Przegapiłam mikołajki, ale zajęła mnie papierologia i biurokracja, dlatego sorry. Nie daję Wam gwarancji, że zdążę coś sklecić do świąt, ale spróbuję ^^ Życzę miłej lektury.
XIII
Baal szedł korytarzem prowadzącym z
jego gabinetu do sypialni. Niestety musiał wrócić do obowiązków, bo skończył
się jego czas wolny. Skręcił właśnie w część mieszkalną, gdy poczuł, że coś w
niego uderzyło. Spojrzał w dół i zobaczył parę dużych, brązowych oczu.
- Dzień dobry – przywitała się z nim
właścicielka tego zjawiska – Jestem Misia.
- Dziecko – zdumiony patrzył na
jasnowłosą dziewczynkę, która aż tryskała energią – Skąd ty się tu wzięłaś?
- Szukam Wojtka – oświadczyła wesoło
kołysząc się na palcach – Braciszek powiedział, że on tu jest.
- Szukasz Wojtka? – Nie wierzył w to,
co słyszał. W końcu wybuchł gromkim śmiechem. – W takim razie chodź.
Ruszył w stronę sypialni ciekaw co ta
mała iskierka uczyni. Kiedy weszli do środka, dziewczynka podeszła do łóżka i
bezceremonialnie pacnęła czoło śpiącego chłopaka. Niestety na swoje
nieszczęście nie zareagował, więc ścisnęła płatki jego nosa. Od razu otworzył
oczy.
- Miśka! – Warknął niezadowolony, że
przerwano mu sen. – Skąd ty się tu wzięłaś?
- Skąd wiedziałeś, że to ja? –
Zdziwiona przechyliła swoją jasną główkę. – Ten papla Wini ci powiedział?
- Nie widziałem się z nim od jakiegoś
czasu – ziewnął leniwie się przeciągając – Tylko ty mnie tak budzisz
roztrzepańcu.
- Zmieniłeś się trochę – przyglądała
się ciemnowłosemu z uwagą – Masz kocie oczy, jak tamten pan ze szpitala.
- Byłaś w szpitalu?! – Zmartwiony
patrzył w jej brązowe oczy. – Kiedy?
- Wczoraj – odpowiedziała spokojnie –
Miałam operację, ale ten pan coś zrobił. Teraz nic mnie nie boli i nawet nie
mam blizny po cięciu.
- Rozumiem – uśmiechnął się czując
ulgę. Dobrze wiedział, jak ważna była dla Erwina. – Gdzie twój brat?
- Bawiliśmy się, ale nagle zasnął na
podłodze – wydęła obrażona usteczka – postanowiłam więc poszukać ciebie.
- Aha – zaśmiał się mierzwiąc jej włosy
– Jak tu trafiłaś?
- Przyprowadził mnie ten pan – pokazała
palcem na stojącego w progu demona, po czym ściszyła głos – jest trochę
straszny.
- Słyszałeś Baal? – Wojtek zachichotał
spoglądając na męża. – Przestraszyłeś swoją przyszłą szwagierkę.
- Jest trochę młoda – prychnął w
śmiechu podchodząc do łóżka – Ile masz lat maleńka?
- Nazywam się Michalina panie wysoki –
wzięła się pod boki i posłała demonowi uparte spojrzenie – Mam jedenaście lat.
- Baal – Wojtek przymknął oczy czując
nęcący zapach krwi dziewczynki. – Zabierz ją stąd.
- Już – demon od razu zauważył głód
chłopaka. Złapał Misię i przeniósł ją do kuchni oddając w ręce Olgi. – Trzymaj
ją z dala od Wojtka.
- Dobrze panie – Kobieta złapała rękę
zdezorientowanego dziecka. – Panicz źle się czuje?
- Nie – Baal uśmiechnął się lekko – To
tylko mały głód.
Po tych słowach zniknął wracając do
sypialni, gdzie siedział starający się uspokoić Wojtek. Podziwiał go, że tak
usilnie próbuje panować nad głodem. Podszedł do niego i czule go pocałował.
