wtorek, 23 maja 2017

Porachunki

Po długiej przerwie jest kolejny fragment :)  
Piszcie swoje uwagi w komentarzach, bo jestem ciekawa co o tym myślicie ;)
Mam wrażenie, że stałam się zbyt emocjonalna... eh, po prostu mam za dużo na głowie ostatnimi czasy. Chciało się dorosnąć, to teraz nie powinnam narzekać :P 
Pozdrawiam i zachęcam do komentowaniu :)

XXIII



Patrzyła w lustro umieszczone nad umywalką. Ciężko westchnęła, po czym otworzyła fiolkę z lekami. Czas. Tego jej brakowało. Zażyła leki i przymknęła na chwilę oczy.


- Starość – szepnęła wspominając zmarłego męża – Już niedługo kochanie.


Schowała fiolkę do kieszeni swetra, po czym opuściła łazienkę. W głębi ducha cieszyła się, że dane jej jest poznać prawnuczka i potencjalnego partnera Wiktorii. Usiadła na moment na skraju łóżka czując nagłą słabość. Ostatnio coraz częściej nawiedzały ją zawroty głowy i chwilowe osłabienia. Z czasem się do tego przyzwyczaiła, ale fakt, iż ogranicza to jej mobilność i funkcjonowanie pogłębiał jej przygnębienie. Miała świadomość tego, że powinna powiedzieć rodzinie o trawiącej jej organizm chorobie. Niestety nie potrafiła się na to zdobyć. Nie chciała ich martwić. Mieli zbyt wiele spraw na głowach, a ona dorzuciła by jeszcze jedną? Nie mogła tego zrobić. Będzie ich wspierać tak długo jak tylko zdoła. Tego była pewna, jak i czasu, który jej pozostał.


¨¨¨


Wymknęła się z pokoju i ukradkiem ruszyła w stronę kuchni. Nie chciała spotkać Lucyfera, który non stop jej pilnował. To sprawiało, że czuła się jak mała dziewczynka. Wśliznęła się do królestwa Olgi i usiadła przy stole dołączając co przygnębionego Erwina. Nawet nie wiedziała, że wrócił.


- Co tak zwieszasz nos na kwintę? – Zagadnęła chłopaka, który tępo wpatrywał się w naleśnika na talerzu. To było dziwne w jego przypadku. – Naleśnik ci stygnie.


- I co z tego – bąknął w odpowiedzi odsuwając od siebie talerz – Nie jestem głodny.


- Ty też nie wyglądasz najlepiej skarbie – Olga postawiła jej przed nosem kubek z kawą. – Też humorek nie dopisuje?


- Nęka mnie pewien demon – westchnęła słodząc czarny jak smoła napój – po prostu nie daje mi spokoju.


- Nie tylko ciebie – mruknął Erwin przymykając oczy. Dopiero teraz zauważyła, że są lekko spuchnięte i zaczerwienione. Rudzielec musiał dość długo płakać. – Jestem tylko problemem.


- Użalasz się nad sobą – Mefisto wszedł do kuchni i nalał sobie kawy. – Nab cię adoruje.


- I co z tego, jak pozbawia mnie przez to wolności – sapnął dźgając widelcem naleśnik – w dodatku zadręcza się przeszłością i jeszcze ten cały Beliar.


- Każdy ma jakieś rozterki – odparł demon zerkając na Olgę – dajesz kobiecie serce na dłoni, a ona miażdży je tłuczkiem do mięsa.


- Dramatyzujesz – Olga dała mu talerz z jajecznicą. – Po prostu nie jestem naiwną dziewką jak panicza wcześniejsze zdobycze.


- Dzień dobry – do kuchni wszedł zaspany Fritz. Był nieco blady i wyglądał jak siedem nieszczęść. Usiadł obok Erwina i spojrzał na jego talerz, a później na kakao. – Będziesz to pił?


- Pij – podsunął pod nos chłopca talerz i kubek do połowy wypełniony kakao – Jak się czujesz?


- Lepiej, choć dupy nie urywa – wymamrotał popijając słodki napój – Mama ciągle mnie dogląda i jeszcze zatrudniła do tego pana Belzebuba.


- To mogiła – szepnął współczujący rudzielec – jeszcze nie podziękowałem ci za tamto.


