I kolejny fragment Porachunków oddaję w Wasze ręce. Mam nadzieję, że Was usatysfakcjonuje.
Ja od kilku dni jadę na antybiotyku i są dzięki temu oznaki poprawy w moim zdrowiu. [Ciekawe na jak długo?] Pogoda również nie poprawia nastroju, barwiąc niebo na kilka odcieni szarości. No cóż, w rytmie odbijających się od okna kropli deszczu życzę Wam miłej lektury.
V
Wojtek obudził się w o wiele lepszym
stanie zdrowotnym. Nic go nie bolało, choć nadal był osłabiony. Owinął się
kocem czując chłód na nagiej skórze, po czym podszedł do okna i je otworzył.
Niestety kraty w nim tkwiące były solidnie przytwierdzone do ścian budynku.
Westchnął tylko zrezygnowany usadawiając się na parapecie i patrząc w dal. Słońce
właśnie chowało się za horyzontem, malując niebo na pomarańczowo-różowe kolory,
które nieco kontrastowały z mrokiem lasu. Nieświadomie zaczął nucić pod nosem
jakąś smętną piosenkę. Pogrążony w myślach nawet nie zauważył, że ktoś wszedł
do pokoju.
- Masz ładny głos, wiesz? – Chłopak w
zaskoczeniu prawie zleciał z parapetu, jednak przed upadkiem uratował go
blondyn. – Właśnie wróciłem.
- Widzę – mruknął nieprzytomnie Wojtek.
Miał zgaszony i nieobecny wzrok, co zaniepokoiło demona. Hank uprzedzał, że
chłopak jest w kiepskiej formie, ale nie podejrzewał, aż takiej zmiany.
- Chodź, zjemy razem obiad – blondyn
wziął chłopca na ręce, który spojrzał na niego pełnym bólu wzrokiem, kiwając
przecząco głową.
- Nie jestem głodny – odparł cicho,
starając się wyswobodzić z ramion mężczyzny. Niestety osłabienie wzięło nad nim
górę. – Może mnie pan puścić?
- Pączusiu, musisz jeść – demon
przytulił do siebie chłopaka, który przestał się wyrywać – Prawie w ogóle nie
ma w tobie życia.
- I lepiej żeby uszło ze mnie
całkowicie – szepnął przygnębiony Wojtek – nie będę już dla nikogo problemem.
Pan już dopiął swego i mnie złamał, winszuję.
- Nie jesteś problemem. – To był
pierwszy raz, kiedy demon stracił zimną krew. Stan chłopca mocno go przeraził.
Był pierwszą osobą, której nie chciał stracić. W myślach wezwał do siebie
Hanka, który od razu zmaterializował się tuż przed nim. – Co mam zrobić? On
jest taki słaby.
- Wiesz, gdzie mieszka jego babcia? –
Zapytał Hank równie zaniepokojony stanem ciemnowłosego. – Myślę, że tylko ona
może mu pomóc.
- Nie do końca, ale poszukam jej domu w
umyśle pączka – blondyn zagłębił się we wspomnienia chłopca, odnajdując
potrzebne informacje, po czym przesłał je bratu – Ruszamy.
¨¨¨
Erwin zrobił herbatę z melisy dla pani
Elżbiety i pomógł jej nieco się uspokoić. Traktował ją, jak własną babcię, bo
nieraz się nim opiekowała pod nieobecność jego rodziców. Nie mógł patrzeć na
jej cierpienie. Może i był z natury strachliwy, ale nie pozwoli krzywdzić jego
bliskich, a tym bardziej pani Hoffmann i jej wnuka.
- Dzwoniłem już do rodziców i
poinformowałem ich, że zostaję u pani na noc. – Podał kobiecie filiżankę z
herbatą i poprawił poduszkę pod jej plecami. – Znajdziemy Wojtka, więc proszę
się już nie martwić.
- Nie musicie go szukać – usłyszeli
czyjś głos, a po chwili w salonie pojawiło się dwóch mężczyzn. Jeden z nich w
rękach trzymał jakieś spore zawiniątko. – Hank twierdzi, że tylko pani może coś
tu wskórać.
Blondyn podszedł do kobiety z
desperacją w oczach.
- On gaśnie, a je nie wiem, jak mu
pomóc. – Panikował zdenerwowany demon, pokazując Wojtka kobiecie. – On nie może
umrzeć.
- Nich mi pan go odda! – Erwin szybko
wyrwał ciemnowłosego z rąk mężczyzny, który z nerwów przybrał prawdziwą formę.
Rudzielec odepchnął go od siebie i kolegi, po czym śpiesznie ruszył na górę. –
Zadzwoni pani po Olka i powie, żeby przywiózł kroplówki na wzmocnienie i jakieś
antydepresanty. Najlepiej gdyby wziął ze sobą ciocię Martę.
- Rozumiem. – Pani Elżbieta od razu
wykonała polecenie rudzielca. Po kilku minutach w domu zjawił się
miedzianowłosy mężczyzna i średniego wzrostu blondynka. Erwin wyjaśnił im
sytuację, po czym wskazał miejsce przebywania kolegi. Sam usiadł na kanapie w
salonie naprzeciwko pani Hoffmann.
- Ma anemię i jest lekko odwodniony. –
Poinformował obecnych w salonie wzdychając. – Ciocia Marta sprawdzi jego stan
psychiczny. Po tym co usłyszałem o jego przeszłości, postanowiłem ją wezwać.
