiarni babci. Kobieta ucieszyła się na widok wnuka.

- Jesteś w samą porę – odparła rzucając mu fartuch i notes – Niebiosa mi ciebie zsyłają. Dziś mam istne oblężenie i nie daję sobie rady.

- Nie ma sprawy – uśmiechnął się, zadowolony że na coś się przyda. W przedsionku praktycznie nie miał nic lepszego do roboty niż obijanie się w domu. Erwin też nie miał dla niego czasu, bo Nab zadbał o każdą jego sekundę, bawiąc się z nim w podchody miłosne. – Melduję się na posterunku.

- Jak będziesz się tak uśmiechał, to dziewczyny zamówią więcej – zachichotała widząc jego zniewalający uśmiech. Przy boku Baala całkowicie odżył i jaśniał. – Wie, że tu jesteś?

- A skąd – machnął ręką kierując się na salę gości – ostatnio ciągle pracuje.

- Rozumiem – coś ją tknęło. Jakieś niepokojące uczucie. – Dobrze się czujesz?

- Dobrze – rzucił przez ramię znikając w tłumie. Po kwadransie wszyscy byli już obsłużeni i mogli spokojnie porozmawiać. – Rozmawiałaś z nimi?

- Tak – odpowiedziała w zamyśleniu – Pytają o ciebie.

- Nie chcieli mnie przecież znać – zauważył z wyrzutem pochłaniając torcik czekoladowy, co było dziwne. Nie przepadał za słodkościami. – Smaczne.

- Na pewno dobrze się czujesz? – Zmierzyła go zmartwionym spojrzeniem. – Zwykle tego nie jesz.

- Może po przemianie zmieniły się moje przyzwyczajenia – wzruszył ramionami – dziś sam polowałem.

- I jakie wrażenia? – Była ciekawa nowego trybu życia wnuka. Tym bardziej, że pierwszy raz sam do niej przyszedł. – Mów.

- Cierpliwości babciu – przystopował ją w śmiechu – To niesamowite uczucie. Jesteś wolny i ścigasz się z wiatrem. Wszystko widzisz wyraźniej, a gdy wytężysz zmysły… To nieopisywalne. Trzeba to poczuć.

- Niestety nie mam na to szans – wzięła chusteczkę i starła z jego twarzy resztki kremu – Wierzę jednak, że to niesamowite przeżycie. Ekscytujesz się jak mały chłopiec.

- Coś w tym jest – przyznał wstając raptownie i uciekając do łazienki. To zdarzyło się mu pierwszy raz. Czyżby się czymś zatruł? – Ale słabo.

- Wszystko w porządku? – Spytała go babcia, gdy wrócił z toalety. – Nie wyglądasz najlepiej.

- I tak się czuję – jęknął siadając na krześle – Nie rozumiem tego stanu.

- Gdybyś nie był chłopcem pomyślałabym, że jesteś w ciąży – oświadczyła podając mu szklankę wody – apetyt na coś, czego na co dzień nie jesz, a później mdłości.

- Nie strasz mnie – stęknął duszkiem wypijając wodę – na szczęście, to niemożliwe.

- To jedynym wyjaśnieniem jest zatrucie – stwierdziła mierzwiąc mu włosy – albo grypa żołądkowa.

- Może powinienem wrócić do domu i się położyć – sapnął czując się jakoś słabo – To pa.

Cmoknął kobietę w policzek, po czym zniknął. Pani Elżbieta tknięta pewnym przeczuciem podeszła do telefonu i wykręciła numer Baala. Musiała się w czymś upewnić, a demon jako jedyny mógł rozwiać jej wątpliwości.

¨¨¨

Erwin z duszą na ramieniu czytał list, który dostarczył mu Nabuchodonozor. Był na kawałku pergaminu z tłoczoną pieczęcią i wytłuszczonym jego imieniem i nazwiskiem. Kiedy łamał woskowy lak, ciarki przebiegły mu po plecach.


Erwinie Samuelu Foxie,

Zważając na ostatnie wydarzenia byłem skłonny przełożyć nasze spotkanie. Odbędzie się ono jutrzejszego wieczoru w moim gabinecie. Osobiście wytłumaczę Ci zasady hierarchii w tym świecie, jak również niektóre kwestie związane z rolą współmałżonków, których widocznie nie rozumiesz. Przygotuj się na długą rozmowę.