- To zły pomysł Baal – jęknął mu w usta
czując coraz większe pragnienie – To jest zbyt silne.
- Wiem – szepnął przytulając do siebie
chłopaka – Śmiało.
Wbił swoje zęby w szyję męża powoli
sycąc swój głód.
- Nadal nie rozumiem skąd wiem, jak to
robić – wyszeptał składając pocałunek na zasklepiających się ranach – Oświecisz
mnie mężu?
- Jesteś tak delikatny kochanie –
zaśmiał się blondyn urzeczony zachowaniem Wojtka – Zyskałeś tę wiedzę podczas
rytuału w momencie wypicia mojej krwi.
- Czyli przekazałeś mi wiedzę razem z
krwią – upewniał się cicho – A kiedy minie ten pociąg do krwi?
- Nigdy – odpowiedział czując, jak
chłopak w szoku drga – Z czasem zapanujesz nad głodem. Teraz całkiem dobrze ci
to idzie. Potrafisz jeszcze zachować skrupuły.
- Tyle że to cholernie trudne – jęknął
opierając głowę o ramię Baala – Prawie zaatakowałem Miśkę. Słyszałem szum jej
krwi, czułem jej nęcący zapach i widziałem odznaczające się żyły.
- Ale jakoś zdołałeś się kontrolować –
pochwalił go demon – Nie przejmuj się na zapas.
- Błagam – przytulił się do boku męża –
nie pozwól mi stracić kontroli. Jeśli tak się stanie, po prostu mnie
powstrzymaj. Nie przeżyłbym, gdybym kogoś skrzywdził.
- Wiem – wziął go pod boki i usadowił
na swoich udach okrakiem – Obiecuję cię pilnować.
¨¨¨
Erwin skulony spał na środku sypialni,
gdzie wcześniej bawił się z siostrą. Wizyta w świecie ludzi nadal dawała mu w
kość objawiając się falami zmęczenia. Obudził go ładny zapach z kuchni. Węsząc
nosem niczym zahipnotyzowany podążył za miłą wonią.
- Wini! – Zawołała szczęśliwa Misia
rzucając się mu na szyję – Wreszcie wstałeś!
- Sorry za tamto – westchnął
przytulając dziewczynkę – Jestem trochę zmęczony.
- Widziałam się z Wojtkiem –
wyszczerzyła się zadowolona – wiesz, on ma teraz takie oczy jak pan co był z
tobą w szpitalu.
- Czyli wrócił – ziewnął sięgając po
kubek z kawą, który podała mu Olga – Zazdroszczę mu trochę.
- Wszystko jeszcze przed tobą – Olga
postawiła mu pod nosem talerz z naleśnikami – Panicz Nab z pewnością zamierza
cię poślubić.
- A czy ja wyglądam na kogoś, kto tego
chce? – Pochmurnie spojrzał na kobietę. W sumie, bezbłędnie odczytała jego
emocje. Już od jakiegoś czasu odkrył, że darzy tego demona pewnym uczuciem,
które nie chciało przejść mu przez gardło. – Jakoś nie widzę siebie w roli
pokornej żony.
- Myślę, że panicz też cię w tej roli
nie widzi – zaśmiała się stawiając pusty koszyk na stole – Poszedłbyś nazbierać
jeżyn do placka?
- Pewnie – Erwinowi nie trzeba było
powtarzać dwa razy. Jeśli chodziło o deser, to zawsze służył pomocą. – To na
tej polance za domem?
- Braciszek nie może być żoną –
Michalina patrzyła na brata i kobietę z poważną miną – Nie ma przecież
pierścionka.
- Ugryź się czasem w język – jęknął
zawstydzony zgarniając siostrę – Pomożesz mi zbierać owoce.
- Słyszał panicz? – Olga zapytała, gdy
chłopak wyszedł z domu. Czuła obecność Nabuchodonozora od jakiegoś czasu. – Chyba czas
dać mu pierścionek.
- Poczekam aż przyzna się do swoich
uczuć – pojawił się na miejscu wcześniej zajmowanym przez rudzielca – Coś mi
mówi, że zrobi to niebawem.
