Nabuchodonozor wszedł do pokoju późną
nocą. Na łóżku zastał dość nietypowy widok. Erwin spał w ubraniu twarzą do
posłania, a tuż obok leżały dwie grube księgi. Od razu domyślił się jaką karę
dostał od Baala. Niestety na czas ich rozmowy musiał załatwić pilną sprawę w
mieście i przez to nie znał jej przebiegu. Spodziewał się, że Wojtek nie
omieszkał jej podsłuchać, bo raczej nie mógł liczyć na zwierzenia brata.
- To trochę nieuważne tak słodko spać z
wypiętym tyłkiem Lisku – szepnął wpatrując się w lekko obślinioną twarz
rudzielca – jak uroczo.
Postanowił zrobić chłopakowi małego
psikusa. Zabrał księgi z łóżka i położył je na szafce nocnej, po czym pozbawił
śpiocha ubrań i przykrył kocem. Spodziewał się ciekawej pobudki z rana. Wziął
odświeżający prysznic, po czym ułożył się obok również nagi.
- Pewnie pożałuję tego żartu – skradł
Erwinowi buziaka – ale sam się o niego prosiłeś.
¨¨¨
Olga z samego rana zaczęła się krzątać
po kuchni. Szykowała coś specjalnego dla Wojtka. Tak bardzo się cieszyła, że
panicz Baal doczeka się potomka w tak krótkim czasie. Jednocześnie kibicowała
Nabuchodonozorowi, by wreszcie formalnie związał się z Erwinem, który stał się
jej ulubieńcem. Ten dzieciak potrafił docenić jej wysiłki przy gotowaniu, czego
nie mogła powiedzieć o Wojtku, który jadł jak wróbelek.
- Dzień dobry Olgita! – Przywitał ją
rudzielec wbiegając do kuchni. – Co dobrego mi dziś upichciłaś?
- Widzę, że znowu chcesz zajadać nerwy
– pacnęła go w czoło sadowiąc przy stole – Co się stało piegusku?
- Ten zboczuch Nab postanowił sobie ze
mnie żartować – mruknął pochmurniejąc na twarzy – Zasnąłem w ubraniu wściekły
po rozmowie z Baalem, a dziś rano budzę się na golasa. Wiesz jaki to dla mnie
był szok? A on się jedynie szczerzył i bezczelnie gapił.
- Rozumiem twoje uczucia, ale nie bądź
zbyt surowy dla panicza – podstawiła mu pod nos talerz z omletem – To, że nie
może spuścić z ciebie wzroku, świadczy o jego pożądaniu ciebie.
- Nie pocieszasz mnie – sapnął smętnie
dźgając omlet widelcem – Wiesz, kocham Naba, ale ciężko sobie radzę z emocjami
jakie we mnie wzbudza. Kiedy na mnie patrzy, mam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Z czasem do wszystkiego przywykniesz
– zmierzwiła mu włosy w pieszczocie – Miłość wyprze dumę i ten upór, który jej
towarzyszy.
- Jakoś nie jestem głodny – wstał z
krzesła i ruszył do drzwi wyjściowych – Przepraszam, ale muszę się
przewietrzyć.
W milczeniu opuścił dom. Ruszył
pierwszą lepszą ścieżką przed siebie całkowicie pogrążając się w myślach. Miał
mętlik w głowie i to go irytowało. Zawędrował w ten sposób dość daleko w głąb
lasu. Usiadł na niewielkiej polance ciężko wzdychając.
- Co
ja mam zrobić? – Pytał siebie w myślach. – Kocham go, a ciągle mam wątpliwości. Jak Wojtek może sobie z tym
radzić?
Przymknął oczy i odchylił w tył głowę,
wystawiając twarz na promienie słońca. Nagle poczuł na gardle coś chłodnego.
- Jesteś kimś ważnym dla
Nabuchodonozora Mammona z rodu Rofokal? – Usłyszał pytanie jakiegoś mężczyzny.
Zdziwiony otworzył oczy, którym ukazał się długowłosy jegomość z wycelowanym w
niego ostrzem. – Ani człowiek, ani demon.
- Kim pan jest? – Wyszeptał w strachu
głośno przełykając ślinę. – Nie znam pana. I raczej nie przypominam sobie bym w
czymś zawinił.
- Jesteś naiwny, sądząc że możesz
wypuszczać się tak daleko w las Przedsionka w pojedynkę – zauważył mężczyzna
chowając swój miecz – Jestem Mefistofeles Behemot Rofokal, starszy brat
Nabuchodonozora i Baala. Masz szczęście, że to ja cię znalazłem, a nie szpiedzy
spiskowców, którzy są kilometry stąd.
- Brat Naba?! – Wytrzeszczył oczy
przyglądając się nieznajomemu. Jego długie włosy przypominały ogień, co było
dość uderzające. – Nie jesteście podobni.
- Matka się postarała – zaśmiał się
Mefistofeles raptownie dźwigając z ziemi zdębiałego chłopaka – Idziemy, nim
szpiedzy zwęszą nasz trop.
Erwin chciał już iść, jednak demon
przyciągnął go do siebie i wzbił się z nim w powietrze.
- Tak będzie szybciej – oświadczył
lecąc z wystraszonym rudzielcem – Widzę, że nie przepadasz za wysokościami.