Baal Belzebub III 

- To jednak załapałem się na ten dywanik – jęknął opadając na łóżko – Nie lubię długich rozmów. Jakby nie miał męża do wieczornych pogaduszek.

Złożył list i położył go na szafce nocnej. Wstał i chciał wyjść z pokoju, ale natknął się w przejściu na Naba, który od razu go zawrócił.

- O co ci chodzi? – Warknął, kiedy demon pchnął go w głąb sypialni. – Chcę małe co nieco i Olga z pewnością to ma.

- To może trochę zaczekać – uśmiechnął się widząc nadąsaną minę rudzielca – Najpierw sprawdzimy twoją kondycję.

- Nie ma mowy – stęknął na dźwięk słowa „kondycja” – Ostatnio ciągle mnie badasz.

- Bo martwię się o twoje ciało – odpowiedział sadowiąc chłopaka na pobliskim krześle – Ostatnio często było poważnie uszkadzane, przez co niemal umarłeś.

- Nie jestem aż tak słaby – obruszył się w złości. – To tylko dwa wypadki, niefortunne wypadki. Czemu tak bardzo ci na tym zależy.

- Jesteś dla mnie ważny i nie chcę mieć powtórki utraty kogoś takiego – wyjaśniał mu w skupieniu oglądając cieniutkie blizny, które pozostawiły rany po widłach – Nie ciebie.

- Nab? – Spojrzał na demona, którego twarz chwilowo wyrażała cierpienie. – Kogo straciłeś?

- Kiedyś miałem żonę, która obdarzyła mnie najpiękniejszym prezentem, jaki istnieje w tym świecie – opowiadał z dozą ostrożności. Nie chciał by lisek poczuł się mniej ważny. – Dała mi śliczną córeczkę. Niestety stało się to w najgorszym okresie historii mojego rodu. Byłem pochłonięty wojną i nie zauważyłem, że moi najbliżsi są narażeni na atak z zewnątrz. Kiedy sytuacja polityczna się uspokoiła i mogłem wreszcie wrócić do żony i dziecka… Odebrano mi je w najgorszy z możliwych sposobów. Zginęły z ręki kogoś, komu szczerze ufałem i kogo nigdy bym nie podejrzewał o zdradę. Zrobił to mój przyjaciel. Ktoś, z kim dzieliłem wszystkie najlepsze i najgorsze chwile. – Westchnął ciężko, osuwając się na kolana. Cierpiał i to dogłębnie, co uderzyło rudzielca. – Kiedy wróciłem do domu, zobaczyłem zmasakrowane ciała żony i dziecka. W tamtej chwili również umarłem. Gdyby nie pomoc Baala, pewnie dołączyłbym do nich.

- Wybacz – Zeskoczył z krzesła i przytulił zbolałego mężczyznę. – Nie powinienem cię o to pytać. Przepraszam.

- Nie przepraszaj w ten sposób – wstał podniesiony na duchu – Może mały buziak w ramach rekompensaty?

- Tym razem zgoda – czuł się nieco winny, dlatego postanowił spełnić zachciankę demona – ale nie licz na podobne ustępstwa następnym razem.

Zetknął się ustami z Nabem i delikatnie wdarł się do ich wnętrza. Ostrożnie badał zęby i podniebienie nieśmiałym językiem. Nie potrafił tak dobrze całować jak demon, dlatego robił to dość nieporadnie. To jednak nie przeszkadzało popielatowłosemu, który niemal natychmiast pogłębił pocałunek. Po dłuższej chwili oderwali się od siebie dysząc.

- Nab, czy ty też masz dwa imiona, jak Baal? – Zapytał niepewnie z zamglonym lekko wzrokiem. – I cyferkę przy nich?

- Posiadam drugie imię – potwierdził w śmiechu – Chcesz je poznać?

- Tak – odpowiedział zdeterminowany – Chcę cię lepiej poznać.

- W takim razie zgoda – odgarnął rudą grzywkę z jego oczu – Nazywam się Nabuchodonozor Mammon. Nie posiadam cyfry, bo ona oznacza jedynie następstwo władzy. Baal jest trzecim z kolei władcą piekła, a tym samym stoi na szczycie hierarchii.