Mam jeszcze coś do powiedzenia panu porywaczowi. – Erwin raptownie zerwał się z
miejsca i ruszył na niespodziewającego się ataku blondyna. Rudzielec zacisnął
pięści i uderzał nimi w mężczyznę, który w złości ponownie przybrał swą
demoniczną formę. – Jak mogłeś tak go skrzywdzić? I zrobiłeś to już jedenaście
lat temu! – Chłopak uderzał w demona kalecząc się o jego szpony, jednak miał to
gdzieś. Krzywda przyjaciele była większa. Raptownie przestał i po prostu
wybiegł z domu na werandę. Oparł się o ścianę siadając na ziemi i kryjąc twarz
w kolanach zaczął płakać. Tak zwykle odreagowywał nerwy. – Cholera.
- Erwin! – Zawołała za nim pani
Elżbieta z zatroskaną miną. – Wracaj, zaziębisz się!
- Ja po niego pójdę – zatrzymał ją
blondyn, wracając do ludzkiej postaci. Zdziwiło go, że rudzielec podobnie, jak
pączek oparł się klątwie.
- Nie – kobieta groźnie spojrzała na
demona – Wystarczy, że wystraszyliście go niemal na śmierć. Proszę tu zaczekać.
Po tych słowach pani Elżbieta wyszła na
werandę do rudzielca.
- I znowu tu płaczesz – zagadnęła do
chłopca ciepłym głosem. Zawsze gdy miał kłopoty, uciekał właśnie na jej werandę
i płakał. Pogłaskała go po głowie, jak miała w zwyczaju. – Wejdźmy do środka.
Tam opatrzę ci rany.
- Jedenaście lat temu – zaszlochał
rudzielec patrząc przed siebie zapłakanym wzrokiem – obiecaliśmy sobie z
Wojtkiem, że zawsze będziemy sobie pomagać. Nawet przypieczętowaliśmy to krwią.
A ja potem pojechałem na cholerną kolonię i zostawiłem go na pastwę tych
gnojków z bogatej dzielnicy. To nie tak, że Wojtek chciał iść do starego
tartaku, oni go tam po prostu zaciągnęli. Ja jestem zwyczajnym tchórzem. –
Erwin spojrzał na kobietę z bólem malującym się na jego twarzy. – Zawsze to
wiedziałem, tylko bałem się do tego przyznać na głos.
- W dzieciństwie byliście nierozłączni
– kobieta obdarzyła rudzielca troskliwym spojrzeniem – Po tej historii z
tartakiem i okresie spędzonym na oddziale zamkniętym, całkowicie się zatracił.
Po wyjściu ze szpitala w ogóle nie kontaktował i utracił dawny blask w oczach.
Rodzice pozostawili go samego sobie, oddając w obce ręce. Tym razem
powiedziałam dość i zabrałam go do siebie. Tutaj odżył, a dzięki tobie w pewnym
stopniu powrócił mój dawny Wojtuś.
- Wie pani co – Erwinowi łamał się
głos, jednak musiał wreszcie to z siebie wyrzucić. – Czasem zastanawiam się,
czy pakt krwi, jaki zawarłem z Wojtkiem, nie spowodował tego wydarzenia z
potworami w starym tartaku.
- Czemu tak uważasz? – Pani Elżbieta
była nieco zdziwiona wątpliwościami i podejrzeniami chłopaka.
- My znaleźliśmy wtedy taki dziwny krąg
w lesie. – Wyjaśniał rudzielec wspominając rytuał. – Wojtek nawet zażartował,
że to był jakiś ołtarz satanistów. Weszliśmy do środka i tam zmieszaliśmy swoją
krew. To miał być symbol naszego braterstwa. – Erwin uśmiechnął się ironicznie.
– Kiedy skończyliśmy, stało się coś niezwykłego. Zerwał się porywisty wiatr i
omiótł nas obu. Wystraszyliśmy się i uciekliśmy. Do tej pory zastanawiam się,
co to mogło być.
- To było przyjęcie ofiary. – Usłyszeli
za sobą. Z domu wyszedł blondyn i przykucnął przy rudzielcu. – Tym waszym
paktem krwi, oddaliście się władcy demonów.
- Co? – Erwin w szoku spojrzał w oczy
demona. Po chwili jednak ponownie go spuścił przyjmując do wiadomości słowa
mężczyzny. – A jednak. Cholera. Byliśmy wtedy dziećmi i nie mieliśmy
świadomości co robimy. Naoglądaliśmy się programów o braterstwie krwi i
chcieliśmy spróbować. Konsekwencje nas jednak przerosły.
- Chce pan powiedzieć, że chłopcy
niejako stali się własnością tego władcy demonów? – Pani Elżbieta była w szoku.
– Nie można tego jakoś odkręcić?
- Można. – Odparł spokojnie blondyn z
nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Jednak od razu powiem, że to nie wyjdzie.
- Czemu? – Zapytał rudzielec wstając z
ziemi. – Jak można to odkręcić?
- Trzeba prosić samego władcę demonów o
oddanie tej ofiary. – Wyjaśnił Hank, stając za Erwinem. – Niestety już teraz
wiem, że się na to nie zgodzi.
- A to czemu? – Pani Elżbieta była
zdezorientowana.