- Nie musisz – uśmiechnął się w dość mizerny sposób – przynajmniej do czegoś się przydałem.


- Co ci dolega? – Zagadnęła go Wiktoria. – Kiepsko wyglądasz.


- To długa historia – westchnął ciężko, wpychając do buzi pokaźny kawałek naleśnika – w skrócie, to obudziłem w sobie dodatkową zdolność, która jak na razie mnie osłabia.


- Rozumiem – również współczuła Fritzowi, który w tej chwili prezentował się dość słabo. I ona śmiała narzekać na własną sytuację, gdy ten dzieciak przechodzi przez coś gorszego. Nie dość, że niedawno stracił ojca, to jeszcze cierpi przez nowe zdolności. – Nie potrzebujesz jakiegoś wsparcia?


- Już fakt, że możemy tu mieszkać razem z mamą jest sporą pomocą – odparł wdzięczny, po czym zwrócił się do Olgi – czy mogę prosić o jeszcze jednego naleśnika?


- Oczywiście skarbie – kobieta z chęcią rzuciła mu na talerz ciepły naleśnik – na zdrowie.


- Do niego to mówi skarbie – bąknął pod nosem zazdrosny Mefisto – a mnie przepędza jak robaka.


- Ktoś tu czuje się niedoceniony – zachichotała  – Idź pogadać z matką, ona potrafi nad wyraz docenić każde staranie. I jest mistrzynią w ich nad-interpretowaniu.


- Masz ciekawy kolor włosów – Wiki zainteresowały włosy demona. – Wyglądają jak ogień.


- Jak się wkurzę, to możesz się poparzyć złotko – uśmiechnął się złośliwie – Tylko, że wtedy Lu trułby mi dupę.


- Od dziecka macie ze sobą na pieńku – zauważyła Olga mieszając w jednym z garów, który przypominał raczej kociołek – no cóż , macie odmienne zdania w pewnych tematach.


- Co to za ciężka atmosfera? – W progu stanęła pani Elżbieta i czujnie ogarnęła wzrokiem każdego z osobna. – Trzeba się cieszyć każdym dniem, a nie zwieszać nosy na kwintę.


- Czy to prawda, że masz się hajtnąć z Nabuchodonozorem? – Wiktoria spytała cicho Erwina. Lucyfer jej coś wspomniał któregoś wieczoru po urodzeniu się Jona. – Zakochałeś się w nim tak jak Wojtuś w Baalu?


- Pójdę już – spochmurniał i wstał z miejsca. Ostatnie wydarzenia trochę odmieniły jego narzeczonego i wpłynęły na ich relacje. Przesunął nawet ślub myśląc o Beliarze. Rozumiał te działania, jednak i tak czuł wewnętrzny ból. – Ślubu nie będzie.


- Erwiś – Wiki dojrzała zalążki łez w brązowych oczach i zaczęło gryźć ją sumienie. – Wybacz.


- To nic – sapnął kierując się do wyjścia – to moja wina.


- Widział ktoś ostatnio Nabuchodonozora? – Pani Elżbieta zwróciła się do Olgi. – Erwin jest zrozpaczony.


- Niestety – pokręciła przecząco głową – Ostatnio gdzieś znika i zostawia Erwina w pustym pokoju.


- Odłożył ślub – wtrącił Mefisto nieco zaniepokojony myślami chłopaka – dzieciak się o to obwinia. Sądzi, że Nab zrobił to ze względu na jego bezsilność w tym świecie. Złapałem go nawet na myśleniu, iż lepiej by było gdyby Beliar jednak zrobił z nim co zamierzał wtedy w jaskini.


- Niedorzeczność – Fritz wstał jak poparzony. – Beliar chciał z nim zrobić straszne rzeczy. Chciał by cierpiał w nieskończoność i błagał o łaskę śmierci.


- Mówiłeś o tym komukolwiek wcześniej? – Spytała zmartwiona Olga. – Panicz Nab o tym wie?


- Nie – chłopiec zaprzeczył – dopiero wam to mówię. Nawet władca nie wie.


- O czym nie wiem? – W kuchni pojawił się Baal i omiótł wszystkich zaciekawionym spojrzeniem. – Co to za zgromadzenie?