¨¨¨
Wojtek wyszedł na krótki spacer. Baal
musiał wrócić do obowiązków władcy piekieł i do wieczoru był zdany na siebie.
Kiedy wychodził z domu, kątem oka dostrzegł Erwina z Miśką. Postanowił do nich
dołączyć.
- No, wreszcie raczyłeś się pokazać –
mruknął rudzielec na widok przyjaciela – Jak się czujesz w roli żony?
- Dobrze, choć miewam pewne
niedogodności – westchnął poprawiając swoje ciemne włosy – Gdzie idziecie?
- Olga poprosiła bym nazbierał jeżyn do
placka – odpowiedział mu już nieco żywiej – Zabrałem ze sobą tego roztrzepańca,
bo mieli ozorem na wszystkie strony.
- Hej! – Zaprotestowała kopiąc brata w
piszczel. – Nie jestem roztrzepańcem!
- Matko, za co?! – Krzyknął z bólu
skacząc na jednej nodze. – Jezu, żartowałem. Naucz się wreszcie to pojmować.
- Wasza dwójka chyba nigdy się nie
zmieni – zachichotał Wojtek w reakcji na kłótnię rodzeństwa – Kiedy tak na was
patrzę, zaczynam zazdrościć.
- Nie masz czego – pokazał język
młodszej siostrze – chyba, ze lubisz zbierać siniaki.
- Pomogę wam zbierać owoce – zaoferował
podchodząc do jednego z krzewów – Placek Olgi zasługuje na bogate nadzienie.
- Im więcej rąk tym lepiej – odparł
Erwin pakując sobie garść jeżyn do buzi – Pyszne.
- Wrzucaj je do koszyka, a nie do gęby!
– Skarciła go dziewczynka w złości. – W takim tempie to nie skończymy do
wieczora!
Zdążyli uzbierać pół koszyka, gdy
pojawiły się pewne komplikacje. Wojtek od razu wyczuł czyjąś obecność, dlatego
odesłał Michalinę do domu po Naba. Sam zasłonił przyjaciela swoim ciałem,
odgradzając go od niebezpieczeństwa. Po przemianie miał wyczulone zmysły. Do
jego nozdrzy dochodził nieprzyjemny swąd siarki i padliny.
- Na nas już pora – zarządził łapiąc
Erwina za rękę – Tyle owoców w zupełności wystarczy.
- Ale na krzaczkach jest ich tak dużo –
jęknął rudzielec z trudnością odrywając się od czarnych i słodkich owoców –
Czemu chcesz już wracać?
- Bo chcę! – Warknął popychając go w
stronę domu. – Idziemy!
- Dokąd to? – Usłyszeli chrapliwy głos,
a po chwili z głębi lasu wyłoniła się grupa dość ohydnie wyglądających stworów.
Miały białą skórę i czarne, puste spojrzenie. Z ust wystawały zębiska, które
uzupełniały ostre szpony. – Kąski.
- Żadne kąski – Wojtek poczuł strach
przyjaciela. – Odejdźcie.
- Pachniecie ludźmi – wycharczał ten co
wcześniej, chyba przywódca grupy – Ludzkie mięso to rzadkość w przedsionku.
- Cholera – zmrużył oczy oceniając
szanse na ucieczkę. Niestety były dość nikłe, bo stwory zdążyły ich otoczyć. –
Trzymaj się mnie, jasne?
- Yhm – Niemal zapiszczał ze strachu
kurczowo trzymając się bluzy ciemnowłosego – Czym to jest?
- Nie wiem – Wziął głęboki oddech
przybierając demoniczną postać. W tym momencie wydał się rudzielcowi piękny i
straszny. – Miśka zawiadomi Naba, więc się nie bój.
- To dlatego ją odesłałeś? – Zszokowany
patrzył na przyjaciela. – Dziękuję.
- Nie musisz – zbył go szukając słabego
punktu tych stworów – jeszcze nie masz za co.