- Polubiłem pączka i mam wobec niego
poważne zamiary. – Oznajmił stanowczo blondyn. – A ciebie rudy powierzam mojemu
bratu, któremu się spodobałeś.
- Jak to ma pan poważne zamiary
względem mojego wnuka? – Kobieta zdziwiona spojrzała na mężczyznę. – Z tej
wypowiedzi wnioskuję, że to pan jest tym władcą.
- Zgadza się. – Blondyn posłał kobiecie
czujne spojrzenie. – Pani wnuk będzie moim partnerem życiowym. Stał się dla
mnie kimś ważnym i nie zamierzam go puścić.
- Partnerem życiowym?! – Kobieta lekko
zachwiała się na nogach. – Wojtuś to jeszcze dziecko, a w dodatku chłopiec.
- Dla demonów liczy się więź –
tłumaczył blondyn – nie zważamy na płeć czy urodę. Choć pączuś jest naprawdę
śliczny.
- A co na to Wojtuś? – Pani Elżbieta
nie ustępowała. Dla niej liczyło się dobro jej wnuka.
- Pączek jeszcze nic nie wie –
westchnął demon – jednak po dowiedzeniu się o tym pakcie krwi chłopców,
wszystko jest przesądzone. Spodobał mi się już jedenaście lat temu i pewnie
zabrałbym go wcześniej, jednak nie mogłem go odnaleźć.
- Mieszkał w klasztorze wraz z wujem, a
wcześniej zamknięto go w szpitalu psychiatrycznym, gdzie zniszczono mu
dzieciństwo – oznajmiła sucho kobieta – Demony nie mają wstępu na poświęconą
ziemię.
- Teoretycznie rzecz biorąc, tak –
mruknął zmęczony blondyn – W praktyce, wygląda to nieco inaczej. Po prostu nie
wchodzimy tam dla świętego spokoju.
- Rozumiem – kobieta weszła do domu –
Zdajmy się na Wojtka. Chcę by był szczęśliwy.
- Dobrze. – Demon usiadł w jednym z
foteli. – Także chcę poznać jego zdanie.
- A co jeśli się nie zgodzi? – Erwin
usiadł na kanapie mierząc blondyna badawczym wzrokiem. – Co wtedy?
- Nic, po prostu wezmę go siłą – demon
wzruszył ramionami – Z czasem pogodzi się ze swoim losem.
- To nie fair – zarzucił mu Erwin –
Uciekniemy.
- Nie da się ciebie nie lubić, wiesz
piegusie? – Blondyn wstał i podszedł do chłopaka. – Razem z pączkiem macie
podobne charaktery, ale łatwo was utemperować, na przykład w łóżku.
- W łóżku? – Rudzielec zdębiał, a po
chwili się zarumienił, uświadamiając sobie o co chodzi. – Pan żartuje, prawda?
- Nie, nie żartuję – demon uśmiechnął
się tylko na reakcję chłopaka – Nie martw się, Hank jest delikatniejszy niż ja.
- I to ma mnie pocieszyć? – Erwin wstał
i popędził na górę do pokoju Wojtka, który spokojnie spał z przypiętą
kroplówką. Usiadł na krześle obok łóżka przyjaciela i ukrył twarz w swoje
dłonie. – Stary, ale żeśmy się wpakowali. Te demony nie odpuszczą. Strasznie
się boję i przykro mi, że przez tyle musiałeś sam przechodzić. Kiedy się
obudzisz, opowiedz mi co porabiałeś przez te jedenaście lat.
Rudzielec usadowił się na podłodze i
kładąc głowę na skraju łóżka, przysnął czuwając przy koledze. Po kilkunastu
minutach Hank delikatnie wziął go na ręce i przeniósł się z nim do domu w
lesie. Położył go na swoim łóżku, przykrywając ciepłym kocem.
¨¨¨
Wczesnym popołudniem pani Elżbieta
weszła do sypialni wnuka w poszukiwaniu Erwina. Miała nadzieję, że chłopak
ukrył się w pokoju Wojtka i tu spędził noc, czuwając przy jego łóżku. Niestety
nie zastała go nawet w tym miejscu.
- Gdzie też może się ten łobuziak
podziewać? – Zastanawiała się smutnie delikatnie głaszcząc policzek wnuka. –
Byłam pewna, że przybiegł w strachu do ciebie.
Nagle ciemnowłosy niespokojnie się
poruszył, a po chwili powoli otworzył oczy. W milczeniu patrzył na swoją babcię
pustym wzrokiem, który stopniowo zaczynał nabierać wyrazu.
- Babciu, to ty? – Spytał niemal
szeptem drżącym głosem. – A może znowu mi się śnisz?
- To nie sen kochanie – kobieta z
troską pocałowała czoło wnuka, który dla upewnienia złapał ją za rękę i wtulił
w nią mokry od łez policzek – Jak się czujesz? Jesteś może głodny?
- Ja tak strasznie się bałem, że już więcej
cię nie zobaczę – załkał chłopak, przytulając się do babci – Myślałem, że znowu
zostanę sam. Jesteś jedyną osobą, która mnie jeszcze nie porzuciła.
- Wojtuś, szkrabie – kobieta zmierzwiła
mu pieszczotliwie włosy – ja nigdy cię nie opuszczę. Zawsze masz moje wsparcie,
nawet na odległość.