- Dziękuję za posiłek – Fritz skłonił się grzecznie, po czym uciekł. Czuł wcześniej ból rudzielca, jednak dopiero wypowiedziane na głos przez Mefistofelesa jego myśli wskazały jak wielki on jest. Postanowił porozmawiać z Wojtkiem. Może on wpadnie na jakiś pomysł jak ulżyć w cierpieniu przyjacielowi.


- Wiesz może co z Nabem? – Zwróciła się do blondyna Wiki. – Z Erwinem jest nie najlepiej.


- Odtrącił moją pomoc – odpowiedział zgodnie z prawdą – od interwencji Fritza z powodzeniem mnie unika.


- Trzeba przemówić mu do rozsądku – orzekła pani Elżbieta z powagą w głosie – Przełożył ślub, a Erwin się o to obwinia.


- Jak to przełożył?! – Baal zdębiał. – Nabuchodonozor to zrobił?!


- Tak – potwierdził Mefistofeles – Martwi mnie, że ten rudzielec o wszystko obwinia jedynie siebie. Jest bliski załamaniu. Ktoś ma jakiś pomysł?


- Fritz pobiegł do Wojtka – oznajmiła Olga – chyba tylko w nim widzi rozwiązanie.


- Ale wtopa – jęknęła Wiki – odrzucił nawet babcię.


¨¨¨


Klotod rozmawiała w salonie z Belzebubem, gdy minął ich miedzianowłosy kłębek rozpaczy. Kiedy uzmysłowił sobie, że ktoś jest w pomieszczeniu, grzecznie się skłonił, po czym ruszył w stronę drzwi wyjściowych z domu.


- To zły pomysł – zauważył pod nosem Bel, gdy chłopak opuścił dom – nie w tym stanie.


- Coś musiało się stać – patrzyła na drzwi w konsternacji – w ogóle go nie poznaję.


- Jest źle – Fritz wbiegł do salonu i zaniepokojony spojrzał na okno. Kiedy zobaczył Erwina poza domem, ciężko westchnął. – Niedobrze.


- Co się dzieje? – Spytała syna. Martwił ją jego zmizerniały wygląd. – Skąd te nerwy?


- Mamo – posłał matce pełne obaw spojrzenie – on nie może chodzić w tym stanie po lesie. Beliar od razu go zwęszy.


- Rozumiem – Belzebub zniknął. Nie trzeba było mu powtarzać dwa razy, jeśli w zdaniu występowało imię tego z rodu Matanbukus. – Tu cię mam.


Znalazł rudzielca na obrzeżach lasu. Stał i patrzył w pochmurne niebo. Z tych dwóch zjawisk, to niebo miało lepszy nastrój. Chłopak był chodzącą kupką smutku. Bez słowa złapał go i przeniósł z powrotem do domu. Erwin nie odezwał się, tylko na niego spojrzał i omiótł nieprzytomnym wzrokiem resztę zebranych w salonie. Następnie odwrócił się w stronę schodów i opuścił pomieszczenie.


- Kiepsko z tym chłopcem – stwierdziła Klotod odprowadzając rudzielca zaniepokojonym spojrzeniem – jego aura przygasa jak zachodzące słońce.


- Muszę porozmawiać z Wojtkiem – Fritz przymknął oczy i ciężko westchnął – on z pewnością znajdzie rozwiązanie.


- To idź – polecił Bel – takie oczy mają przyszli samobójcy.


¨¨¨


Siedział w jednej z sal ze strategami i obmyślali taktykę w razie jakiejkolwiek bitwy. W międzyczasie porozumiewał się z rozesłanymi po piekle szpiegami, którzy mieli odkryć lokalizację kryjówki Beliara. Nie zamierzał czekać na ruch tego padalca, a sprawnie wyprzedzić jego działania. Pomści odebranych mu bliskich i odda z nawiązką swój ból.


- Władca cię szuka Nabuchodonozorze – oznajmił jeden ze strategów – Co mu odpowiedzieć?


- Nie ma mnie dla nikogo – warknął z impetem uderzając pięścią w stół z rozmieszczonymi siłami na mapie Piekła.  Część figur się wywróciło, ale to zignorował. – Tak mu przekaż.


- Rozumiem – odparł opuszczając salę.


¨¨¨


Wojtek właśnie skończył karmić Jona, gdy ktoś zapukał do drzwi. Spojrzał w tamtą stronę i dał pozwolenie na wejście.