- Postaw mnie na ziemi! – Pisnął
trzęsąc się jak galareta. – Bo cię kopnę porywaczu.
- Niezłe z ciebie ziółko – zachichotał
dając chłopakowi buziaka w czubek głowy. Po chwili ten zawisł w jego ramionach
bez energii. – Ups, chyba za bardzo cię osłabiłem. No nic, przynajmniej
przestałeś się wić dżdżownico.
¨¨¨
Wojtek wstał dość wcześnie. Oczywiście
połowa łóżka z reguły zajmowana przez jego męża świeciła pustkami. Westchnął
ciężko tęskniąc za ciepłymi ramionami, w które zwykł się wtulać po przebudzeniu,
po czym ruszył do łazienki. W połowie drogi wyczuł, że coś jest nie tak. W domu
znajdował się tylko on i Olga. Nigdzie nie było Erwina. To go zaniepokoiło, zważywszy
na ostatnie przeżycia przyjaciela.
- Gdzie jest Erwin? – Spytał zjawiając
się w kuchni. – Nigdzie nie czuję jego obecności.
- Wyszedł jakąś godzinę temu –
odpowiedziała Olga równie zmartwiona – Panicz Nabuchodonozor musiał udać się do
piekła zaraz po tym jak Lisek wyszedł na spacer.
- Rozumiem – sapnął, po czym zniknął –
Coś tu nie gra.
Zmaterializował się tuż przy lesie i
chwilę węszył. Poczuł nowy zapach i podniósł swoją czujność. Pobiegł na
pobliską polankę idąc tropem nowego śladu. Nagle zobaczył intruza.
- Erwin – warknął widząc nieprzytomnego
przyjaciela. Nieznajomy wylądował tuż przed nim. – Kim jesteś?
- Myślę, że chciałeś spytać co mu
zrobiłem – oświadczył rozbawionym tonem ognistowłosy mężczyzna – Chciałem go
tylko uspokoić, ale nieco przesadziłem.
- Mefistofeles – mruknął Wojtek w
skupieniu – Co cię sprowadza?
- Chęć poznania męża mojego młodszego
brata – skłonił się teatralnie – jak również poinformować obu braci o
zbliżającym się niebezpieczeństwie.
- Rozumiem – westchnął zaniepokojony
stanem przyjaciela, po czym ruszył w stronę domu – Mówiąc niebezpieczeństwo,
masz na myśli tę grupę intruzów kawałek drogi stąd?
- Zauważyłeś?! – Zdumiał się
Mefistofeles spostrzegawczością chłopaka – Imponujące.
- Wyczułem ich po wyjściu z domu –
poinformował go zmęczonym głosem. Ciąża nieco pozbawiała go energii. – Są wśród
nich kreatury, które niedawno zaatakowały mnie i Erwina.
- W świecie demonów te kreatury najmuje
się do brudnej roboty – zrównał się z ciemnowłosym – Nie czują bólu i nie znają
litości. W dodatku żywią się pobratymcami.
- Mam tego świadomość – ziewnął chcąc
już znaleźć się w łóżku – Boleśnie to odczułem.
- Ten lisek również, nieprawdaż? –
Spytał go przyglądając się nieprzytomnemu w jego ramionach. – Wyczuwam w nim
pewne wahanie.
- Powinien odzyskać przytomność jak
poczuje placek Olgity – zmienił temat nie chcąc wracać do tamtych wydarzeń.
Przypominały mu jego słabość. – To niesamowity łasuch.
- Uciekasz od tematu – wytknął mu
Mefisto ze złośliwym uśmieszkiem – Baal pozwala ci chadzać po lesie w takim
stanie?
- To nie twoja sprawa, więc się
łaskawie odwal – warknął zirytowany mrużąc błękitne oczy. Ognistowłosy
przypomniał mu właśnie zamiar męża przydzielenia mu straży przybocznej, co
ograniczyłoby jego prywatność. – Olga zajmie się Erwinem, dlatego idę do
siebie.
- Panicz Mefi! – Z domu wybiegła
uradowana kobieta. – Ileż to lat?
- To będzie ze dwa stulecia – szybko
oszacował demon, kątem oka obserwując znikającego Wojtka – Gdzie odstawić to
dziecko?
- Biedactwo ma ostatnio trochę
zmartwień – Olga zmierzyła nieprzytomnego rudzielca zaniepokojonym spojrzeniem.
W duchu dziękowała siłom piekielnym, że Nabuchodonozor został wezwany do pałacu
na obrady. – Pozwoli panicz, że się nim zajmę.
- Olgita, skarbie najdroższy – obdarzył
ją uwodzicielskim uśmiechem jak za dawnych lat, gdy był jeszcze dzieciakiem –
nie pozwolę byś dźwigała w swoim wieku.
- Cały panicz Mefisto – zaśmiała się w
lekkiej irytacji – Dżentelmen z dużą dawką syndromu urwisa.
- Jak ty mnie znasz – westchnął widząc
jej urazę w oczach – Jako jedyna byłaś odporna na moje zabiegi.
- Dawał mi panicz nieźle w kość swoimi
nieudolnymi podróbkami Casanovy – zakpiła prowadząc mężczyznę korytarzem w
stronę pokoju Erwina i Naba – W podrywie trzeba czasem mieć wyczucie, a panicz
lubi przekraczać pewne granice przyzwoitości.
- Oj tam, oj tam – zachichotał wspominając
wybryki młodości – Stare dzieje.
- Coś mi mówi, że panicz niewiele się
zmienił przez te dwa stulecia – sapnęła otwierając drzwi sypialni – I pomyśleć,
że zmieniałam paniczowi pieluchy.
- Matko Olga – jęknął skonfundowany –
czemu zawsze wywlekasz tak zawstydzające rzeczy. Przypominasz mi w tym matkę.
- Bracia panicza są właśnie na
spotkaniu w pałacu – poinformowała go, gdy położył na łóżku Erwina – Mogę
przygotować pokój gościnny. Myślę, że chwila odpoczynku i kąpiel będą paniczowi
służyć.
- Sugerujesz, że śmierdzę? – Powąchał
się, jednocześnie uzyskując odpowiedź. – Rozumiem.
¨¨¨
Było dość późno, kiedy skończyło się
zebranie w pałacu. Baal z Nabem zostali jeszcze w auli obrad i w milczeniu
przeglądali dokumentację.
- I co o tym sądzisz? – Przerwał ciszę
młodszy z braci. – Ci starzy głupcy nie widzą problemu.
- Za to ja go widzę – sapnął zmęczony
Nabuchodonozor – i to nie jeden.
- Każde posiedzenie sprowadza mnie do
coraz większych wątpliwości – odparł znużony władca – Nachodzi mnie ochota na
małą rewolucję w Ministerstwach.
- Niedługo to zemrze – mruknął
popielatowłosy studiując treść papierów – Jeśli będą podejmować takie decyzje,
niedługo zemrzemy my wszyscy.
- Z tego co mówisz, widmo wojny stało
się realnym zagrożeniem – zamknął piekące oczy, pragnąc już wrócić do domu i
wziąć w ramiona Wojtka – Knują za moimi plecami i myślą, że o niczym nie wiem.
Od samego początku śledzę ich poczynania i szczerze mam już tego dość.
- Nie możesz ogłosić ludowi wieści o
małżeństwie i potomku, skoro panuje w społeczeństwie zamęt – rzucił cicho Nab
odkładając kolejną depeszę – Nikt nie będzie bezpieczny, gdy wybuchnie wojna.
- Nie wybuchnie – ziewnął wstając z
krzesła – Zadbam o to. Nie pozwolę by powtórzył się scenariusz zdrady.
¨¨¨
Fritz siedział przy stole w jadalni i bez
apetytu mieszał zupę łyżką na talerzu. Sytuacja w domu nie należała do
najlepszych. Po śmierci ojca wszystko zaczęło się walić. Matka jeszcze jakoś
utrzymywała rodzinę w zgodzie, ale to było trudne zadanie. Wuj, istny raptus
nigdy nie myślał, a działał. To z kolei rozsierdzało wszystkich wokół.
- Co cię martwi synku? – Poczuł na
sobie wzrok matki. Jej niegdyś srebrzyste włosy z nadmiaru stresu stały się
białe i matowe. To go smuciło i wkurzało. – Od powrotu z pałacu nie chcesz
jeść.
- Ubolewam, że nasza rodzina stwarza
tyle problemów władcy – odparł odkładając na talerz łyżkę – Rodzina powinna się
wspierać, a tymczasem wzajemnie się niszczymy. Grozi nam widmo wojny, a my
niemal się zabijamy o kawałek ziemi z sąsiadami. Ojciec już dawno by to
rozwiązał. Nikt nie chce mnie i ciebie słuchać.
- Rozumiem twój niepokój – delikatnie
dotknęła jego ramienia – Poradzimy sobie ze wszystkim.
- Wuj szykuje bunt matko – rzucił
gwałtownie wstając – Nie zgadzam się z jego pokręconym myśleniem. Już dawno
powinien zrozumieć, że przemoc do niczego nie prowadzi.
- Uspokój się – spojrzała na syna
melancholijnie. Zdawała sobie sprawę z frustracji Fritza. Tak bardzo przypominał
ojca. – Rozumiem twoją złość, ale ona odbiera rozum.
- Wuj coś o tym wie – zadrwił powoli
odzyskując spokój – Ledwie powstrzymałem go przed władcą. Mało brakowało, a
skończylibyśmy w lochach pałacu.
- Gdzie idziesz? – Chciała go
zatrzymać. – Fritz?
- Na spacer – posłał jej wymuszony
uśmiech – Mam wiele rzeczy do przemyślenia.
Odszedł znikając za drzwiami. Nie kłamał
w kwestii rozważenia kilku spraw. Spotkanie władcy miało swoje plusy i minusy.
Nie chciał mu się sprzeciwiać, ale miał już serdecznie dość rządzenia się wuja
i jego zatargów z sąsiadami. Przez to wszystko tracił apetyt.
- Zaryzykuję panie i nie przybędę –
wyszeptał patrząc w dal – Niech wuj sam się tłumaczy ze swoich sprawunków.
¨¨¨
Erwin ocknął się w pokoju. Nie miał
siły nawet na otworzenie oczu. Jednak podświadomie wiedział, że znajduje się w
domu. Czuł zapach Naba i kuchni Olgi.
- Jak się czujesz? – Usłyszał głos
przyjaciela. – Nie wyglądasz najlepiej.