- Dziękuję – rozpłakał się już na dobre
– tak bardzo ci dziękuję, że jesteś przy mnie. Boję się samotności, a wszyscy
zawsze zostawiają mnie samego. W Krakowie czułem się, jak trędowaty. Wuj
Szczepan orzekł, że jestem nieczystym dzieckiem i zamykał mnie w celi na długie
godziny w ramach oczyszczenia. W szpitalu trzymano mnie w izolatce uważając za
czubka. Ten pan, który mnie zabrał z twojej kawiarni też zatrzaskiwał za sobą
drzwi, pozostawiając mnie samego w ciemnym pokoju. – Spojrzał zapłakanymi
oczami na babcię. – Czy jestem aż taki zły babciu? Chyba działam wszystkim na
nerwy, bo nie chcą za długo ze mną przebywać w jednym pomieszczeniu. Zacząłem
wreszcie myśleć, że najlepszym rozwiązaniem będzie umrzeć. Rodzice się ucieszą,
bo pozbędą się problemu, jakim jestem, a ty i Erwin będziecie wreszcie mogli
ode mnie odpocząć.
- Nawet tak nie mów pączek! – Ryknął
blondyn, wbiegając do sypialni chłopaka. Złapał go i mocno przytulił. – Nie
pozwolę na to głuptasie. Wiesz, jak bardzo jesteś mi potrzebny?
- Niech mnie pan puści, proszę –
szepnął drżąc na całym ciele Wojtek. Dotyk mężczyzny palił jego skórę i
doprowadzał do przyspieszonej pracy serca. Chłopak nie wiedział co się z nim
dzieje. – Do niczego się panu nie przydam. Kto by chciał takie nic.
- W ogóle siebie nie doceniasz –
rozgniewał się blondyn groźnie patrząc na nastolatka – Jesteś moim ślicznym
grubaskiem, którego wybrałem już jedenaście lat temu. Pamiętasz co ci wtedy
powiedziałem? Przypomnij sobie ten tartak malutki i opowiedz babci, co się tam
wydarzyło.
- Ja wtedy – Wojtek podkulił pod siebie
nogi i oparł brodę o kolana. Zmarszczył nieco czoło, wspominając wydarzenia, o
których starał się zapomnieć. – Nie chciałem tam iść, ale ci z bogatej
dzielnicy siłą mnie tam zaciągnęli. Zamknęli mnie w jednym z pomieszczeń
śmiejąc się, że jestem gruby. Miałem gdzieś, co o mnie myśleli, ale bałem się
ciemności i bardzo wtedy płakałem. Po pewnym czasie, drzwi same się otworzyły i
kiedy wyszedłem na główny holl tartaku, zobaczyłem ich śmierć. Patrzyłem na to,
jak krzycząc umierają i czułem zapach ich krwi. – Zamilkł na chwilę kryjąc
twarz w dłoniach. – Oglądałem to wszystko dość długo, ale kiedy przyłapałem się
na myśli, że „dostali to, na co zasłużyli” zląkłem się samego siebie. Nikt nie
zasługuje na taką śmierć. Uciekłem na zewnątrz i biegłem dopóki nie poczułem
bólu w ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem potwora, który mordował moich
prześladowców. Nie rozumiałem, czemu zamiast mnie zabić, jedynie się przygląda.
W końcu przyłożył szponiastą dłoń do mojej klatki piersiowej i powiedział, że
należę do niego. Później zniknął, zostawiając mnie samego wśród rozkładających
się ciał reszty dzieciaków.
- Chciałem zabrać cię już wtedy, jednak
musiałem przed tym coś załatwić – wyjaśniał mężczyzna już łagodniej – Kiedy po
ciebie wróciłem, nigdzie cię już nie było. Odnalazłem cię dopiero po jedenastu
latach i nie zamierzam ponownie stracić. Zamieszkasz ze mną, jak również piegus
i twoja babcia.
- Jak pan to sobie wyobraża? – Pani
Elżbieta w szoku niemal upadła. – Nie zgadzałam się na mieszkanie u pana, a tym
bardziej Erwin.
- Piegus już jest w moim domu. Hank
przełamuje z nim lody. – Oświadczył mężczyzna lekko rozbawiony reakcją kobiety.
Niepokoiło go tylko milczenie ciemnowłosego. – Nie obchodzi mnie pani zdanie,
bo już postanowiłem.
- Nie jestem demonem i nie podlegam
pańskiej jurysdykcji! – Kłóciła się z blondynem kobieta. – Nie będzie pan
rządził moim życiem!
- Zatrzymam przy sobie pączka za
wszelką cenę – oświadczył demon poważnym tonem – pani i ten rudzielec jesteście
niejako lekarstwem dla niego, dlatego biorę waszą dwójkę sobie w pakiecie.
- Ja się nigdzie nie wybieram – mruknął
Wojtek chowając się pod kołdrą – zostaję z babcią.
- Pączuś, idziesz do mnie wraz z babcią
– blondyn złapał zawiniętego w kołdrę chłopaka i wziął na ręce, następnie
znalazł się tuż przy kobiecie i jednym gestem przeniósł całą trójkę do swojego domowego
gabinetu. – Witam w moim małym królestwie.
- Co? – Pani Elżbieta osłupiała
wpatrywała się w mężczyznę. – Proszę mnie odstawić z powrotem. Wojtka zresztą
również.