- To on jest aż tak ważny? – Nieco się wystraszył. – To dlatego chce ze mną gadać o tej hierarchii?

- Wiesz, ostatnio trochę go uraziłeś – tłumaczył mu Nab – Baal nieco się irytuje, gdy ktoś poniża jego osobę.

- Jest aż takim snobem? – Palnął nie myśląc. – Mógłby mieć nieco więcej dystansu do siebie.

- Mam zadziwiająco dużo cierpliwości do ciebie – w pokoju pojawił się Baal i groźnie zmierzył wzrokiem rudzielca – Jutro dowiesz się jak bardzo.

- Przerwa w obradach? – Zagadnął Nab, chcąc rozładować napięcie. – Arcydemony dokazują?

- Jak zawsze – sapnął przymykając oczy – Szykuje się konflikt z zachodnią rubieżą. Pojawiła się Ram Izad, a to dość niepokojący znak.

- Jeśli pojawiła się ona, to znaczy… – Reakcja Naba była niepokojąca. Raptownie spoważniał i zacisnął pięści paznokciami kalecząc dłonie. – Niedługo zjawi się on.

- To jeszcze nic pewnego – uspokajał brata. W duchu wymierzył sobie solidnego policzka, że się wygadał. – Oficjalnie ród Matanbukus nie ma z tym nic wspólnego.

- Beliar z pewnością macza w tym swoje brudne paluchy – wysyczał Nab z nienawistnym spojrzeniem – Wyznał mi wtedy, że zamierza wybić wszystkich z rodu Rofokal. Zaczął od mojej rodziny nie oszczędzając nawet dziecka.

- Znam twój ból bracie – Baal podszedł do brata i w celu pocieszenia lekko poklepał go po ramieniu – wiedz jednak, że nie potrzebna mi teraz twoja wendeta. Masz kogoś, kogo musisz chronić.

- Tak – ciężko westchnął, po czym spojrzał na osłupiałego Erwina – Nie pozwolę na powtórkę tamtej tragedii.

- Wiecie – wtrącił poprawiając w nerwach swoje rude loki – Myślę, że powinienem jednak zostawić was samych. Może sprawdzę, co Olgita upichciła?

- Zajmij się tym łasuchem – zaśmiał się blondyn na widok miny rudowłosego – Ja mam jeszcze coś do załatwienia.

- Odpowiednio się nim zajmę – Nab puścił oczko znikającemu bratu, po czym zwrócił się do Erwina – Nie skończyliśmy jeszcze oględzin twojego stanu.

- Wolę jednak ciasteczka Olgi – pokazał mu język, a następnie wybiegł z pokoju – Popiję je kubkiem gorącego kakao.

- Psotny lisek – Zachowanie chłopaka pozwoliło mu nieco ochłonąć. Miał się kim opiekować i nie zamierzał odpuścić. – Tym razem nie stracę rodziny i będę gotowy na twój ruch Beliarze.

¨¨¨

Baal zdziwiony telefonem pani Elżbiety od razu zjawił się w jej kawiarni. Miał akurat chwilę przerwy w obradach.

- Co jest takie pilne? – Spytał wystraszając kobietę.

- Prawie na zawał tu padłam – zarzuciła mu w nerwach – Był u mnie Wojtuś.

- Był tu?! – Zdumiony patrzył na zaniepokojoną babcię męża. – Miał konkretny powód?

- Nie, wpadł tu bez powodu – odpowiedziała cicho, po czym spojrzała na demona zmartwionym wzrokiem – Powiedz mi Baalu, czy Wojtuś może zajść w ciążę?

- Oczywiście, że może – nie do końca rozumiał czemu pyta go o tak oczywiste rzeczy, po czym dotarło do niego, że u ludzi to niemożliwe – to znaczy teraz po przemianie jest w stanie tego dokonać.

- No to chyba doczekam się prawnuka – w szoku usiadła w swoim fotelu – dziś zachowywał się jak kobieta w ciąży. Zjadł najsłodsze ciasto w ofercie, a później dopadły go mdłości. Istnieje też prawdopodobieństwo, że to tylko zatrucie, ale on był taki blady i opadnięty z sił.