- I
tak właśnie się czuję – pomyślał wiedząc, że Wojtek usłyszy – Nienajlepiej. Wypruty z wszelkiej siły.
- Poznałeś Mefistofelesa – poinformował
go łagodnie – Dałbym ci trochę energii, ale sam mam jej niewiele. Wiesz od
Baala, że noszę w sobie dziecko. Ono kosztuje mnie wiele siły.
- Wiem
– odparł w duchu rudzielec – Możemy
na razie o tym nie mówić? Nie jestem w stanie… nie teraz.
- Rozumiem – westchnął ciężko. Erwin
mógł w tym wyczuć smutek. – Chciałem ci to powiedzieć sam, ale Baal mnie
uprzedził. Wybacz, że dowiedziałeś się tego w taki sposób. Kiedy poczujesz się
lepiej, nauczę cię pisma demonów. Odpoczywaj.
-
Przepraszam – Poczuł się strasznie. Nie chciał zasmucić przyjaciela, a
tymczasem zachował się jak egoista nie licząc się z uczuciami innych. Sama myśl
o ciąży była straszna dla niego, a co dopiero musiał przeżywać Wojtek. – Cholera!
¨¨¨
Mefistofeles czekał na braci w
gabinecie Baala. Z nudów śledził poczynania Wojtka, który bezsensu snuł się po
domu. Starał się subtelnie dotknąć jego umysłu, jednak ten niemal natychmiast
to wyczuł i ukrył swoją obecność.
- Zdolne maleństwo – mruknął pod nosem
zaskoczony zaawansowaniem demonicznych umiejętności chłopaka – Baaluś umie
dobierać sobie partnerów. Ten dzieciak jest wprost wymarzonym małżonkiem.
Postanowił sprawdzić partnera drugiego
z braci. Rudzielec tkwił w półśnie. Nawet nie zorientował się, że ktoś wnika w
jego umysł. Był łatwym celem inwigilacji demona.
- Tyle wątpliwości w tak młodym wieku –
westchnął powoli wycofując się z umysłu chłopaka. W ostatniej chwili coś go
zaciekawiło. – No proszę, kochasz aczkolwiek wolisz uciec. Jak lekkomyślnie i
dziecinnie.
- Mef – w gabinecie zjawili się bracia
– Co cię sprowadza?
- Dobrze wiecie co – odparł znudzonym
głosem – Niedługo te wasze maleństwa nie będą tu bezpieczne.
- Zdajemy sobie z tego sprawę – sapnął
Baal siadając w swoim fotelu – Co dla nas masz?
- Przybyłem was wesprzeć – odpowiedział
kątem oka obserwując Naba – Niedługo zjawi się reszta naszej rodzinki.
- Rozumiem, że to decyzja ojca –
wtrącił Nab nieobecny myślami – nie, to sprawka matki.
- Rodzice mają już dość tych
buntowników – Mefisto rzucił najmłodszemu z mężczyzn list od matki – Tym
bardziej, że atak jest wycelowany w nasz ród.
- Czyli pełna mobilizacja – jęknął Baal
czytając wiadomość od rodzicielki – Jeszcze tego mi brakowało.
- Sam jesteś sobie winien – zachichotał
ognistowłosy – Było nie ukrywać przed nią ślubu, a jak zobaczy stan tego
niebieskookiego cudu, to Armagedon murowany.
- Matka przyjeżdża?! – Nabuchodonozor
wzdrygnął się wyrwany z myśli. – Lucyferze najmilszy.
- Oj już przestań nawoływać tego pacana
– burknął Baal – Niedługo i on się tu zjawi.
- Rodzina raczej będzie chciała
mieszkać w pałacu – zauważył Nab – Wątpię by chcieli gnieździć się w
Przedsionku.
- Też tak myślę – przyznał mu rację
Mefisto – Ten dom jest zbyt skromny.
- Niech śpią gdzie chcą – machnął ręką
Baal – Wojtek z pewnością nie przeniesie się do Piekła. Jeszcze nie.
- Erwin też jeszcze nie jest na to gotowy
– oznajmił Nab – Coś mu zrobiłeś bracie. Jest pozbawiony energii.
- Spotkałem go w środku lasu – wzruszył
ramionami poprawiając jednocześnie swoje płomienne włosy – Musiałem jakoś
uspokoić tę ruchliwą glizdę.
- Rozumiem – popielatowłosy natychmiast
zniknął.
- Myślę, że wszystko już wiemy w kwestii
zjazdu rodziny – Baal podniósł się z fotela. – Wybacz, ale dość długo użerałem
się z ministrami na obradach.
- Nie wyjaśniaj, bo znam tych starych
pierdzieli – posłał blondynowi zrozumiałe spojrzenie. Współczuł bratu, że
władza przypadła właśnie jemu. Pamiętał jak ojciec tracił czas na dyskusje z
ministrami i w ogóle tego nie zazdrościł. – Pozwól, że zamieszkam w tym domu.
Olga przygotowała mi dość wygodny pokoik.
- Zawsze miałeś do niej słabość –
wspomniał Baal w szerokim uśmiechu. To zaskoczyło Mefisto, jeszcze nigdy nie
widział takiego szczęśliwego brata. Pamiętał go jako melancholika i ponuraka. –
Tylko nie męcz jej zbyt mocno.
- Postaram się – odwzajemnił uśmiech –
Muszę przyznać, że ta kobieta dojrzewa jak dobre wino. Im starsza, tym lepsza.