- Nie. – Demon posłał jej groźne
spojrzenie, jednak ta się nie ugięła. – Służba przygotowała odpowiedni pokój,
do którego grzecznie się pani uda.
- A w życiu! – Kobieta z uporem usiadła
na pobliskim krześle, zaplatając na piersi ręce w geście protestu. – Ogłaszam
strajk.
Na te słowa, Wojtek niespokojnie się
poruszył, wydostając się z uścisku mężczyzny. Upadł na podłogę, ale kiedy
próbował się podnieść z powrotem na niej lądował z powodu dużego osłabienia. Powoli
zaczął iść w stronę babci na czworakach.
- A ty gdzie się wybierasz maleńki? –
Demon westchnął widząc desperację w działaniach chłopaka, który teraz pełzł po
podłodze jak niemowlak. Pidżama w diabełki dodawała temu jednak nieco
komicznego wyrazu. – Powiem wam moje uparciuchy teraz jedno. Strajk nie pomoże
mnie przekonać. Wojtek zostaje ze mną, a pani obiecała go nie opuszczać.
Wojtek wzdrygnął się słysząc swoje imię
wypowiedziane głosem mężczyzny. Przez jego ciało przeszedł dziwny dreszcz,
który wywołał w nim falę gorąca. Nieśmiało odwrócił się do blondyna, a kiedy
natrafił na jego czujne spojrzenie zamarł bezruchu, czując podniecenie.
- Cholera – jęknął, starając się ukryć
wstydliwe oznaki reakcji na mężczyznę jego zdradliwego ciała. Zimny prysznic,
tego mu trzeba. – Muszę do łazienki.
Pani Elżbieta z zaskoczeniem wpatrywała
się we wnuka. Jego zachowanie wydało jej się dość dziwne, ale kiedy zobaczyła
jego zawstydzenie i to, co starał się ukryć przed mężczyzną, dało jej do
myślenia. Jej wnuczek jednak zaczął czuć coś do tego demona i to wpłynęło na
jej decyzję.
- Dobrze, zostanę w pana domu –
oznajmiła nie wierząc w to, co mówi – ktoś musi zadbać o Wojtusia, bo jak widzę,
pan się do tego nie kwapi.
- Babciu?! – Stęknął zdziwiony chłopak.
– Co ty!
- Odpowiednio się nim zajmę – zaśmiał
się blondyn w odpowiedzi. Od razu dostrzegł problem z jakim się właśnie zmagał
jego pączuś, co mu poniekąd schlebiało. – I z pewnością nie będzie to zimny
prysznic. Kiedy uporamy się z tym małym problemem, zrobię mu ciepłą kąpiel i
osobiście nakarmię.
- Jasny gwint – pisnął Wojtek
desperacko przyspieszając na podłodze – sam dam sobie świetnie radę.
- Nie ma się czego wstydzić – demon
powoli zbliżał się do zażenowanego chłopca – to normalna reakcja, zważywszy na
rzeczy, które już robiliśmy nieraz.
- O takich rzeczach to może na
osobności rozmawiajcie – panią Elżbietę nieco zawstydziły słowa mężczyzny –
gdzie jest ten pokój, do którego mam się wprowadzić?
- Przeniosę tam panią – blondyn
podszedł do kobiety z zadowoloną miną, po czym zwrócił się do klęczącego Wojtka
– Za chwilkę do ciebie wrócę, więc nigdzie nie odchodź.
- Niedoczekanie twoje – mruknął pod
nosem chłopak w momencie, kiedy demon zniknął wraz z jego babcią. Łapiąc się za
najbliższy mebel, którym okazał się fotel, pomału podniósł się na chwiejące
nogi. Następnie z wolna ruszył, wciąż się podpierając, do drzwi, które niestety
były dość daleko. Był już prawie przy nich, gdy ktoś złapał go od tyłu za
ramię. Wystraszony puścił się trzymanego krzesła i z powrotem wylądował na
podłodze.
- Kazałem ci nigdzie się nie ruszać,
ale jak widać wrócił mój buntownik – usłyszał głos blondyna, a następnie poczuł
silny chwyt wokół talii – Na początek, zajmiemy się twoim małym problemem.
Bez słowa przeniósł się z chłopcem do
swojej sypialni, nie zważając na jego protesty. Tam zsunął z niego spodenki od
pidżamy i posadził sobie na kolanach. Wojtek zadrżał, czując jego dłoń na
swojej męskości.
- Nie – jęknął wystraszony, próbując
się wyrwać z objęć mężczyzny.
- Ciii – uciszył go demon, całując
delikatnie w szyję – Nie masz się czego obawiać. Poczekam, aż twoje ciało
będzie w lepszej kondycji pączusiu. Osobiście zadbam o to byś szybko odzyskał
siły. Kiedy to nastąpi, zafunduję ci noc pełną rozkoszy.
- Nie chcę – stęknął ciemnowłosy w
proteście – Pan jest niewyżyty.
- Jestem – zaśmiał się demon – a wiesz
dlaczego?
- Nie – Wojtek bał się odpowiedzi. – I
nie chcę wiedzieć.
- I tak ci powiem – szepnął mu do ucha
blondyn rozbawiony myślami chłopca – Dość długo musiałem żyć w celibacie przez
moje niszczycielskie moce. Dotychczasowi kochankowi umierali w trakcie w ogóle
mnie nie zaspokajając, więc dałem sobie na wstrzymanie. Kiedy oparłeś się mojej
mocy jedenaście lat temu, od razu chciałem cię ze sobą zabrać, jednak byłeś
jeszcze stanowczo za młody na igraszki tego typu.