- Witaj – przywitał się z nim Fritz. Wyglądał jak zombi, co zmartwiło niebieskookiego. – Mamy problem i chyba tylko ty jesteś w stanie to ogarnąć.


- Co się dzieje? – Ton głosu chłopca był niepokojący. Coś się wydarzyło, a on nic nie wiedział. Przez osłabienie i opiekowanie się synkiem rzadko opuszczał pokój, przez co mało wiedział o życiu innych mieszkańców tego domu. – Nie wiesz co z Erwinem?


- O niego właśnie chodzi – oznajmił Fritz – źle z nim.


- W jakim sensie? – Dociekał czując ukłucie w żołądku. – Co na to Nab?


- Zaniedbuje Erwina – odpowiedział chłopiec – odwołał nawet ich ślub.


- Co zrobił?! – Ta wieść go zatkała. Nigdy by nie przypuszczał, że dojdzie do czegoś takiego. – Mów co z Fox’em.


- No właśnie źle – stęknął chłopiec – Cierpi i boję się, że może coś sobie zrobić. On o wszystko się obwinia.


- Cholera – mruknął w złości, po czym podał Zdinowi synka – Popilnuj go do czasu przyjścia Baala. A ty Jon bądź grzeczny i słuchaj braciszka.


¨¨¨


Zamknął się w pokoju i wziął opasłe tomiszcze heraldyki, które dał mu za karę Baal. Miesiąc prawie minął, a on nie doszedł nawet do połowy. Fritz trochę poduczył go języka demonów i jako tako mógł odczytać tekst w tej księdze. Przeczytał kilka wersów, po czym obraz przed oczami się nieco rozmył. Wziął ołówek i kartkę, po czym przepisał ostatnie słowo.


- Na-bu-cho-do-no-zor – powtarzał sylabami napisane imię. Postanowił nauczyć się je dobrze wymawiać. Nab ostatnio późno wracał do domu i bawił się nim przed snem. On jednak czuł, że myślami jest gdzie indziej. To go bolało. Nie chciał martwić demona, dlatego wyćwiczył zamykanie umysłu. Niestety dziś w kuchni o tym zapomniał. – Jestem żałosny.


Z oczu ciurkiem leciały łzy, a on nie potrafił tego zatrzymać. Nie widział już sensu w jakichkolwiek rzeczach, które miały związek z miłością. To uczucie raniło go dogłębnie, a towarzysząca temu bezradność potęgowała powstały ból. Był sam, a tak bardzo pragnął bliskości. Izolował się, karząc tak swoją słabość.


- Co robisz? – W pokoju pojawił się Baal. Patrzył na niego czujnym wzrokiem i oczekiwał jakiejś reakcji. Nie doczekał się jej jednak. – Erwinie!


- Uczę się tej pieprzonej hierarchii – mruknął szybko wycierając oczy rękawem bluzki – sam mi przecież kazałeś.


- I cieszy mnie, że potraktowałeś to  poważnie – odparł powoli do niego podchodząc. Wyglądał fatalnie, a przez ułamek sekundy, gdy jeszcze miał otwarty umysł odczytał niepokojące myśli w jego głowie. – Prawie nie jadasz.


- To chyba nie zbrodnia – unikał spojrzenia blondyna i usilnie próbował ukryć przed nim spuchnięte oczy – Zostaw mnie. To Wojtek jest twoim mężem. Ja jestem…


- Dokończ – nakazał łagodnie – jestem ciekaw zakończenia.


- Nieważne – westchnął smętnie – Zostaw mnie, proszę.


- Kiedy ostatnio widziałeś Naba? – Spytał zmuszając chłopaka, by spojrzał mu w oczy. Było w nich tyle bólu i straciły ten dawny blask. Przypominał Wojtka, gdy siłą go sprowadził do tego domu. Wówczas prawie go stracił. – Mów.


- W nocy – spuścił wzrok – wraca późno, zabawia się i idzie spać. Gdy wstaję, jestem sam.


- Mówi cokolwiek ? – Chciał wydobyć z niego jakieś informacje. – Co zamierza? Dlaczego tak późno wraca?