- Sprawdzę to – Baal również doznał szoku. Czyżby przegapił pierwsze oznaki? W sumie, ostatnio widywał męża jedynie podczas snu. Usiadł na krześle. – Jeżeli będę ojcem, to stanie się cud. U nas nie często rodzą się dzieci.

- Trzymaj – podała mu szklankę whisky – To chyba pomoże ci pozbyć się szoku.

- Dziękuję – duszkiem wypił alkohol, po czym wziął głęboki wdech – Idę dokończyć obrady, a później sprawdzę stan Wojtka. Dziś z pewnością wrócę wcześniej.

¨¨¨

Wojtek pojawił się w pokoju i od razu rzucił się na łóżko. Tak bardzo chciało mu się spać. Pierwszy raz czuł się taki bezsiły i ociężały. Tylko dotknął twarzą poduszki, a zasnął. Obudziło go delikatne muskanie w policzek. Otworzył oczy i zobaczył Baala. Siedział przy nim i bacznie go obserwował.

- Wróciłeś dziś wcześniej – zauważył ziewając – Tyle, że troszeczkę źle się czuję.

- Rozmawiałem z twoją babcią – poinformował go bawiąc się jego ciemnymi włosami – Chyba powinienem cię w czymś uświadomić. Dla mnie to oczywiste, ale zapomniałem, że ty nie pochodzisz z tego świata.

- Baal, zaczynam się bać – zwrócił na niego swoje niebieskie oczy – o czym mi nie powiedziałeś?

- Zanim ci powiem wpuść kilka kropli krwi do tego eliksiru – polecił wskazując fiolkę bezbarwnego płynu na szafce nocnej – To nas w czymś upewni.

- Ok. – Niepewnie wykonał polecenie męża. Płyn zasyczał, a następnie przybrał barwę trawy. – Co to znaczy?

- Twoja babcia jednak się nie myliła – przytulił Wojtka ciesząc się jak dziecko – Będziemy rodzicami.

- Jak to możliwe? – Patrzył na blondyna wystraszonym wzrokiem. – Obaj jesteśmy mężczyznami.

- To prawda, ale u demonów tak się zdarza – poinformował go łagodnie – Jesteś tym typem, który może dawać potomstwo.

- Zaraz, zaraz – wzdrygnął się na te słowa – Jakim znowu typem?

- Demony dzielą się na trzy typy – wyjaśniał mu demon – Ja należę do typu samców alfa, ty jesteś typem Wenus.

- A ten trzeci? – Dociekał chłopak.

- Trzeci typ to żeńskie demony. – Odpowiedział w śmiechu. – Jesteś Wenus, czyli możesz rodzić mi dzieci.

- Niby jak? – zbladł ze strachu – to niemożliwe anatomicznie.

- Możliwe – uspokajał go głaszcząc delikatnie miękkie włosy – A jak uprawiamy seks?

- To znaczy, że dziecko wyjdzie… – mamrotał spanikowany – Nie da rady.

- Twoje ciało się dostosuje – pocałował jego drżące usta – Za trzy miesiące sam zobaczysz.

- Trzy miesiące? – Był w szoku. – Tak szybko?

- Tak, u demonów ciąża trwa trzy miesiące – potwierdził spokojnie – Za trzy miesiące urodzi się nasz syn.

- Skąd wiesz, że to będzie chłopiec? – Patrzył na męża tymi wielkimi, błękitnymi oczami. – Na jakiej podstawie to odgadłeś.

- Kolor eliksiru wszystko mi powiedział – tłumaczył mu w śmiechu – gdyby był jaśniejszy, wówczas znaczyłoby to, że urodzi się dziewczynka.

- A skąd wiedziałbyś, że nie jestem w ciąży? – zapytał ciekawy.

- Eliksir w ogóle nie zmieniłby barwy – oznajmił sadowiąc sobie chłopaka na kolanach. – Kochanie, wiesz jak rzadko zdarza się by demony miały dziecko?

- Nie – odpowiedział zgodnie z prawdą – Jestem w tyle z wiedzą o tym świecie. Erwin podobnie.


- Raz na kilkadziesiąt ludzkich lat – oznajmił poważnie – a ja doczekam się dziedzica, już miesiąc po ślubie z tobą. 


Taka mała historyjka na zakończenie :P