- Rób jak uważasz – pokręcił
zrezygnowany głową – Tylko później nie miej do niej pretensji jak poprzetrąca
ci kości.
Po tych słowach zniknął z gabinetu
pozostawiając w nim rozmarzonego ognistowłosego.
¨¨¨
Erwin po dwóch dniach odzyskiwania sił
był do cna wynudzony. Wątpliwości względem uczuć do Naba nadal go nie
opuszczały. Podsłuchał też rozmowę Baala z Mefistofelesem o jakiejś wojnie, co
trochę bardziej pogłębiło jego wahanie. Nie chciał być słabym punktem demona,
tym bardziej po zaznajomieniu się ze smutną przeszłością i zdradą jego przyjaciela.
Olga starała się jak tylko mogła
podnosić go na duchu, tak samo Wojtek, jednak on postanowił zrobić coś głupiego
i igrać z losem. Złożył starannie drżącymi dłońmi list pożegnalny i zostawił go
na środku łóżka. Następnie przekradł się do tymczasowego pokoju babci Wojtka i
przeszedł przez portal. Znalazł się na werandzie domu pani Elżbiety i nagle
przyszło mu do głowy, że nie ma dokąd pójść. Ojciec z pewnością nie będzie
chciał go widzieć.
- Pewnie o mnie zapomniał – westchnął
smutny, wychodząc na chodnik – Będę słaby i pewnie umrę, ale to i tak lepsze od
bycia czyjąś słabością.
Szedł przed siebie przygarbiony ze
wzrokiem wbitym w chodnik. W świecie ludzi był raczej wyrzutkiem. Mógłby
poprosić panią Elżbietę o azyl, ale wiedział, że powiadomiłaby Wojtka, a ten z
kolei Baala. Wiadomo jakby to się skończyło.
- No nic – sapnął patrząc w niebo –
zakosztuję życia bezdomnego. Tam z pewnością Nab nie będzie mnie szukać.
W pewnym momencie uzmysłowił sobie, że
nie zabrał ze sobą żadnych ubrań. Opuścił Przedsionek w tym co na sobie miał,
czyli w dżinsach i cienkiej bluzce. W świecie ludzi było nieco chłodniej i od
razu odczuł różnicę temperatur. Postanowił jednak zaryzykować powrotem do domu
Foxów i wzięcia kilku ciepłych bluz.
Stanął przed bramką prowadzącą na
podwórko i ogródek, wahając się czy
wejść. Wziął głęboki wdech, po czym otworzył furtkę i zrobił krok na przód,
potem następny i jeszcze jeden. Nim się zorientował był już przed drzwiami.
Uniósł drżącą rękę walcząc z emocjami i zawiesił ją w połowie drogi do dzwonka.
- To był jednak głupi pomysł – stęknął
odwracając się by odejść – Lepiej od razu pójdę pod most. W śmietniku znajdę
jakieś ciuchy.
- Wini – poczuł na ramieniu dłoń
macochy – Nie odchodź.
- Nie mogę tu zostać – odparł smętnie –
Nab z pewnością będzie mnie tu szukać.
- Wejdź przynajmniej na herbatę synku –
przytuliła go od tyłu czując zagubienie rudzielca – opowiedz mi co cię trapi.
- Dobrze – zgodził się wchodząc do domu
– Napije się herbaty lipowej.
- Jestem sama, więc nie obawiaj się
mówić – poleciła wstawiając wodę w czajniku – Wysłucham cię jak za dawnych
czasów.
- Mamo, kocham Naba – spojrzał na nią
zbolałym wzrokiem – Nie chcę by cierpiał, ale musiałem go opuścić. On już raz
stracił żonę i dziecko w wojnie, a szykuje się następna. Lepiej żebym zniknął i
go nie rozpraszał.
- Ale cierpisz – zauważyła stawiając mu
przed nosem napar z kwiatu lipy – widzę to w twoich oczach synku.
- Bo to tak cholernie boli – z oczu
poleciały mu łzy – Kochamy się, ale czuję, że nie jestem wart jego uczucia.
Jestem taki beznadziejny i lepiej dla niego by o mnie zapomniał. Uciekłem jak
rasowy tchórz. Zawsze uciekam, gdy się czegoś boję, a to uczucie mnie przeraża.
- Miłość nie jest prosta – podała mu
chusteczkę – nie dziwię ci się, że przeraża cię jej siła. Jednak czemu
skazujesz siebie na ból?
- Mamo, ja niedługo opadnę z sił i umrę
– oznajmił łamiącym się głosem – to będzie moją karą za zranienie Naba. Moja
dusza i tak do niego trafi, ale pewnie nie będzie chciał mnie widzieć. Zniszczy
mnie.
- Jak to umrzesz?! – Ze strachem
patrzyła na zapłakane oczy pasierba. – Gdzie chcesz w takim razie się udać?
- Zamieszkam z miejscowymi bezdomnymi –
odpowiedział cicho obracając w dłoniach kubek z herbatą – Postanowiłem jak
skończę. Będę niezidentyfikowanym wyrzutkiem, którym zresztą jestem.
- Boże dziecko – przytuliła go do
siebie – Zostań w domu. Nie jesteś wyrzutkiem! Jesteś moim małym synkiem,
- Nie mamo – odsunął ją od siebie – już
postanowiłem. Ojciec dawno skreślił mnie z roli syna, a ty masz inne dzieci.
Dziękuję ci za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Nie smuć się. I tak jest mi
ciężko.
- Nie mogę się zgodzić byś umarł gdzieś
tam… – łamał się jej głos – masz dom, rodzinę. Zaopiekujemy się tobą.
- Mamo – wstał ciężko wzdychając – nie
pozwolę byś patrzyła jak umieram. Patrzyłem na śmierć matki i wiem jakie to
trudne. Nie skażę nikogo na coś takiego.
- Skoro wiesz, że pobyt w tym świecie
cię zabija, to czemu tu uciekłeś? – Zapytała z troską i niepokojem w oczach. –
Są inne światy, gdzie byłbyś bezpieczny.
- Nie znam innych światów, a w
Przedsionku czy Piekle umarłbym niemal natychmiast pożarty przez demony –
wyjaśniał – Tu przynajmniej mój koniec się nieco odwlecze. Umrę spokojnie pozbawiony
energii.
- Kto niby umrze? – Do domu wszedł
stary Fox. W milczeniu i z marsową twarzą wpatrywał się w syna. – Nie pozwolę.
- I tak dla ciebie jestem trupem –
wzruszył ramionami – Mamo, mogę wziąć jakąś cieplejszą bluzę? Albo od razu
sobie pójdę. Nie będę już waszym problemem.
- Proszę cię Wini – błagała przytulając
pasierba – wróć do Nabuchodonozora i żyj.
- Nie chce go ograniczać – delikatnie
wyrwał się z jej objęć – Nadchodzi wojna wycelowana w jego ród. Lepiej żeby
bronił Wojtka i jego nienarodzonego bratanka.
- Wojtuś jest w ciąży? – Zamarła
zdębiała. – To w ogóle możliwe?
- U demonów tak – wzdrygnął się
odpowiadając – jeśli Nab by mnie przemienił, ja też mógłbym dać mu potomka.
Lepiej już pójdę. Zakłócam wam spokój.
- Nigdzie nie idziesz! – Ryknął Fox i
ogłuszył syna. – Tym razem postąpię jak twój ojciec. Nikt już nie umrze na
mojej warcie.
Zaniósł nieprzytomnego rudzielca do
środkowego pokoju bez okien i zamknął na klucz. Następnie narzucił na siebie
wyjściową kurtkę i skierował się do wyjścia.
- Pilnuj go – polecił żonie – Pójdę do
Weissowej i poproszę o pomoc.
¨¨¨
Nabuchodonozor jak szalony przeszukiwał
każdy kąt domu, jednak nigdzie nie mógł znaleźć Erwina. Kiedy wszedł do
sypialni, pod łóżkiem dostrzegł jakąś kartkę. Sięgnął po nią i rozwinął.
Drogi
Nabuchodonozorze,
Kiedy
czytasz ten list, mnie pewnie nie ma już w Przedsionku. Długo myślałem co Ci
napisać i czy w ogóle jest sens to robić, ale byłbym nie fair wobec Ciebie,
gdybym nie zostawił kilku słów wyjaśnień. Nie chcę Cię ograniczać i sądzę, że
zasługujesz na kogoś wartościowszego niż ja. Jestem tylko tchórzem i nie
potrafię dać Ci tego co Ty dajesz mi. Kocham Cię, ale wiem, że stanowię Twój
słaby punkt. Lepiej będzie jak odejdę teraz póki jeszcze mam na to trochę sił.
Z każdym dniem jest mi coraz ciężej to zrobić. To boli, ale tak odpokutuję
ranę, którą Ci zadałem.
Dbaj
o siebie…
Erwin
- Ty pieprzony kretynie – w złości
zmiótł zewnętrzną ścianę pokoju – Niewybaczalne!
- Nab – w sypialni zjawił się Baal
zaalarmowany hukiem – Co się stało?
- Lisek postanowił… ten cholerny tchórz…
– podał bratu list – nie pozwolę na to.
- Rozumiem – spalił list i poklepał
ramię popielatowłosego – Poszukamy go razem. Czas jest tu istotny.
- Boże, co tu się zdarzyło? – Do pokoju
wparowała pani Elżbieta. Ledwie łapała oddech. – Pędziłam tu co sił w nogach z
kawiarni. Był u mnie stary Fox. Błagał bym sprowadziła demona, z którym był
Erwin.
- Po co? – Nab spojrzał groźnie na
kobietę.
- Nie wiem do końca o co chodzi –
wyjaśniała zdyszana – Mówił coś, że nie pozwoli by kolejny członek rodziny
umarł z jego winy. Erwin ponoć wrócił do domu się pożegnać z matką.
- Gdzie teraz jest Lisek? – Podszedł do
staruszki i gwałtownie nią potrząsnął.
- Fox go ogłuszył i zamknął w pokoju
bez okien by nie uciekł – odparła w nerwach – Pilnuje go Waleria.
- Rozumiem – Baal odsunął brata od
babci Wojtka. – Pozwól, że ja po niego pójdę. Zaczekaj w domu.
- Nie! – Nab gotował się ze złości i
mieszanych emocji. – Idę!
- Masz zostać! – Ryknął na niego
blondyn. – W takim stanie możesz zrobić jakąś głupotę, której później będziesz
żałował. Mefisto!
- Wzywałeś? – Ognistowłosy od razu
zjawił się przy braciach. Stan jednego z nich mówił sam za siebie, dlatego
natychmiast zareagował pozbawiając go energii. – Zajmę się tym Wezuwiuszem.
¨¨¨
Waleria Fox stała pod drzwiami
zamkniętego pokoju i z uwagą nasłuchiwała. Ta cisza ją niepokoiła, a nie mogła
sprawdzić co i jak, bo mąż zabrał ze sobą klucz.
- Wróciłem – obwieścił Fox odwieszając
kurtkę na wieszak – zawiadomiłem Elżbietę. Obiecała sprowadzić tu demona.
- Trochę ci to zajęło – zauważyła
poprawiając swoje jasne włosy – minęło kilka dobrych godzin.
- W zamian za pomoc obiecałem
dopilnować interesu w kawiarni – tłumaczył podchodząc do żony – Popełniłem
wiele błędów wychowując Winiego. Odsuwałem go od siebie, bo tak bardzo
przypomina matkę. Choć raz chcę mu pomóc.
- Rychło w czas – zarzuciła mu cicho –
On myśli, że jest wyrzutkiem. Wiesz, co postanowił uciekając od
Nabuchodonozora?
- Nie – czuł się winny – Nie znam
własnego dziecka. Tak łatwo się go wyrzekłem.
- On umiera w tym świecie – oświadczyła
ze łzami w oczach – Każda chwila drastycznie osłabia jego organizm. On chciał
stać się bezdomnym i umrzeć jako ktoś bezimienny. Chciał by Nab go znienawidził
i zniszczył jego duszę. Chciał zniknąć całkowicie z każdego świata. On cierpi!
- Wypuście mnie! – Usłyszeli stłumione
wołanie syna. – Nie mogę tu zostać!
- Uspokój się! – Krzyknął Fox. –
Oszczędzaj siły i czekaj na pomoc!
- Nie chcę żadnej pomocy! – Walił w
drzwi spanikowany. – Wypuście mnie do cholery!
- Witam – w salonie zjawił się
jasnowłosy mężczyzna wystraszając Foxów – Przybyłem po Erwina.
- Nab nie przyszedł? – Spytała Waleria
odzywając się zamiast męża.
- Nie jest w odpowiednim nastroju –
odpowiedział uprzejmie – Mój brat rozwalił mi pół domu w furii.
- Kim pan jest? – Tym razem odezwał się
Fox.
- Jestem młodszym bratem
Nabuchodonozora, Baal – przedstawił się zwracając wzrok na zamknięte drzwi –
Wojtek nieco mi o państwu opowiadał.
- Rozumiem – posłała demonowi ciepły
uśmiech – jest pan mężem Wojtusia. Elżbieta wiele mi o was opowiada.
- Owszem – przyznał podchodząc do
drzwi, które otworzył pstryknięciem palców. Im oczom ukazał się rudzielec. Był
w opłakanym stanie. Z nosa leciała mu krew, a z oczu płynęły łzy. – Gotów by
wrócić?
- Zostaw mnie Baal – cofnął się w
strachu – Nie wracam!
- Dorośnij! – Ryknął na niego blondyn.
– Podejdź do mnie.
- Zrozum. Nie jestem tak silny jak
Wojtek – szlochał cofając się pod ścianę – Jestem słabym śmieciem, który
pogrąży twojego brata. Lepiej żebym zdechł.
- Ani mi się waż to powtarzać! – W
pomieszczeniu pojawił się wściekły Wojtek, uderzając w twarz przyjaciela. – Weź
się w garść do cholery!
- Kochanie? – Baal zdębiały patrzył na
męża. Podobnie Foxowie.
- Ja się nie nadaję – tłumaczył w szoku
rudzielec – Ja to nie ty.
- I bardzo dobrze, że nie jesteś mną –
oznajmił niebieskooki potrząsając Erwinem jak szmacianą lalką – Nie jestem
kimś, kogo warto naśladować. Popełniam wiele błędów. To moja krew skazała cię
na taki, a nie inny los.
- Wybacz – przepraszał go Erwin –
Powinienem cię wspierać. Masz urodzić dziecko, a ja po prostu stchórzyłem. Nic
dziwnego, że własny ojciec mną gardzi.
- Gościu, dzięki tobie nadal żyję –
przytulił roztrzęsionego rudzielca – wtedy, gdy Baal przyniósł mnie do babci.
Pomogłeś mi jak nikt inny.
- Zraniłem Naba – łkał w ramię Wojtka –
Nie mogę wrócić. Jak ja spojrzę mu w twarz.
- Dasz radę – wtrącił Baal, dziękując w
duchu za pojawienie się męża – co powiecie na wspólną noc?
- Nie mów mi, że masz nocne obrady –
Wojtek zerknął na blondyna z wyrzutem – To rządzenie Piekłem absorbuje cały
twój czas.
- Jestem władcą – też drażnił go temat
obrad – Nie mogę zostawić kraju, gdy wisi nad nim widmo wojny.
- Wiem – sapnął czując, że Erwin traci
przytomność – Powinniśmy wracać.
- Wezmę go – Od razu przejął rudzielca
od męża – W twoim stanie nie powinieneś dźwigać.
- Ehhh – westchnął widząc żałosny stan
przyjaciela – Nab też jest w podobnym stanie. Mefistofeles pozbawiło go niemal
całkowicie energii.
- To było niezbędne – odparł Baal –
Widziałeś co zrobił z sypialnią.
- Nigdy bym go o to nie podejrzewał –
Wojtek wspomniał dziurę w ścianie niemal na całą długość domu. Następnie
zwrócił się do Foxów. – Zaopiekujemy się Erwinem.
- Mam nadzieję, że pochwalisz się swoją
pociechą – Pani Waleria podeszła do ciemnowłosego. – Niech rośnie zdrowo.
- Oczywiście – posłał jej ciepły
uśmiech – Muszę troszeczkę zmotywować jego upartego wujaszka.
- Ze wszystkich tu zebranych tylko ty
możesz go podnieść – stwierdziła łagodnym głosem – Z pomocą Nabuchodonozora
postawicie go na nogi. On po prostu wystraszył się siły swojej miłości. Pogubił
się i spanikował.
- Wiem – odwrócił się od kobiety – Dam
znać jak będzie z nim lepiej.
- Bądźcie zdrowi – pożegnała ich, gdy
znikali – Ocalcie mojego Winiego.
- Będzie dobrze – Fox przytulił żonę. –
Tam nie dadzą mu zginąć.
¨¨¨
Ocknął się, gdy było już jasno. Nie
poznawał pokoju, w którym się znajdował. Usiadł na łóżku i dopiero teraz
zobaczył śpiącego obok Wojtka.
- Śpij – mruknął przez sen ciemnowłosy
– jeszcze nie wydobrzałeś.
- Jestem problemem – szepnął posłusznie
się kładąc na poduszki – Baal pewnie jest zły.
- Nie jest zły – odpowiedział mu
przyjaciel otwierając oczy – a ty nie jesteś problemem, ale je stwarzasz.
- A co za różnica? – Odparł smętnie. –
Nab mnie pewnie nienawidzi.
- Nic z tych rzeczy – w pokoju pojawił
się popielatowłosy – Nie nienawidzę cię, ale mocno mnie rozgniewałeś Lisku.
- Zostawić was? – Spytał Wojtek.
- Nie, zostań – poprosił go Nab – przy
tobie będę się kontrolował.
- Rozumiem – posłał zrozumiałe
spojrzenie demonowi. – w takim razie zostanę.
- Przepraszam – bał się spojrzeć mu w
oczy – nie jestem ciebie wart.
- Coś ty sobie uroił w tej głowie? –
Westchnął zirytowany. – Nie tobie oceniać takie rzeczy. Kocham ciebie, a ty
mnie i nic się nie liczy poza tym uczuciem.
- Ja się boję Nab – załkał chowając
twarz w podciągnięte pod pierś kolana – Czemu to tak boli?
- Próbowałeś złamać nam serca – rzucił
w rozdrażnieniu. Miał ochotę złoić temu głuptasowi skórę. Ukarać za zwątpienie
w siłę jego uczucia do niego. – To niewybaczalne Lisku.
- Wybacz – zaszlochał nadal bojąc się
spojrzeć mu w oczy – Ukarz mnie.
- Podaj mi rękę od serca – nakazał
demon poważnym tonem – ale już!
Erwin wyciągnął w stronę demona rękę,
którą ten od razu pochwycił i wsunął coś na jeden palec. Zdumiony podniósł
wzrok napotykając spojrzenie groźnych ślepi.
- Od tej chwili stajesz się moim
narzeczonym – poinformował go popielatowłosy – za miesiąc będzie nów. Wówczas
weźmiemy ślub.
- Co?! – Otworzył szeroko swoje brązowe
oczy z doznanego szoku. – Ale jak to?
- Tak to Lisku – przyciągnął go do
siebie – Od dziś będę znał każde twoje poczynanie. Już ode mnie nie uciekniesz.
Zapamiętaj sobie te słowa. Należysz do mnie.
Komentarz ha. Najpierw nie powiem co mi się ciśnie na usta jak zobaczyłam rozdział i nie powiem nie były to peany. Gdyby nie powiadamiacz blogera chyba bym nie zauważył że w ogóle jest. Myślałam że porzuciłaś mnie czytelnika i swój blog. Potem się ucieszyłam że jednak niektórzy zmartwychwstają a to daje nadzieję. A reszta jak zwykle super nie mogę się doczekać dalszych rozstrzygnięć i mam nadzieję że to nie będzie za pół roku:-)
OdpowiedzUsuńNic na razie nie zamierzam zawieszać. Mam po prostu trochę rzeczy na głowie i to opóźnia moje pisanie i wrzucanie postów. Postaram się umieścić kolejny wpis wcześniej niż ostatnio. Choć teraz czeka mnie pisanie rozdziału Involutio.
UsuńWłaśnie, zgadzam się z poprzednią komentatorką. Myślałem że porzuciłaś pisanie na jakiś czas. A tu bum rozdział, który był świetny jak zawsze. Mam malutką iskierkę nadziei, że opiszesz wojnę i jakąś bitwe ;))
OdpowiedzUsuńWenyyyy ;)
Co do opisu wojny - zobaczymy. Postaram się coś wrzucić do końca tego miesiąca.
UsuńPiszesz bardzo dobrze, ale niestety rzadko :(
OdpowiedzUsuń