- Zboczeniec z pana – zarzucił mu
ciemnowłosy cały czerwony na twarzy z podniecenia i wstydu – Tylko jedno panu w
głowie.
- Nie zaprzeczę – odparł demon, słysząc
przyspieszony oddech chłopca – wstrzymywałem się przez kilkaset lat, dlatego
nie dziw się, że po zobaczeniu kogoś, kto nie umarł po moim dotyku, miałem
ochotę go przelecieć. Od tamtej pory twoja twarz nawiedzała moje myśli przez
jedenaście lat. Nawet sobie nie wyobrażasz, co tam z tobą wyczyniałem pączku.
To, co dotychczas zrobiliśmy, jest niczym w porównaniu z tamtym.
Wojtek czując, że nadchodzi moment
spełnienia zaczął nieświadomie poruszać biodrami, a tym samym ocierać się o
mężczyznę. Po chwili krzyknął w uniesieniu, a ciepły strumień zalał rękę
trzymającą jego męskość. Lekko zamroczony po przeżytym orgazmie oparł się o
tors blondyna, który zlizał z palców lepką ciecz.
- Pysznie – uśmiechnął się do Wojtka,
zanosząc go do łazienki – teraz trzeba cię wykąpać.
Zdjął z chłopaka resztę pidżamy, po
czym wsadził go do wanny z gorącą wodą. Wojtek zamruczał na przyjemne ciepło,
które pomogło mu się trochę odprężyć. Nawet nie protestował, kiedy demon zaczął
go myć. Był na to zbyt zmęczony.
- Widzę, że ci się podoba – zachichotał
blondyn słysząc mruczenie chłopca i widząc malującą się na jego twarzy błogość
– Pączusiu, czyżbyś był pieszczoszkiem.
- Co? – Wojtek niezbyt słyszał słowa
mężczyzny całkowicie oddany przyjemności kąpieli. – Mówił pan coś?
- Tak ci było dobrze, że nawet mnie nie
słuchałeś – zaśmiał się demon, wyciągając go z wanny i wycierając do sucha –
Hm, przydałoby się cię w coś ubrać.
- Gdzieś tu powinna być moja pidżama –
Wojtek zaczął rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu koszulki w diabełki
– Góra jest przy drzwiach.
- To jest już brudne głuptasie – dał
chłopcu prztyczka w nos – Ostatnio kupiłem coś idealnego dla ciebie.
Demon posadził Wojtka na łóżku i
podszedł do stojącej w kącie szafy. Po chwili, wrócił z czystym ubraniem.
- To jakiś żart, prawda? – Wojtek
pomachał przed mężczyzną błękitną koszulką o marynarskim kroju z
charakterystycznym kołnierzykiem. – W rzeczy tego typu ubiera się
przedszkolaki.
- Masz wybór – westchnął blondyn,
patrząc groźnie w niebieskie oczy chłopaka – albo to ubierasz, albo tak jak
teraz schodzisz do jadalni. Daję ci pięć minut.
Wojtek w szoku spojrzał na poważną minę
mężczyzny, po czym szybko się ubrał. Zdziwił go fakt, że ciuchy idealnie były
dopasowane do jego ciała.
- Już – szepnął zawstydzony ze
spuszczonym wzrokiem – zadowolony?
- Powiedzmy – blondyn nieoczekiwanie
wziął chłopaka na ręce – Wiedziałem, że ślicznie będziesz w tym wyglądał, choć
szczerze wolę twój naturalny wygląd.
- W ogóle pana nie rozumiem – sapnął
zmieszany Wojtek – należę do typu ludzi, którymi nie zainteresowałaby się żadna
kobieta. Gruby, brzydki i durny.
- Nie doceniasz samego siebie –
zauważył mężczyzna tuląc do siebie chłopaka – Jesteś piękny, wiesz. Bądź pewny,
że nikomu ciebie nie oddam. Jesteś mój i niczyj więcej.
- Eh – westchnął zrezygnowany Wojtek –
I tak już mi wszystko jedno. Może się pan mną bawić do woli. Tylko mam jedną
prośbę.
- Jaką? – Demon spojrzał chłopcu
głęboko w oczy, oczekując na odpowiedź.
- Kiedy się już panu znudzę, niech mnie
pan po prostu zabije – w błękitnych oczach pojawiły się zalążki łez – kolejnego
porzucenia już raczej nie wytrzymam.
- Ty nigdy mi się nie znudzisz pączek –
mężczyzna delikatnie pocałował czoło ciemnowłosego – i nigdy cię nie porzucę.
Nie płacz, bo nie masz do tego powodu.
Wojtek nieśmiało spojrzał na demona i
ostrożnie musnął jego wargi swoimi. Mocno się przy tym zarumienił.
- Dziękuję – szepnął jednocześnie
spuszczając wzrok – To było miłe.
- Spójrz na mnie pączuś – blondyn
zaskoczony ruchem chłopaka na chwilę przystanął. Chciał jeszcze raz zobaczyć tę
zawstydzoną buzię i posmakować tych różowych usteczek. – Nie ma się czego bać.