- Nic mi nie mówi – spochmurniał, po czym się mu wyrwał. Pobiegł do łazienki. Baal usłyszał dźwięk odkręcanej wody w umywalce, a następnie huk. W tym momencie w pokoju zjawił się Wojtek.


¨¨¨


Ocknął się po kilku godzinach. Ktoś delikatnie gładził jego włosy. To było przyjemne uczucie i takie nostalgiczne.


- Mama?! – Otworzył oczy i zobaczył siedzącą przy nim Walerię Fox. Patrzyła na niego zmartwionymi oczami, jednak posłała mu ciepły uśmiech.


- Witaj Wini – wytarła zbłąkaną łzę z jego piegowatego policzka – jak się czujesz?


- Źle – załkał podnosząc się do siadu – niech ktoś wyrwie mi serce z piersi. Nie chcę już tego czuć.


- Już dobrze – przytuliła go do siebie najmocniej jak tylko potrafiła – jestem przy tobie. Nie jesteś sam.


- Wreszcie – w pokoju pojawił się Wojtek, a z nim ukrywający swoją obecność Baal – Ocknąłeś się.


- Jestem bezsilny – zwrócił się do obojga uderzając się w pierś. Z oczu popłynęły mu łzy rozpaczy. – Nie potrafię mu pomóc. On zadręcza się przeszłością i nie dostrzega już …


- Spokojnie – Waleria delikatnie gładziła plecy pasierba. – Co tak naprawdę się stało?


- Po tym jak Fritz zabrał mnie z jaskini coś się zmieniło – opowiadał łkając – Ten Beliar mocno go zranił i teraz nie widzi niczego poza zemstą. Jest oschły i zimny. I ta nienawiść w jego oczach. – Na chwilę zamilkł, by po niej wznowić mówienie. – Pomyślałem nawet, że gdyby ten Beliar mnie złapał, to Nab szybko by go złapał i się zemścił. Nieważnie co się ze mną stanie. Nie chcę by on miał takie oczy. Jestem do niczego. Nie zasługuję na miłość kogokolwiek. Przeze mnie umarła już mama, nie chcę by przez moją bezsilność ucierpiał też Nab.


- O czym ty mówisz? – Wojtek patrzył na przyjaciela i serce mu się krajało. To było przykre, że tak cierpiał. Poczuł łaskotanie na policzku spowodowane łzami. Podszedł do Erwina i mocno go przytulił. – Zasługujesz na miłość i na wszystko co najlepsze. Jesteś świetnym facetem. Przestań się mazać, bo i ja zacząłem to robić.


- Widziałem dość – z ukrycia wyłonił się Baal – i nie mogę tego tak zostawić. Poprosiłem już matkę o drobną przysługę. Otworzymy oczy mojemu bratu.


¨¨¨


Lilith stworzyła wyrwę w przestrzeni i umieściła w niej niewielki domek jednorodzinny. Znajdował się w świecie ludzi, lecz pod zasłoną przedsionka. Widać było słońce, lecz jego promieniowanie i atmosfera ziemska nie przedostawały się w jego okolicę. Niewtajemniczeni ludzie nie mogli go zobaczyć, a tym bardziej wejść w obręb zasłony. Mogli to zrobić jedynie ci, którzy dostali na to pozwolenie. Domek nad morzem w lesie z dobrym widokiem na horyzont.


- Czego się nie robi dla dzieci – uśmiechnęła się pod nosem zadowolona z wykonanej pracy – I pomyśleć, że pierwszy raz od wielu stuleci tak sam z siebie mnie o coś poprosił. W dodatku zrobił to nie dla siebie. Będziesz z niego dumny Samaelu.


¨¨¨


Tkwiła w zawieszeniu. Ciałem była w salonie, jednak myślami błądziła daleko stąd. Martwił ją stan zdrowia Erwina, a przygnębienie Wojtka pogłębiało ten niepokój. Coś było nie tak.


- Ziemia do Wiktorii – usłyszała głos Asarot, która czujnie się jej przyglądała – Gdzie cię poniosło?


- Daleko stąd – odpowiedziała smętnie – Zauważyłaś, że z Winim jest coś nie w porządku? To coś więcej niż osłabienie i depresja. Ktoś powinien go zbadać.


- Martwisz się – usiadła obok niej i podała jej kubek z herbatą – przebadam go dla ciebie.


- Znasz się na tym? – Spytała zdumiona. – W sumie, odbierałaś poród Jona.


- Jestem dość dobrym medykiem – puściła jej oczko – i mnie też niepokoi stan Liska.


- Jest załamany – westchnęła upijając łyk herbaty – Wojtuś mocno to przeżywa. Erwin jest dla niego jak brat.


- Rozumiem – Asarot wstała i posłała jej ciepły uśmiech – nie ma więc co zwlekać.


Po chwili zniknęła bez śladu.


¨¨¨


Szedł wzdłuż ściany, kierując się do łazienki. Nie rozumiał co się z nim działo. Jeszcze nigdy nie był tak słaby i jeszcze te nieszczęsne omdlenia.


- Tylko nie teraz – jęknął osuwając się na podłogę targnięty potężnym zawrotem głowy. Zrobiło mu się niedobrze, ale ostatkiem sił powstrzymywał wymioty. Jakoś udało mu się doczołgać do łazienki i wspiąć na muszlę klozetową. Kolejne mdłości. Pochylił się nad muszlą i zwymiotował żółcią. Wszystko go bolało. – Za co?


Siły całkowicie go opuściły i zsunął się na podłogę. Świat wokół niego wirował, a po chwili całkowicie pogrążył się w mroku. Zemdlał.


¨¨¨


Asarot weszła do pokoju Naba i Erwina i omiotła go badawczym spojrzeniem. Nigdzie nie było chłopaka. Znalazła go leżącego na podłodze w łazience. To był nieciekawy obrazek.


- Biedactwo – pochyliła się nad nim i wzięła na ręce. Następnie przeniosła się z nim do izolatki. Położyła na kozetce i szczegółowo zbadała jego ciało i umysł. Diagnoza nie była zadowalająca. – Problemy naprawdę cię nie omijają.


Podłączyła mu kroplówkę z eliksirem wzmacniającym i jednocześnie wywołała u niego chwilową śpiączkę. To było najlepsze wyjście z obecnej sytuacji. Trzeba było pomóc w regeneracji organizmu oraz wesprzeć umysł. W tym celu zawołała matkę.


- W czym pomóc ci córciu? – Lilith zjawiła się niemal natychmiast. Jedno spojrzenie na rudzielca wystarczyło by zrozumiała powagę sytuacji. – Biedne dziecko.


- Trzeba oczyścić jego umysł z negatywnych myśli – oznajmiła Sori – jesteś w tym najlepsza.


- Już mi w tym dorównujesz – pogłaskała ją po głowie, po czym zabrała się do rzeczy – Przygotowałam już azyl dla tego biedaczka. Ktoś jednak będzie musiał nad nim czuwać.


- Powinnyśmy komuś powiedzieć – zastanawiała się na głos patrząc pytająco na matkę – Masz pomysł?


- Klotod! – Zawołała Lilith. – Pozwól tu moja droga.


- Tak? – W pomieszczeniu zmaterializowała się matka Fritza i grzecznie skłoniła na powitanie. – W czym rzecz?


- Będziesz tak miła i zajmiesz się tym dzieckiem? – Wskazała leżącego na kozetce rudzielca, który był tak blady jak świeży śnieg. – Ktoś musi nad nim czuwać. Stworzyłam w świecie ludzi odpowiednie miejsce, gdzie będziecie bezpieczni.


- Mogę zabrać synka? – Spytała z niepokojem przyglądając się Erwinowi. – To straszne. Myślicie że połowiczny to przeżyje?


- Jeśli pozostanie w śpiączce i będzie wspomagany eliksirami na pewno to przetrwa – odpowiedziała Asarot – oboje przetrwają.


- Nabuchodonozor wie? – Dociekała, jednak po chwili zrozumiała. – Nie wie.


- Już za późno na przemianę – westchnęła ciężko Lilith – na jego szczęście dość długo mieszkał w przedsionku. Jak na razie tylko połowiczni płci żeńskiej przeżywali poród bez przemiany. Lisek jest pierwszym chłopcem, którego to spotkało.


- Nab niepotrzebnie zwlekał – Zirytowała się Sori – Mam ochotę mu przywalić w ten zakuty czerep.


- Dostanie karę – uspokoiła córkę. Nabuchodonozor rozczarował ją swoją nieodpowiedzialnością. Myśli i wspomnienia Erwina były tego niezbitym dowodem. – Odizolujemy go od Liska. – Zwróciła się do Klotod. – Pakuj siebie i syna, bo za kwadrans wyruszacie do nowego lokum. Bel będzie was strzec, więc głowa do góry.


¨¨¨


Obserwował bawiącego się grzechotką Jona, gdy ten nagle gdzieś śmignął. Zaniepokojony zaczął szukać jego obecności i ku własnemu zdziwieniu odnalazł ją w izolatce. Zjawił się tam niezwłocznie i zamarł. Na kozetce leżał nieprzytomny Erwin. Był strasznie blady, że nawet nie można było dostrzec piegów na jego policzkach. Podłączony był do kroplówki i gdyby nie nieznaczny ruch klatki piersiowej można by było uznać go za trupa.


Jon położył się na brzuchu nieprzytomnego i cicho kwilił. Odniósł wrażenie, że z kimś rozmawia.


- Co robisz synku? – Podszedł do przyjaciela i próbował zdjąć z niego maluszka. Niestety ten zaczął płakać, gdy tylko zabrał go z brzucha rudzielca. – Chcesz jeszcze z nim pobyć?


- Wyczuł ją – W izolatce pojawiła się Lilith i położyła dłoń na ramieniu zięcia. – Lisek ma przed sobą trudne przejścia, jak również jego córeczka.


- Niemożliwe – zbladł – nic im nie będzie, prawda?


- Teraz potrzebuje ciszy i spokoju – poinformowała go łagodnie – dlatego przenosimy go w bezpieczniejsze miejsce. Będziesz jednym z nielicznych, którym zdradzę lokalizację. Musisz jednak zachować to dla siebie. Nikt nie może poznać prawdy. To dla ich bezpieczeństwa. Lepiej by Beliar jej nie poznał.


- Rozumiem – usiadł na najbliższym krześle czując nagła niemoc – Baal wie?


- Wie – potwierdziła cicho – Sori zadba o tę dwójkę, a Klotod, Fritz i Belzebub będą nad nimi czuwać. Trzeba być dobrej myśli.


- Co z Nabem? – Zerknął na teściową z ukosa. – Powiedziałyście mu?


- Nie i nie zamierzamy mu o tym mówić – oznajmiła stanowczo z gniewem w oczach – zaniedbał Liska i tak to się właśnie skończyło. Życia Erwina i dziecka wiszą na włosku przez jego upór i brak odpowiedzialności. Wybrał przeszłość i zemstę, więc niech teraz z nimi żyje. Baal jasno mu to wyłoży.


- Rozumiem – przymknął na chwilę oczy by zebrać myśli. Był zły na brata męża za doprowadzenie Erwina do tak krytycznego stanu. Złość dotykała również i jego osoby. Gdyby nie tamto braterstwo krwi, Fox nadal by cieszył się normalnym życiem przeciętnego człowieka. Teraz walczy o życie swoje i córeczki, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że nosi ją pod sercem. – Chciałbym również zamieszkać w tamtym domku. Jon już przywiązał się do kuzynki.


- O co się obwiniasz? – Lilith zmusiła Wojtka by ten spojrzał jej w oczy. Z pewną dozą trudności sforsowała jego barierę, dobierając się do jego myśli. Następnie pocałowała go w czoło i mocno przytuliła. – Głuptas z ciebie.


¨¨¨


Był środek nocy, gdy wrócił do Przedsionka. Wszedł do pokoju, jednak nie znalazł w nim narzeczonego. Wezbrała w nim złość. Robi wszystko by dorwać Beliara, a Erwin nie może nawet stosować się do prostych poleceń jak siedzenie w pokoju.


- Gdzie go poniosło? – Przeniósł się do kuchni, jednak ta była pusta. – Cholera.


- Widzę, że raczyłeś pojawić się w domu – Baal czekał na niego w salonie. Jego bordowe oczy złowrogo świeciły w ciemności. – Zawiodłem się na tobie bracie.


- Jesteś zły, że odprawiałem cię z kwitkiem w Piekle? – Patrzył mu w oczy w irytacji. – Powiedziałem, że sam rozwiążę problem Beliara.


- Kosztem Erwina – zarzucił mu poważnym tonem – Zdajesz sobie z tego sprawę?


- Przesadzasz – machnął na to ręką – Przez cały czas trzyma mnie na dystans.


- Czy ty siebie słyszysz? – Baal podszedł do brata i mocno nim potrząsnął. – Jak bardzo dałeś się zaślepić zemście?


- Wybrał przeszłość i Beliara – w salonie pojawiła się Lilith. Patrzyła na Nabuchodonozora srogim spojrzeniem. – Niech w tym szuka ukojenia, bo Liska już nie zobaczy.


- Co?! – Popielatowłosy zdębiał. Słowa matki uderzyły w czuły punkt. – Co zrobiliście?


- O wiele więcej niż ty dla niego w ostatnim czasie – tuż przy nim pojawiła się Asarot i mocno go spoliczkowała – nawet nie dostrzegłeś poświęcenia tego chłopca. Ty wolałeś uganiać się za Beliarem, a Lisek gasł z każdym dniem.


- O czym wy do mnie mówicie? – Nie rozumiał tych pretensji. – Gdzie on jest?


- Czy fakt, że oddawał ci swoje ciało w nocy nie wydało ci się dziwne? – Do salonu wszedł Wojtek. Jego błękitne oczy raziły smutkiem. – Erwina to przerażało, ale pozwalał ci na to, bo pragnął ci pomóc. Nie chciał patrzeć na wykrzywioną nienawiścią twarz ukochanego. W ogóle na niego nie zasługujesz!


- Odbieram ci Erwina Fox’a – orzekł stanowczo Baal – w sumie i tak już go porzuciłeś. Idź bawić się w berka z Beliarem.


¨¨¨


Wiktoria stała przy drzwiach do pokoju i podsłuchiwała odbywającą się na dole rozmowę. Musiała przyznać, że rodzina Rofokal nie owijała w bawełnę.


- Niegrzecznie jest podsłuchiwać – zganił ją Lucyfer, wciągając do pokoju – To prywatna rozmowa.


- Przyciął kocioł garnkowi – wytknęła mu, dobrze wiedząc, że sam robił zupełnie to samo co ona wcześniej – ja nie mam żadnych zdolności, więc muszę uciekać się do tanich sztuczek.


- Ty i te twoje porównania – przywarł do jej pleców i mocno ją przytulił – moja nieznośna kobietka.


- Nie jesteście dla niego zbyt surowi? – Spytała w zamyśleniu. – Nie załamie się?


- To konieczne, by odzyskał zdrowy rozsądek – odpowiedział opierając brodę o jej głowę – należało mu się. Widziałaś jak wyglądał tamten dzieciak. Tylko terapia szokowa jest w stanie otworzyć mu oczy.


¨¨¨


Otworzył oczy i wyszczerzył się ukazując ostre kły. Przez ułamek sekundy czuł czyjeś cierpienie. Słodki zapach bólu spowodowanego miłością.


- Cierp – zanucił zadowolony – twój ból jest miodem, który wypiję, gdy dojrzeje.


¨¨¨


Pakował rzeczy swoje i synka do torby. Chciał jak najszybciej iść do Erwina. Łzy pojawiały się w jego oczach za każdym razem, gdy pomyślał o niebezpieczeństwie jakie grozi rudzielcowi.


- To moja wina – westchnął smutnie – gdybym w ogóle go nie poznał, byłby bezpieczny i tak mocno nie cierpiał.


- Nieprawda kochanie – Baal przyciągnął go do siebie i wytarł z oczu łzy. – Los nie bez przyczyny was ze sobą połączył. Wspieracie się i nawzajem ratujecie z opresji.


- To on zawsze mnie ratuje – wtulił się w tors męża – przywykłem, że jest przy mnie. Nie wiem co zrobię gdy go zabraknie.


- Nic mu nie będzie – uspokajał go mocno do siebie tuląc – Zobaczysz, że za trzy miesiące Jon będzie bawił się z ognistowłosą kuzynką.


- Oby – uśmiechnął się smutnie – myślisz, że będzie ruda?


- Niczego nie wykluczam – pocałował go w czoło – Jon odziedziczył twoje oczy, więc mała Lisa powinna mieć jego kitę.


- Jesteś złośliwy – zarzucił mu szczypiąc go w policzek – choć z pewnością będzie śliczna.

¨¨¨