Nagle jeden z bladolicych skoczył na
Erwina wbijając w jego rękę swoje szpony. Zapach jego krwi chwilowo zamroczył
Wojtka, ale jakoś przezwyciężył pokusę. Poczucie obowiązku chronienia przyjaciela
było silniejsze. W furii zaatakował napastnika odcinając mu ramię. Skamląc
uciekł do towarzyszy. Niestety w tym samym czasie napadło go kilku naraz
boleśnie raniąc jego bok i lewe udo. Syknął z bólu upadając na kolana.
- Wojtek?! – Erwin zobaczył opłakany
stan przyjaciela. Nie myśląc złapał za gałąź i zaczął nią wymachiwać na
wszystkie strony. Zdawał sobie sprawę, że z ich dwójki, to właśnie on był
najsłabszym ogniwem. – Zostawcie go!
- Taki kruchy! – Szydziły z niego
stwory. Co i rusz wbijały w niego szpony. Utrata krwi miała osłabić ich chęci
obrony. – Taki słaby.
- Nie jestem słaby! – Zawył z bólu.
Wojtek cały czas go wspierał odpierając kolejne ataki. – Nie aż tak!
- Jak śmiecie! – Nagle wszystkie stwory
zmieniły się w krwawą miazgę. Tuż przed nimi ukazał się Baal w towarzystwie
Naba.
- Kochanie – blondyn wziął na ręce
poranionego męża i zaraz z nim zniknął.
- Spokojnie – Nab przytulił
roztrzęsionego rudzielca i zabrał go do pokoju. Lepiej żeby siostra nie
widziała go w takim stanie. – Już po wszystkim.
- Ja nie jestem słaby – załkał czując
się bezsilny – Jestem tchórzem, ale nie jestem słaby.
- Wypij to – polecił mu demon podając
fiolkę z jakąś miksturą – To pomoże zasklepić się ranom.
- Nab? – Spojrzał w ślepia
popielatowłosego. – To ty Nab.
- Tak, to ja – zmusił go do wypicia
leku – Połknij. Wojtek jest w lepszej sytuacji, bo Baal całkowicie go
przemienił. Ty nadal jesteś w szczątkowej formie, a do tego nadal odczuwasz
skutki pobytu w świecie ludzi.
- Wojtek mnie bronił – zaszlochał
targany poczuciem winy – to z mojej winy jest ranny.
- Zdecydował się chronić przyjaciela –
położył Erwina na łóżku zaczynając zdejmować z niego zakrwawione ubrania – Ty
zrobiłbyś to samo.
Uśpił go zaklęciem, po czym obmył jego
ciało i ubrał. Następnie opuścił pokój, pozostawiając go samego.
¨¨¨
Wojtek zwijał się z bólu i głodu.
Jeszcze nigdy tak się nie czuł. Baal od razu mu pomógł lecząc rany, a po chwili
służba przyniosła mu świeże mięso by mógł czymś zaspokoić wzmożony apetyt.
- Co z Erwinem? – Zapytał pochłaniając
jedzenie. – Żyje?
- Żyje – Baal z uwagą go obserwował.
Był z niego dumny, że stawił czoła stadu upadłych demonów. – Dzielnie go
broniłeś.
- Kiedy go zranili, poczułem żądzę
mordu – opowiadał podminowany – Nim to jednak nastąpiło byłem bliski posilenia
się nim. Jestem najgorszy.
- Pokonałeś tę chęć – oświadczył
blondyn głaszcząc włosy chłopaka – Nigdy nie skrzywdzisz bliskich ci ludzi.
- Jestem słaby – westchnął płacząc –
Ledwie ich od niego odciągałem.
- Twoja siła wzrośnie – pocieszał go
łagodnym głosem – nie obwiniaj się o porażkę, bo obaj jesteście żywi. To twoja
zasługa.
- Jakoś tego nie czuję – sapnął
wtulając się w demona – to był jedynie łut szczęścia. Gdybyś przybył chwilę
później raczej byśmy tego nie przeżyli.
- Nie myśl o tym – wziął go na ręce i
położył na łóżku – Odpoczywaj.
Uśpił go, po czym zniknął łaknąc
śmierci wszystkich upadłych w okolicy.
¨¨¨
Michalina czuwała przy łóżku brata
czekając na jego pobudkę. Wszyscy chcieli ją chronić przed prawdą, ale ona ją
znała. Po tym jak Wojtek ją wysłał do domu po pomoc, słyszała krzyki jego i
Erwina. Później zobaczyła zakrwawione ubrania i przez szparę w drzwiach pokoju
Winiego dostrzegła jego ciężki stan.
- Braciszku – trzymała jego dłoń.
Pierwszy raz widziała by płakał. Nigdy tego nie robił w domu przy rodzinie.
Otworzył się przed tym mężczyzną o kocich oczach. – Jestem przy tobie. Zawsze
się mną opiekowałeś. Ja… ja też mogę zająć się tobą.
- Nie musisz – usłyszała za sobą głos
popielatowłosego – Ja o niego zadbam.
- Ale .… – chciała coś powiedzieć, ale
się najzwyczajniej rozpłakała. Ku jej zdziwieniu przytulił ją. – Nie chcę by
był smutny.
- Wiem – patrzył na nią uważnie – Macie
takie same oczy.
- Kim pan jest? – Spytała cicho
zahipnotyzowana głębią jego spojrzenia. – I co pana łączy z braciszkiem?
- Jeśli o to ci chodzi to tak, nie
jestem człowiekiem – wyjaśniał sadowiąc ją sobie na kolanach – Wybrałem Erwina
na partnera życiowego.
- Czy to znaczy, że Wini będzie pana
żoną? – Zapytała niewinnie czym rozbawiła Naba. – Ale zdaje sobie pan sprawę z
tego, że to chłopiec? Fakt, potrafi sprzątać, przeciętnie gotować i nawet szyć,
ale to kogut nie kura.
- Zdaję sobie z tego sprawę – zaśmiał
się słysząc jej teorię – Nie ma to wielkiego znaczenia.
- Nab – usłyszeli warknięcie spod koca
– Co ty wyczyniasz z moją siostrą?
- Rozmawiam – odpowiedział spokojnie –
Pocieszam.
- Czemu siedzi na twoich kolanach? –
Erwin usiadł na łóżku w złości. Włosy na jego głowie zjeżyły się tworząc
ciekawe zjawisko. – Natychmiast postaw ją na podłogę.
- Już zazdrośniku – wstał z krzesła i
postawił na podłodze Michalinę, po czym błyskawicznie siadając na łóżku złapał
rudzielca i umieścił go sobie na kolanach – Tak tęskniłeś za moim dotykiem
lisku? Nie bój się nigdy cię nie zostawię w spokoju.
- Co ty wyprawiasz?! – Szamotał się
zawstydzony próbując uwolnić się z uścisku ramion demona. – Nab do cholery. Nie
o to mi chodziło!
- Częściowo o to – szepnął mu do ucha
na co zarumienił się i schował twarz w jego torsie – Właśnie.
- Macie moje błogosławieństwo –
Michalina podbiegła do nich i pocałowała każdego w policzek. – Lubię twojego
przyszłego męża Wini, dlatego myślę, że idealnie do niego pasujesz.
- Coś ty jej nagadał, gdy spałem? – Speszony patrzył to na siostrę, to na demona. – Jaki znowu przyszły mąż?
- No wiesz, Wojtuś z Baalem się pobrali
– tłumaczył mu łagodnie głaszcząc dół jego pleców – teraz pora na nas.
- Po moim trupie! – Jakoś się uwolnił i
uciekł do łazienki. – Nie ma mowy!
- Ale on cię kocha – zaświergotała
Misia zauroczona tą scenką – Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Zawsze
przybierał pokerową twarz.
- Wiesz, że dziś wracasz? – Spytał ją
Nab, widząc że raptownie pochmurnieje. – Nie możesz zbyt długo przebywać w tym
domu.
- Dlaczego nie mogę pobyć z nim trochę
dłużej? – Zwróciła się do demona z wyrzutem. – Większość czasu był
nieprzytomny.
- Takie są zasady – Musiał być
stanowczy inaczej by nie zrozumiała. Cóż była jeszcze dzieckiem. – Za jakiś
czas ponownie pozwolę ci tu przybyć.
- Kiedy? – Dociekała z nadzieją i
desperacją w oczach. – Za jakiś czas, kiedy to będzie?
- Jeszcze nie wiem – odpowiedział
szczerze. Nie chciał robić jej zbyt wielkiej nadziei. – Na pewno nie wcześniej
niż za rok.
- Rok?! – Krzyknęła aż Erwin wyłonił
się z łazienki. – Nie chcę czekać aż tyle. Chcę widzieć go częściej! Pan nic
nie rozumie! Oprócz mamy tylko on się mną przejmował.
- Rozumiem – podejrzewał, że tak to się
skończy. Niestety nie mógł zagwarantować jej bezpieczeństwa w przedsionku. Nie
w tym okresie. – Za jakiś czas twój brat będzie mógł cię odwiedzać częściej,
nawet codziennie, ale nie teraz.
- Dlaczego nie teraz? – Dopytywała ze
łzami w oczach.
- Teraz nie może zbyt długo przebywać
wśród ludzi – wyjaśniał spokojnie i tonem odpowiednim dla dziecka – to by go
zabiło. Musi w pełni wyzbyć się człowieczeństwa, by egzystować wśród ludzi.
- Egzystować? – Nie rozumiała tego
słowa. – Trudnych słów pan używa.
- To znaczy żyć – odpowiedział za niego
Erwin – Muszę przestać być człowiekiem, by wśród nich żyć. Nie wiem kim się
stanę, ale nigdy nie przestanę cię kochać roztrzepańcu.
- Będziesz miał takie śliczne, kocie
oczy jak Wojtek? – Zaszlochała wtulając się w jego pierś.
- Może? – Przytulił ją mocno czując, że
drży z emocji. – Pamiętasz? Zawsze będę cię bronił.
- Ale teraz nie będzie cię przy mnie – zauważyła
łykając łzy – Nie będziesz w stanie mnie chronić.
- Wyślę Wojtka – oznajmił nazbyt pewnie – On
już może przebywać w świecie ludzi.
- Radzę ci mówić ciszej – polecił mu rozbawiony
Nab – Jeśli Baal to usłyszy, to ci nie daruje.
- A co on ma do tego? – Machnął ręką ignorując
ostrzeżenie popielatowłosego – Wojtek nie pozwoli skrzywdzić mojej siostry.
- Nie mam nic przeciwko – w pokoju zjawił
się Wojtek – ale będziesz mi dłużny.
- Wow – Erwin zdumiony patrzył na przyjaciela.
– Potrafisz już się tak zjawiać?
- Szybko się uczę – zaśmiał się, ale dostrzegając
emocje kolegi i jego siostry spoważniał – A tak na marginesie, Baal jest moim mężem i ma dużo
do tego co robię. Coś takiego kazał ci przekazać zaraz po tym, że porozmawiacie
na osobności w jego gabinecie, kiedy odstawisz siostrę do domu.
- Zarobiłem dywanik u dyrektora – prychnął
lekceważąco jak dziecko – Nie jest moim ojcem, więc nie muszę go słuchać.
- Wiesz, że w tym momencie podsycasz jego
złość? – Wtrącił Nab czując irytację brata. Niestety nie będzie nic mógł poradzić
na karę jaką zgotuje jego liskowi. – Jest władcą demonów, a ty podważasz jego autorytet.
- Może sobie być kim tam chce – sarknął
wzdychając. Chciał jeszcze coś dodać, ale Wojtek szybko zatkał mu usta słodką bułką
Olgi. Też czuł emocje męża i współczuł przyjacielowi czekającej go rozmowy.
- Myślę, że powinniśmy ruszać – Nab też
postanowił zareagować – Lepiej się stąd wynieść nim ta Etna na dole wybuchnie.
¨¨¨
Fajny rozdział,ciekawe czo ten Baal zrobi rudzielcowi??
OdpowiedzUsuńCiekawość mnie zżera od środka :P
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
Weeennnyyy :)