Wojtek powoli zwrócił się ku twarzy
mężczyzny, który od razu zaatakował jego lekko uchylone usta. Ssał i lizał
miękkie wargi chłopaka powoli penetrując językiem ich wewnętrzną stronę i zęby,
aż w końcu wszedł głębiej. Co i rusz trącał zachęcająco swoim jego język,
jeżdżąc po podniebieniu i okolicach, aż w końcu chłopak nieśmiało zaczął
odwzajemniać pocałunek. Oderwali od siebie usta z powodu braku tchu.
- Twoje usta także wybornie smakują –
mruknął demon z satysfakcją patrząc na swojego pączusia – Okres twojej
rekonwalescencji będzie dla mnie wielką próbą silnej woli. Już teraz mam ochotę
wziąć cię tu i teraz nie licząc się z konsekwencjami. Masz szczęście, że
potrafię się kontrolować.
Po tych słowach w milczeniu zeszli do
jadalni.
¨¨¨
Erwin z krzykiem zerwał się ze złego
snu. Usiadł na łóżku próbując się uspokoić. Kiedy wyrównał oddech, powróciła mu
jasność myślenia.
- Czemu jestem w łóżku? – Rzucił
pytanie do pustego pokoju. – I co to za pokój? To nie jest dom pani Elżbiety,
ani sypialnia Wojtka.
Wystraszony zerwał się z łóżka i
podszedł do drzwi, które okazały się być zamknięte. Zdesperowany ruszył w
stronę uchylonego okna. Otworzył je szerzej i wychylił się, by sprawdzić
dystans dzielący go z ziemią.
- Hm, jakieś trzy piętra – mruknął pod
nosem nadal pogrążony w myślach – Ryzyk fizyk, najwyżej się zabiję.
Wdrapał się na parapet i biorąc głęboki
oddech skoczył, lądując na miękkiej ściółce leśnej. Dla złagodzenia wstrząsu zrobił
przewrót przez prawy bark. Wstał otrzepując ubranie, po czym puścił się biegiem
przez las. Dotarł do szosy i kontynuował ucieczkę, maszerując poboczem. Kiedy
nadjeżdżał jakiś samochód, wystawiał kciuk z nadzieją, że ktoś się zatrzyma i
zabierze go jak najdalej stąd. Nagle usłyszał za sobą pisk opon, a następnie
trzaśnięcie drzwiczek auta. Odwrócił się, by sprawdzić co to za wóz i raptownie
zbladł. Ku niemy szedł popielatowłosy mężczyzna z gniewną miną.
- O kuźwa – jęknął w reakcji na ten
widok, po czym zaczął uciekać najszybciej, jak tylko potrafił. Niestety
mężczyzna niemal od razu go złapał i bez wysiłku władował do samochodu.
- Niegrzeczny z ciebie chłopiec
piegusie – skarcił chłopca, który w panice starał się otworzyć zablokowane
drzwi – W domu wyjaśnimy sobie co nieco.
- Nie chcę! – Protestował Erwin, bojąc
się spokoju mężczyzny. – Niech mnie pan wypuści! Ja chcę wysiąść!
- Za chwilę – Hank łagodnie przemawiał
do wystraszonego rudzielca. – Spróbuj się troszeczkę uspokoić.
- Gdzie my jedziemy? – Erwin z
przerażeniem wpatrywał się w widok za oknem wozu. Przez chwilę wydawało mu się,
że widzi tunel ognia. Przetarł w niedowierzaniu oczy i ponownie ukazał mu się
ciemny las.
- Do twojego nowego domu oczywiście –
poinformował go mężczyzna raptownie hamując – Teraz możesz wysiąść.
- Nie – Erwin teraz już sam nie
wiedział, czy bezpieczniej będzie zostać w wozie, czy wysiąść.
- Niesforny piegusek – Hank przybrał
demoniczną postać i gestem ręki sprawił, że chłopak dosłownie wypadł z
samochodu, lądując twardo na ziemi. Następnie złapał go pod boki i wziął na
ręce. – Niestety zmuszasz mnie do drastyczniejszych metod.
Erwin chciał się wyrwać, jednak sprawił
sobie tym tylko ból, bo ostre szpony demona wbiły się w jego bok. Z ust
chłopaka wydobył się jęk, a z oczu popłynęły łzy.
- Nie bój się – uspokajał go mężczyzna
delikatnie gładząc zranione miejsce – Sam jesteś sobie winien, bo zacząłeś się
wyrywać.
- Wiem – załkał nieśmiało Erwin,
chowając twarz w dłoniach. Bał się spojrzeć w ślepia demona. Sam fakt, że
trzymający go facet nie jest człowiekiem był przerażający, a on z natury
należał do tchórzy.
- Eh – popielatowłosy westchnął, czując
strach chłopaka, subtelnie dotknął jego umysłu chwilę lustrując nagromadzone
myśli – aż tak cię przerażam w tej formie? Jeśli obiecam zmienić się w
człowieka, spojrzysz na mnie?
- Nie wiem – szepnął cichutko Erwin
zgodnie z prawdą.
- Tyle mi wystarczy – Hank pocałował
czule czoło chłopca zadowolony z faktu, że ten go nie okłamał. Jednocześnie
zmienił się w ludzką formę i ostrożnie postawił rudzielca na ziemi. – To jak,
pokażesz mi swoją twarz?
- Nie. – Nastolatek odwrócił się tyłem
do mężczyzny, wstydząc się swojej zapłakanej twarzy.
- Rozumiem. – Hank objął go od tyłu i
przytulił. – Uroczy jesteś taki nieśmiały, wiesz?
- Urocze to są dziewczyny – mruknął
rudzielec niezadowolony ze stwierdzenia demona. Zapominając swój wstyd odwrócił
się i gniewnie spojrzał na mężczyznę. – Ja jestem chłopakiem.
- Ze złością też ci do twarzy – zaśmiał
się popielatowłosy mierzwiąc mu miedzianą czuprynę i ścierając z policzków
pozostałości łez – mój śliczny chłopiec.
- Hej! – Erwin odsunął się od mężczyzny,
jednocześnie poprawiając sobie włosy. – Jaki mój? Ja jestem swój!
- Błąd – Demon zmrużył oczy badawczo
patrząc na rudzielca – Jedenaście lat temu oddałeś siebie mojemu bratu, a on odstąpił
mi ciebie wczoraj. Należysz teraz do mnie.
- Byłem głupim dzieciakiem i nie
wiedziałem co robię! – Tłumaczył się w panice chłopak. – Miałem wtedy osiem lat
i to miał być rytuał braterstwa krwi, a nie oddania demonowi! To wszystko przez
ten cholerny krąg. Nic by się nie stało, gdybyśmy do niego nie wchodzili z
Wojtkiem.
- Możliwe – Mężczyzna krok po kroku
zbliżał się do nastolatka – Jednak czasu nie cofniesz i nie naprawisz tego, co
się stało.
- A co jeśli umrę? – Erwin był
zdruzgotany. – Czy śmierć byłaby rozwiązaniem?
- Nie, bo twoja dusza i tak trafiłaby w
moje ręce. – Hank złapał chłopca za brodę i spojrzał mu głęboko w oczy. – Nie
pozwolę ci umrzeć. Od teraz nie masz prawa decydować o swoim życiu samodzielnie.
Erwinie Samuelu Foxie, należysz całkowicie do mnie.
- Nie chcę! – Erwin był już na granicy.
Przerażenie powoli przekraczało punkt krytyczny doprowadzając do paniki. – Puść
mnie! Błagam, zostaw mnie w spokoju!
- Teraz się prześpisz, a później
dokończymy naszą rozmowę. – Mężczyzna złapał rudzielca, który zemdlał z
nadmiaru strachu. – Uważasz siebie za tchórza, a wytrzymałeś naprawdę długo
piegusku.
Hank przerzucił sobie nieprzytomnego
chłopaka przez bark i ruszył z nim w stronę domu. Kiedy przekroczył jego próg,
kątem oka dostrzegł w jadalni swojego brata w towarzystwie ciemnowłosego
chłopca.
- Widzę, że pierwszą próbę ucieczki
macie już za sobą. – Odezwał się blondyn rozbawiony widokiem twarzy Wojtka w
reakcji na nieprzytomnego rudzielca. – Wyjaśniłeś mu zasady gry?
- Niejako – westchnął Hank posyłając
uśmiech w stronę Wojtka – Widzę, że twój maluszek ma się już lepiej.
- Maluszek? – Wojtek się zdenerwował. –
Widzi pan? To przez te ciuchy!
- Powróciła ta jego żywiołowość –
zaśmiał się blondyn w odpowiedzi – Właśnie takiego go lubię oglądać.
- Ta dwójka coś w sobie ma – odparł
popielatowłosy wchodząc na schody – Wybaczcie, ale muszę umyć mojego pieguska,
bo nieco umorusał się ziemią i własną krwią.
- Życzę miłej zabawy – pożegnał go
blondyn z dziwnym wyrazem oczu, po czym zwrócił się do obserwującego go Wojtka
– Jedz, zamiast gapić się na innych.
- Nie mam apetytu – ziewnął chłopak –
Wolałbym się już położyć spać.
- Dopiero po posiłku – demon wepchnął
mu do ust kawałek mięsa ze złośliwym uśmieszkiem – chcesz bym cię karmił?
- Nie – Wojtek od razu zabrał się za
jedzenie widząc, że demon nie żartuje – Sam sobie poradzę.
Świetne~! Można liczyć na next w następny weekend?
OdpowiedzUsuńPostaram się coś wrzucić w przyszły weekend, ale nie obiecuję. Jeśli nie w weekend, to w ciągu przyszłego tygodnia coś wstawię.
UsuńOczywiście, że Nas usatysfakcjonował ten fragment, przynajmniej mnie :) Miałam rację co do Erwina:):):):) Hank odpowiednio się nim zajmie:D Co do Wojtka i Blondyna( w ogóle to jak on ma na imię?) to relację trochę się między nimi zmienią na lepsze, a wtedy Wojtuś da mu popalić i jego babcia pewnie też :D Niezły pomysł z tym zamieszkaniem razem.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dodanie w obiecanym czasie rozdziału. No i jak zawsze czekam niecierpliwie na dalszy ciąg tej historii.
Pozdrawiam :):):):)
Ps. Dobrze, że poprawia Ci się zdrowie, mam nadzieję, że teraz już będzie tylko lepiej!!!!
Hej,
OdpowiedzUsuńno i wyjaśniło się dlaczego i na Erwina klątwa też nie działa, a jak się okazało to i ofiarę złożyli, no i Erwin z babcią Wojtka też tam trafił, czemu on nie może być taki delikatniejszy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie