Kolejny fragment Porachunków oddaję pod Waszą ocenę. Mam nadzieję, że wypowiecie się w komentarzach co o tym sądzicie. Tak tylko sugeruję, że komentarze są ostatnio moim motywatorem do pisania. Życzę miłej lektury i pozdrawiam.
Ten królik niedawno mnie sterroryzował. Nigdy nie sądziłam, że te stworzenia mogą być aż tak wredne i cwane he he. Następnym razem pokażę Wam mojego osobistego nadzorcę, który czuwa bym za długo nie siedziała przed komputerem ;)
Późnym rankiem Wojtek niemal spał na
blacie stołu z nosem w jajecznicy. Oczywiście Olga nie odpuściła mu śniadania i
musiał na nie zejść. Po chwili do kuchni dotarł i Erwin. Buzia nie zamykała mu
się od ziewania.
- Widzę, że też miałeś upojną noc –
zrobił cudzysłów w powietrzu krzywiąc się przy siadaniu na krzesło – Nab dał mi
szlaban na słodycze.
- Nie – sarknął zmęczony Wojtek
podnosząc z wysiłkiem głowę ze stołu – Szczęściarz.
- No dzięki za wsparcie – burknął lekko
urażony – Wstałeś lewą nogą?
- A ty do góry tyłkiem – odgryzł się z
pochmurnym wzrokiem – Daj mi spokój, Baal męczył mnie całą noc. Do tego zniknął
nad ranem i przez to zmarzłem.
- Nab zrobił to samo – mruknął Erwin
biorąc łyk kawy przyjaciela – Ledwo żyję, boli mnie tyłek, a ten drań się
ulotnił.
- Oj chłopcy, aż żal na was patrzeć –
Westchnęła Olga wchodząc do kuchni wraz z Fritzem – tacy młodzi, a zrzędzą jak
starzy tetrycy.
- Ciekawe jak ty byś się czuła, gdyby
cię wydupczono, a później zostawiono – wymamrotał pod nosem rudzielec – Do tego
zakazano ci jedynego szczęścia.
- A więc o to chodzi – podeszła do
niego i zmierzwiła mu włosy – Zabronił ci słodyczy, co?
- Dobijaj mnie bardziej – stęknął
uderzając głową w blat stołu – Nie masz serca.
- Nie pierwszy raz to słyszę Lisku –
zaśmiała się wywracając oczami – Jeden taki powtarza mi to niemal za każdym
razem dzień w dzień od przybycia do tego domu.
- Na mnie nie patrz – sapnął Wojtek –
Ja aż tak dobrej częstotliwości nie mam. Ograniczam się do jednej humorzastej
uwagi dziennie, choć Olga daje mi ostatnio w kość.
- Gdybyś należycie się odżywiał –
wtrąciła ze złośliwym uśmieszkiem – Nie musiałabym wmuszać w ciebie jedzenia.
- I tak nie masz dobrych wyników –
zakpił odsuwając się od stołu – Zawsze kończy się podobnie.
- Racja – doskoczyła do niego i z
powrotem przysunęła go do stołu – tym razem będzie inaczej paniczu Wojtku.
Postanowiłam wytoczyć ciężkie działa.
- O, poznam twoją babcię i mamę –
ucieszył się Fritz połykając gryz jabłka – Ty już poznałeś moją.
- Nie no, poważnie? – Jęknął
niebieskooki zmęczonym głosem. – Wiki i babcia? Teraz to już na pewno nie będę
miał spokoju.
- To były wytyczne panicza Baala –
oznajmiła z satysfakcją Olga – po małej sugestii z mojej strony.
- To dlatego zmył się nim wstałem –
warknął zirytowany – Sam nie radzi sobie z własną matką, a mnie skazuje na
katorgę z moją.
- Plus bonusik w postaci babci – dodał
Erwin w przerwie ziewania – Ja nie jestem głodny. Idę się przespać.
- Jak to nie jesteś głodny?! – Olga
zmartwiła się zachowaniem rudowłosego. – Musisz się wzmocnić.
- Nie muszę – pokazał jej język i
opuścił kuchnię.
- Nawet nie myśli ściągać tu jego
rodziny – ostrzegł ją Wojtek – Wtedy już na amen straci apetyt. Też mam ochotę
na drzemkę.
Posłał jej figlarne spojrzenie, po czym
zniknął z kuchni.
¨¨¨
Baal wściekle łypał na Arcydemony. Starcy
siedzieli z zadowolonymi minami, patrząc na młodego władcę z wyższością.
- Jak długo zamierzacie bawić się ze
mną w ciuciubabkę? – Warknął siląc się na spokój w głosie. Pomimo jego wyraźnym
zakazom wykonali pewien ruch w stronę wojny. – Myślicie, że nie znam waszych
knowań?
- Popełniliście karygodny błąd –
wtrącił beznamiętnie Lucyfer, pojawiając się w sali obrad – Chcecie mieć wroga
we władcy i w całym królewskim rodzie? Proszę bardzo. Jednak ostrzegam. Nie
będzie litości.
- Grozisz nam Lucyferze Molochu? – Z
miejsca podniósł się najstarszy w Radzie Ministrów, hrabia de Castello. – Z
jakiego powodu?
- Twoi koledzy z piaskownicy dobrze
znają odpowiedź na te pytanie – sarknął poprawiając swoje platynowe włosy –
Taktyka spalonej ziemi jest bezsensownym rozwiązaniem i godzi w gospodarkę. Nie
wspomnę o ludzie.
- Poświęciliście trzy wioski – zabrał
głos Nabuchodonozor, który od początku siedział cicho – Zginęli niewinni
obywatele Piekła, wliczając w to dzieci. Jaki w tym cel? Ja go nie dostrzegam.
Widzę jedynie błędy i wady.
- Dzięki wam Beliar zyskał nowych
popleczników – odparł Baal przymykając oczy – Zaczynam podejrzewać, że wy
również do nich należycie. Swoim działaniem jedynie to potwierdzacie.
- Panie, nie wiem o czym mówisz – tym
razem odezwał się najmłodszy członek Rady. Po jego minie jasno było widać, że
mówi prawdę. Widocznie spiskowcy nie brali go na poważnie ze względu na młody
wiek. – Mój dziadek zawsze wspierał twój ród, a ja podążam ścieżką, którą mi
wyznaczył.
- Wierzę ci Auguście – westchnął
blondyn z marsową twarzą – Jednak nie ulega wątpliwościom, że wśród Arcydemonów
znajdują się zdrajcy.
- Może i masz słuszność Panie – wtrącił
hrabia de Castello – Niektórym arystokratom wyższe stanowisko uderzyło do głowy
i uzależniło od władzy, przez co chcą jej jeszcze więcej. Apetyt rośnie w miarę
jedzenia powiadają ludzie na ziemi. Niestety ich łaknienie pogrąża państwo i
krzywdzi poddanych.
- Prawisz morały jak zawsze Behemocie –
zaśmiała się Lilith, zjawiając się w auli – Jednak są one pomocne i prawdziwe.
- Stwórczyni – uśmiechnął się na widok
srebrnowłosej – Tysiące lat cię nie widziałem.
- Sądzę, że niektórzy lekceważą siłę
mego najmłodszego syna – skonkludowała dość oschle – Godzą w mój ród gnani
powierzchownymi poglądami i ideologiami zdrajcy. Beliar to fanatyk, chory na
umyśle. Ci rozsądniejsi od razu dostrzegają ten mankament, niestety reszta
ociemniałych ślepo za nim podąża.
- Daruj sobie matko – Lucyfer posłał
jej pełne uznania spojrzenie. – Niech dalej brnął w to bagno. Nie znają prawdy i
nawet nie próbują jej dostrzec. Wojna do niczego nie prowadzi.
- Baal, czemu nie wyznasz spiskowcom,
że wiesz kim są? – Spytał Belzebub wchodząc do sali wraz z Mefistofelesem. –
Zawsze wykańczałeś przeciwnika po cichu jego własną bronią.
- Tym razem tego nie zrobię – Baal
beznamiętnie rzucił zimne spojrzenie zebranym. – Obmyśliłem już strategię i
wykonałem pewne kroki w stłumieniu tej rewolty. Czystki niedługo się zaczną, a
Piekło odkupi się krwią jego zdrajców.
¨¨¨
Pani Elżbieta siedziała nad rachunkami
w kawiarni, gdy ktoś wszedł do środka. Spojrzała w stronę drzwi i zobaczyła
przystojną, młoda kobietę ubraną w elegancki żakiet. Jej czarne włosy
kontrastowały z jasną barwą okrycia.
- Chciałam zamówić cappuccino – posłała
w stronę właścicielki zniewalający uśmiech – i może jeszcze kawałek sernika.
- Dobry wybór – pani Elżbieta od razu
zabrała się do pracy – Jeszcze się pani załapała na sernik.
- Wiem, że to dobry wybór – odparła
ciepło rozglądając się wokoło – Nie ma tego uroczego chłopca?
- Ma pani na myśli mojego wnuka? –
Upewniała się zdumiona pytaniem klientki. – Od jakiegoś czasu nie mieszka już
ze mną. Często go jednak odwiedzam.
- Szkoda – posmutniała siadając przy
ladzie, a nie przy stoliku – Spodobał mi się. Taki śliczny niedźwiadek.
- Babciu – z zaplecza ku zdumieniu obu
kobiet dobiegło ciche wołanie – Mogę dziś u ciebie nocować?
- Pokłóciłeś się z mężem? – Spytała
wnuka zaglądając na zaplecze. Wojtek stał przy jej biurku i przyglądał się
księdze wydatków. – Jesteś jakiś blady.
- Trochę naciągnąłem zasady i dostałem
karę – jęknął na samo wspomnienie minionej nocy – Wmusił we mnie ogromną ilość
czekolady.
- Ponoć nie chcesz jeść – zauważyła
zmartwiona – To niepokojące zważywszy na twój stan.
- To nie tak – sapnął zawstydzony – Ja
po prostu straciłem apetyt.
- Chodź, poczęstuję cię serniczkiem –
oświadczyła zaciągając go do lady – Jest taki jak lubisz, mało słodki.
- Dziękuję – usiadł obok ekspresu do
kawy – Erwin też ostatnio kiepsko się czuje, a Nab dał mu szlaban na słodycze.
- Oj, Nab igra z czortem tkwiącym
wewnątrz tego rudzielca – zaśmiała się podstawiając wnukowi pod nos ciasto –
Jedz śmiało.
- Dobrze – kiwnął głową potwierdzająco
– I co z tym noclegiem.
- Przecież wiesz, że zawsze jesteś u
mnie mile widziany – odparła wracając do rachunków – Tylko nadal nie wiem
czemu?
- Za to, że knuł za moimi plecami razem z Olgą –
prychnął wpychając sobie do ust kawałek sernika – do tego uciekł nad ranem i
przez to zmarzłem.
- Zgadzam się z taką karą niedźwiadku –
wtrąciła klientka z figlarnym spojrzeniem – Dawno się nie widzieliśmy.
- Pani to… – próbował sobie
przypomnieć, ale krew dała mu odpowiedź – Asarot, siostra Baala.
- We własnej osobie – uśmiechnęła się
ciepło – czyli poślubiłeś mojego, małego braciszka. Och, już nie mogę doczekać
się bratanka! Mam nadzieję, że będzie przypominał ciebie, bo Baal nie jest za
uroczy.
- Cześć babciu! – Do kawiarni weszła
Wiki, kiedy zobaczyła syna od razu rzuciła się mu na szyję. – Wojtuś!
- Mogłabyś przestać? – Stęknął
zażenowany. – To trochę krępujące.
- Chyba mam prawo poprzytulać syna –
uparcie nie puszczała go z objęć – Strasznie zmizerniałeś. Nic dziwnego, że
Baal po mnie zadzwonił.
- Tragedii nie ma – mruknął wywracając
oczami – to tylko ciąża.
- Nie taka zwyczajna – zarzuciła mu
karcąco Wiki – Pamiętaj, że nie jesteś demonem z krwi i kości. Dopiero niedawno
Baal cię przemienił i możesz ciężej znosić rolę matki.
- Brak apetytu to oznaka zbliżającego
się rozwiązania – wtrąciła Asarot dopijając kawę – Mój bratanek spieszy się na
świat. Widocznie martwi go obecna sytuacja i chce szybciej wesprzeć swego
ślicznego mamusia.
- Co ma pani na myśli? – Dociekała
Wiktoria. – Nie do końca rozumiem.
- Demonie dzieci już w łonie matek
rozwijają swoje instynkty – odpowiedziała spokojnie czarnowłosa – Szykuje się
wojna, a dziecko instynktownie wie, że po urodzeniu jego rodziciel będzie w
stanie lepiej bronić oboje.
- Rozumiem – szepnął Wojtek – czyli mój
syn chce chronić siebie i mnie.
- Tak – potwierdziła z powagą w głosie –
To świadczy o tym, że jesteś dla niego naprawdę ważny.
- A czy to nie logiczne? – Zdziwiła się
pani Elżbieta.
- Nie u demonów – odstawiła filiżankę
na pusty talerzyk po cieście – Dzieci demonów nie tak łatwo nawiązują więź z
rodzicielami. Bywały przypadki, że odrzucały swoje matki, a za opiekuna
wybierały kogoś spoza rodziny.
- Pokręcony ten świat – Wiki pokręciła
głową. – I mój aniołek do niego należy?
- Tak – przytaknęła wstając z miejsca –
Co świat to obyczaj droga pani.
- Właśnie słyszę – jęknęła ponownie
przytulając syna – Moje kochane biedactwo.
- Nie przesadzasz? – Starał się
utrzymać na krześle. – Baal dobrze się mną opiekuje. Widocznie synek też uważa,
że ma mamusia niezdarę i chce mnie ochraniać.
- Pesymisto ty jeden – potarmosiła
wnukowi policzki – Więcej wiary w siebie i w innych.
- Czas na mnie – odparła Asorat pomimo
chęci – Mam przekazać bratu o twoim postanowieniu?
- Jeśli byłabyś taka miła – uśmiechnął
się do szwagierki. Podświadomie wiedział, że nie będzie miała mu za złe, jeśli
pominie konwenanse. – Nawet niech nie próbuje po mnie przychodzić.
- Jesteś tego pewny wnusiu? – Obdarzyła
Wojtka zdumionym spojrzeniem. – Tam jest Erwin.
- Jest dorosły i potrafi o siebie
zadbać, a poza tym Nab dobrze go pilnuje – rzucił tkwiąc w uporze. Już tęsknił
za mężem, ale nie chciał tego przyznać. – No i jeszcze ten dom ostatnio jest
zbyt pełny. Strasznie tam tłoczno.
- Rozumiem – puściła mu oczko demonica
– Moja rodzinka potrafi zajść za skórę, a w szczególności Lu i Mefi.
- Lucyfera jeszcze nie poznałem, ale
twoją matkę i Mefistofelesa już tak – westchnął zmęczony – I znowu.
- To normalne w twoim stanie – pocieszała
go szwagierka – Straty energii są pewnie częstsze?
- Właśnie – ziewnął przychylając się ku
drzemce – To dość frustrujące.
- Z pewnością – uśmiechnęła się Wiki –
W takim razie idziemy do domu, gdzie sie prześpisz.
- Powiedzcie gdzie, a was przeniosę –
zasugerowała Asorat – Mój niedźwiadek nie ma na to siły.
- Już wiesz? – Wojtek posłał jej obraz
domu babci. – Dzięki.
- Wystarczy, że dasz mi buziaka w
zamian – zaśmiała się łapiąc za ramiona Wiki i chłopaka, po czym zniknęli z
kawiarni. Pojawili się pośrodku dawnej sypialni Wojtka. – Całkiem przyzwoity
pokoik.
- Dziękuję – cmoknął ją nieśmiało w
policzek, a następnie skierował się do łóżka – Wybaczcie, ale ledwie stoję.
- Wybaczamy – odpowiedziały chórem, po
czym Asorat zniknęła, a Wiki opuściła sypialnię.
¨¨¨
Baal zdenerwowany przechadzał się po
gabinecie. Przeszukał dom, ale nie znalazł Wojtka i coraz bardziej zaczynał się
niepokoić. Zatrzymało go ciche puknięcie w drzwi.
- Witaj braciszku – przywitała go
Asorat wchodząc do pomieszczenia – mam ci do przekazania pewną wiadomość do
niedźwiadka.
- Kogo?! – Zdumiał się nieco słysząc
jej słowa. – Sprecyzuj to trochę, bo nie wiem o kogo ci chodzi.
- O twojego męża głuptasie –
zachichotała zakrywając usta – Zirytował się na ciebie i przeniósł do domu
babci. Kazał ci przekazać, że nie życzy sobie twoich odwiedzin.
- Jeszcze mi tego brakowało – westchnął
zrezygnowany – Jakbym miał mało problemów.
- Twój mąż powinien być na pierwszym
miejscu – zganiła go z groźnym spojrzeniem przyczajonej kotki – Zdajesz sobie
sprawę z tego, że on lada dzień może urodzić ci syna? Pewnie nawet nie
zauważyłeś, że maluszek postanowił przybyć na świat nieco szybciej.
- Co?! – Zbladł uświadamiając sobie, że
naprawdę zaniedbał obowiązek męża i ojca. Asorat zawsze wprost wypowiadała
swoje myśli, ale za to ją cenił. – Masz rację. Sprawy Piekła ostatnio zanadto
mnie zaabsorbowały. Obiecałem mu, że będę przy nim, a zamiast tego całymi
dniami ślęczę w pałacu kłócąc się z Arcylordami w Radzie.
- Zostaw to matce – poleciła spokojnie
– Myślisz, że po co zgromadziliśmy się przy tobie w tym trudnym okresie?
Jesteśmy rodziną i chcemy cię wesprzeć. Matka już nie raz miała do czynienia z
widmem wojny, a poza tym obiecała na śmierć ojca, że już nie da skrzywdzić
żadnego z nas.
- Słuchaj siostry Baaluś – Lilith
pojawiła się ni stąd ni z owąd w gabinecie. – Zapoznałam się już z sytuacją na
froncie i wiem, kto pociąga za sznurki. Te stare robaki zapominają kto ich
stworzył.
- Bawiłaś się w tropicielkę energii? –
Mruknął zmęczony. – Tylko ciebie na to stać i tylko tobie przychodzi to z taką
łatwością.
- Schlebiasz mi tymi docinkami –
zaśmiała się srebrnowłosa – Twój ojciec doceniał tę cechę.
- Wiemy mamo – Asorat podeszła do matki
i mocno ją przytuliła. – Kochał w tobie niemal wszystko.
- To racja – uśmiechnęła się do córki –
Czasem brakuje mi jego suchych żartów.
- Sori, powiedz co jeszcze mówił Wojtuś
– poprosił zmartwiony blondyn – Aż tak się uparł na nocleg u babci?
- Przychodziło mu to z trudem – odparła
w zamyśleniu – jednak wcześniej stwierdził, że przez twoje tchórzostwo i
spiskowanie nie ma spokoju i rano zmarzł w łóżku.
- Spore wykroczenie synu – Lilith
pogroziła mu palcem – Tak zaniedbać ciężarnego męża. Wstydź się.
- Oszczędźcie sobie tych morałów –
jęknął czując się jak mały chłopiec. To dlatego nie cierpiał wizyt rodziny, bo
traktowano go jak smarkacza. – Aż tak bardzo go nie zaniedbałem.
- Mógłbyś wziąć przykład z
Nabuchodonozora – stwierdziła srebrnowłosa – Śledzi każdy krok swojego
narzeczonego, a szczerze mówiąc mam ochotę schrupać tę słodką marcheweczkę.
- Wszystko słyszałem matko – Nab
raptownie pojawił się w gabinecie – i wybij to sobie z głowy. Ty również Sori!
- Najpierw to puszczę ci focha –
nadymała się urażona Asorat – Nawet nie wiedziałam, że masz narzeczonego i
jeszcze śmiesz posądzać mnie o to co matkę.
- To nie tak – zakłopotał się
popielatowłosy – Wybacz. Ostatnio puszczają mi nerwy.
Po tych słowach błyskawicznie zniknął.
- Jeszcze nie skończyliśmy rozmowy
tchórzu! – Zawołała za bratem, po czym podążyła jego śladem.
- Najwidoczniej zostaliśmy sami Baalusiu
– Lilith obdarzyła syna łagodnym spojrzeniem. Widziała jak męczy go ta cała
sytuacja i chciała odjąć trochę obowiązków z jego barków. To dlatego zarządziła
zjazd rodzinny. – Leć do Wojtka i spędź z nim trochę czasu. Potrzebujesz chwili
wytchnienia. My się wszystkim zajmiemy.
- Tym razem ci zaufam – sapnął
spoglądając na nią zbolałym wzrokiem, po czym poprzez myśli podzielił się
strategią własnej polityki. Wykorzystała jego nieuwagę i mocno go przytuliła,
czym był zaskoczony. – Czemu?
- Bo jesteś moim dzieckiem –
odpowiedziała spokojnie – Pamiętaj, że nie jesteś sam.
- Tak – przymknął oczy lekko odczuwając
ulgę – W razie problemów informuj mnie na bieżąco.
- Nie martw się – pocałowała go w czoło
– Jak wrócisz Piekło będzie stało na swoim miejscu.
- Aha – wycofał się, by następnie
zniknąć.
- Wypocznij i niczym się nie przejmuj –
szepnęła zadowolona, że wreszcie uzyskała jego zaufanie. Tak długo trzymał się
na dystans, że powoli zaczynała tracić nadzieję. – Twój mąż jest prawdziwym
cudotwórcą Baalusiu.
¨¨¨
Fritz zakradł się do pokoju Erwina,
zastając go we śnie. Niestety nigdzie nie mógł znaleźć Wojtka, a poza nim znał
w tym domu jedynie Olgę i Erwina. Nie liczył matki, Stwórczyni i braci władcy,
ponieważ w pewnym sensie się ich obawiał. Postanowił poczekać na rudzielca
siedząc przy oknie. Wolał omijać salon, gdzie zwykle natykał się na Belzebuba.
Ten demon go przerażał.
- Co tu robisz? – Spytał go zaspany
Erwin. – Nie powinieneś tu wchodzić.
- Nie ma Wojtka, a ja się zaczynałem
nudzić – odparł lekko ożywiony – No i tak jakby się ukrywam.
- Ukrywasz?! – Zdziwił się, lecz po
chwili parsknął śmiechem. – Tak, ta rodzina potrafi człowieka przerazić.
- Taki szczegół, że jestem demonem –
westchnął Fritz patrząc na rudzielca – A przeraża mnie Belzebub.
- Nie miałem z nim do czynienia, więc
nie wiem o kim mówisz – był szczery gramoląc się z łóżka – choć z drugiej
strony poznałem panią Lilith, więc nie dziwię ci się, że wolisz unikać któregoś
z jej synów. Prywatnie mam do czynienia z jednym z nich.
- Masz coś do roboty? – Przerwał mu
zerkając za okno. – Możesz wychodzić z domu?
- Teoretycznie nie – sapnął dość
pochmurnie – czuję się tu jak w więzieniu.
- Zaczynam podzielać to odczucie –
przyznał mu chłopiec – Matka nie pozwala mi nigdzie chodzić, a sama wciąż znika
gdzież ze Stwórczynią.
- W sumie to mam co do roboty – jęknął
spoglądając na zadaną przez Baala lekturę – Wojtek miał mi pomóc, ale przez
ciążę ciągle śpi albo marudzi.
- To może ja ci pomogę – zaproponował z
nadzieją – zrobię wszystko by nie siedzieć w salonie.
- Jesteś demonem, więc może i mi
pomożesz – zastanawiał się na głos – Znasz demoni?
- Oczywiście – prychnął urażony – Nie
jestem analfabetą.
- To dobrze – wyszczerzył się
zadowolony – pomożesz mi przeczytać pewną lekturę.
- Masz na myśli heraldykę demonów? –
Wskazał pokaźny tom leżący na szafce nocnej. – Niech zgadnę, kara?
- Ta – stęknął znikając w łazience, z
której wyłonił się ze szczoteczką do zębów w buzi – Baal postanowił zabawić się
w mojego belfra i wpoić mi zasady i hierarchię Piekła. Ponoć jestem ignorantem
i nie traktuję go z należytym szacunkiem. Myśli, że będę go szanował za
izolowanie mnie od kumpla. Niedoczekanie jego.
- Widzę, że nie bardzo przepadasz za
władcą – zachichotał Fritz – Zdajesz sobie sprawę z tego, że za obrazę majestatu
władcy grozi śmierć?
- Szczerze mam to w głębokim
poszanowaniu – mruknął wracając do łazienki skończyć myć zęby – Czasem wolę
umrzeć, ale Nab nie chce mi na to pozwolić. Osobiście twierdzę, że jestem dla
niego niepotrzebną kulą u nogi. Beze mnie byłoby mu o wiele lepiej.
- Tak uważasz? – Usłyszał za sobą głos
popielatowłosego. – Widocznie nie zrozumiałeś moich odczuć względem tej
kwestii.
- Cholera – jęknął widząc złość w jego
ślepiach – Czemu pojawiasz się zawsze w takich momentach?
- W odpowiednich – rzucił podchodząc do
rudzielca – dzięki temu wiem, że muszę jeszcze cię przekonać.
- Nie ma takiej opcji! – Warknął
umykając przed chwytem demona. Wybiegł za łazienki. – Otwieraj okno Fritz!
- Ok. – chłopiec wykonał prośbę –
Skoczysz?
- Nie, polecę – sarknął jednym susem
przeskakując parapet – Nie mam zamiaru użerać się z tym dewiantem.
- Ymm – zerknął w stronę łazienki
dostrzegając wściekłego Nabuchodonozora – idę z tobą.
Wyskoczył za chłopakiem i pobiegł za
nim. Oczy popielatowłosego mocno go przeraziły, dlatego nie dziwił się, że
rudzielec uciekł.
- Jest naprawdę wściekły – zauważył
doganiając starszego kolegę – nie boisz się, że coś ci zrobi?
- Mam to gdzieś – wymamrotał przez
zaciśnięte zęby – Każe mi liczyć się z jego odczuciami, ale moje to już mu
wiszą. Zaczynam czuć się jak szmata, którą najlepiej przelecieć i zostawić.
- Za kogo ty mnie masz Lisku? – Nab
pojawił się tuż przed Erwinem, przez co ten wbiegł prosto w jego ramiona. – Mam
cię i już nie puszczę.
- Zostaw mnie! – Ryknął wyrywając się gorączkowo
z objęć demona. – Puszczaj!
- Nie – odparł nieugięty. Dostrzegł, że
wspólnik jego uciekiniera stara się umknąć cichaczem. Nie dał mu tej
sposobności. – A ty gdzie?
- Na spacer? – Pisnął w panice
złotooki, odwracając się i próbując uciec. – Nie jestem tu potrzebny.
- Ja się zajmę tym szkrabem – przed
chłopcem pojawił się Belzebub szybko go przechwytując – Cały dzień cię szukam
Fritz.
- Tak?! – Przerażony zaczął się
wyrywać. – Przepraszam, niech mnie pan puści.
- Już?! – Zdumiał się biorąc dzieciaka
na ręce. – Porozmawiamy sobie troszeczkę. Opowiem ci bajkę na dobranoc.
Po tych słowach Bel zniknął z
szamoczącym się czarnowłosym. Nab za to chwilowo uśpił Erwina. Nie chciał by
podczas szamotaniny zrobił sobie krzywdę.
- Skoro tak ci brakuje mojego
towarzystwa, to spędzimy trochę czasu z dala od reszty – delikatnie odgarnął
przydługą grzywkę z twarzy narzeczonego, który nieprzytomny spoczywał w jego
ramionach. Złość mu niemal całkowicie minęła, po zobaczeniu tych zapłakanych
oczu. – Koniecznie muszę zburzyć ten twój bunt Lisku. Musisz zrozumieć, że
wszystko co robię jest dla twojego dobra.
¨¨¨
Wojtek znudzony siedział w ulubionym
fotelu babci i czytał wybraną na chybił trafił książkę. Nie miał szczęścia, bo
trzymał w rękach Biblię. Nie chciało mu się jednak ruszać z miejsca, dlatego
pomimo obiekcji do lektury zaczął ją przekartkowywać.
- Ty tak na serio?! – Wiki w szoku
patrzyła na książkę. – Synku, na pewno dobrze się czujesz?
- Co ci znowu nie pasuje – mruknął
nawet nie podnosząc wzroku na matkę – mam lenia i nie chce mi się tego odnieść
i tyle.
- Aha – zmrużyła oczy nie wierząc w
pełni jego słowom – I Baal nie ma nic wspólnego z twoim stanem?
- Może – westchnął znużony – a nawet
gdyby, to nie twój interes.
- A jednak – uśmiechnęła się zadowolona
z faktu, że trafiła w sedno – przestań udawać osła i przynajmniej do niego
zadzwoń. Usychasz z tęsknoty za nim.
- Powiedziałem, żebyś nie wtykała nosa
w moje sprawy – warknął podnosząc się z fotela – Zejdź ze mnie wreszcie, mamo.
- Nacisnęłaś na jego odcisk – zauważyła
pani Elżbieta, widząc przygnębioną minę wnuka tuż przed jego zniknięciem –
Wojtuś ma dylemat. Walczy z samym sobą.
- Niby czemu? – Nie do końca rozumiała
przekaz babci. – I skąd o tym wiesz?
- Drogie dziecko – posłała wnuczce
ciepłe spojrzenie – znam was nie od dziś. Jesteś jego matką, ale przez
działanie mojego syna rozdzielono was na dość spory czas. Musicie się siebie
nawzajem nauczyć i zrozumieć. Niestety oboje macie podobne charaktery.
- Babciu – szepnęła zrezygnowana. Ta
kobieta zawsze bezbłędnie rozgryzała jej ukryty nastrój. – Ostatnio wciąż śni
mi się śmierć Gabriela. Przez to boję się, że stracę i Wojtusia. Zaczynam
wątpić we własne dziecko i obawiam się, że on też nagle zniknie i mnie zostawi.
- Samotność potrafi nieźle dać w kość –
przytuliła dziewczynę i delikatnie pogładziła jej spięte plecy – Zobacz jak
Wojtuś przeżywa rozłąkę z mężem. Znam ból utraty ukochanej osoby i z
doświadczenia wiem, że trzeba się z tym zmierzyć samodzielnie. Jesteście
jeszcze młodzi i nie znacie świata w takim stopniu jak ja.
- Mówisz jakbyś była strasznie stara –
odparła w udawanym uśmiechu – Nie jesteś jeszcze aż tak stara.
- No dziękuję za komplement –
uszczypnęła ją w policzek jak wtedy gdy była małą dziewczynką – Daj Wojtkowi
trochę czasu. Niech poukłada sobie kilka spraw.
- Nie wyjaśniłaś mi, dlaczego ze sobą
walczy – naciskała z uporem równie mocnym jak ten niebieskookiego – Babciu,
proszę.
- Niech ci będzie – sapnęła z
rezygnacją – Dylematem Wojtka jest niepewność. Ty również przechodziłaś przez podobne
wątpliwości.
- Chodzi ci o ciążę? – Upewniała się
ostrożnie. – Masz rację. Wtedy nachodzą cię dość dziwne myśli.
- Właśnie – uśmiechnęła się pobłażliwie
– Wojtek jednak zaczyna lawirować na krawędzi. Zbyt wiele rzeczy zwaliło się na
jego barki, a fakt, że Baal jest zajęty sprawami Piekła sprawia, iż usilnie
próbuje ukryć przed nim swoje wątpliwości.
- Boże – posmutniała kryjąc twarz w
drżących dłoniach – A ja niczego nie zauważyłam.
- To świadczy o jego skrupulatności –
usiadła na fotelu i z ulgą się w nim zagłębiła – Twój syn zbyt długo musiał
dźwigać bagaż emocji i odczuć samodzielnie, że strach ujawniania ich przed
innymi mocno zakorzenił się w jego umyśle. To właśnie z tym wewnętrznie walczy.
- Jestem złą matką – załkała kuląc się
na kanapie – Nie dostrzegłam cierpienia własnego dziecka.
- Jeżeli ty jesteś złą matką, to ja
jestem beznadziejnym mężem – w salonie pojawił się Baal. Miał minę zbitego psa,
co diametralnie odmieniało jego codzienny wizerunek dostojnego władcy. – Asorat
nieźle zmyła mi głowę, a o matce nie wspomnę.
- Usiądź z nami – pani Elżbieta
wskazała miejsce obok Wiktorii – Na razie będzie lepiej, jeśli nikt do niego
nie pójdzie. Sam do nas zejdzie.
- Co to? – Demon podniósł ze stolika na
kawę książkę. Kiedy zobaczył co trzyma w ręku, mimowolnie się skrzywił. –
Biblia?!
- Tak, aż tak jest z nim źle – sapnęła
przygnębiona Wiki – Kiedy spytałam czemu to czyta, kazał mi się odczepić i
zniknął.
- Rozumiem – mruknął odkładając książkę
– Czyli aż tak go zaniedbałem.
- Przestańcie się obwiniać i zacznijcie
myśleć jak pomóc temu chłopcu – zganiła ich babcia – Zaczynam myśleć, że jedyną
osobą dość zaradną w tym domu, oprócz mnie, jest mój załamany prawnuczek, który
resztkami siła w samotności próbuje pokonać własne rozterki.
- Babciu – usłyszeli głos Wojtka z
kuchni – zrobiłabyś mi tę swoją mieszankę ziół na wzmocnienie? Albo po prostu
powiedz jak ją zrobić i poradzę sobie sam.
- Oczywiście, że ci ją zrobię wnusiu –
pani Elżbieta dźwignęła się z fotela i ruszyła do kuchni. Przed tym jednak
gestem ręki nakazała reszcie zostać na miejscach. – Usiądź przy stole i niczym
się nie kłopocz.
- Mam problem i raczej nie uniknę
zmartwień – stęknął opierając głowę na wsparty o blat stołu łokieć – Wiesz,
nadal jestem tym nieporadnym bachorem. Nie nadaję się ani na rodzica, ani na
męża. Synem też jestem dość kiepskim.
- Dobrze wiesz, że nie masz racji –
odpowiedziała krzątając się po kuchni i odmierzając zioła do czarki – Skąd te
wątpliwości?
- Sam już siebie nie rozumiem. Nawet
mój syn ma mnie za sierotę i chce urodzić się wcześniej – załkał bezsilny –
Jestem słaby i nie potrafię wielu rzeczy. Nawet Erwina nie umiałem ochronić
przed wieloma niebezpieczeństwami.
- Wojtku – postawiła przed nim kubek z
ziółkami – Weź się w garść i spójrz wreszcie na tę jasną stronę. Ciągłe
użalanie się nad sobą psuje cię od środka i wyniszcza jak trucizna. Nie jesteś
sam i masz z kim podzielić się swoimi dylematami.
- Te ziółka są okropne – skrzywił się
upijając łyk naparu – zapach nęci zmysły, a smak odrzuca głęboką goryczą.
Chciałaś mi coś przez to uświadomić?
- A zdało to egzamin? – Spytała
obserwując go uważnie.
- Moje ukrywane emocje są jak ferment
myśli – oznajmił duszkiem wypijając resztkę ziół – Zbyt długo zakopywałem pod
dywan wiele strapień i teraz uderzają ze zdwojoną siłą. Nie chciałem być
problemem dla męża. I tak ma wiele spraw na głowie, a ja nie chcę być aż takim
egoistą by stawać w centrum jego uwagi. Nie jestem aż tak ważny by o to ubiegać.
Są rzeczy priorytetowe, a ja nie jestem jedną z nich.
- Jesteś jeszcze dzieckiem i masz prawo
do bycia bezsilnym w pewnych kwestiach – pocieszała go ciepłym głosem – Fakt,
że masz zostać rodzicem mocno cię przeraża. Zaczynasz wątpić w siebie bardziej
niż zwykle, a to niedobrze. Baal jest twoim mężem i nie poślubił ciebie dla
kaprysu. Będzie z tobą na dobre i na złe. Przemyśl to.
- Babciu, ja to wiem – jęknął
zrozpaczony – Boję się, że go zawiodę. Tak bardzo go kocham i chciałbym żeby
zawsze był przy mnie, ale zdaję sobie sprawę z tego, że to niewykonalne. Nie
mogę odciągać go od obowiązków. Nad Piekłem wisi widmo wojny, a on musi mieć
niezmącony umysł. Nie mogę zrzucać na niego własnych wątpliwości. Nie mogę być
już dzieckiem, choć tak naprawdę nigdy nie mogłem nim być.
- Właśnie – przytaknęła smutnie – Nigdy
nie byłeś w pełni dzieckiem.
- Całe życie byłem śmieciem – wyszeptał
chowając twarz w dłoniach – Chyba nigdy tego z siebie nie wyplenię. Baal jest
taki doskonały i majestatyczny, gdzie mi do niego. Na tle jego wizerunku i
rodziny wypadam dość marnie.
- Źle na to patrzysz – zmierzwiła mu
włosy kątem oka dostrzegając podsłuchujących Wiki i demona – Nie możesz
porównywać się z kimkolwiek. To zły nawyk, którym zakaziła cię moja synowa
ciągłym przyrównywaniem do jej dziećmi. Nigdy nie wzięli pod uwagę, że
przeżyłeś traumę i zamknąłeś się w sobie. Dziękuję Niebiosom, że zesłały mi
Erwina. Dzięki niemu zacząłeś mówić.
- Nie przypominam sobie – zdumiony
patrzył na babcię – Kiedy to było?
- Nie pamiętasz tego, ale to właśnie on
skłonił cię do ponownego otwarcia się na świat. Zabrałam go kiedyś ze sobą do
Krakowa. To było w dniu, kiedy wypisano cię z oddziału zamkniętego. –
Wspominała w lekkim uśmiechu. – Ten chłopiec stracił miesiąc wcześniej matkę i
również był w nie-najlepszym stanie. Postanowiłam was ze sobą skonfrontować.
Kiedy zobaczył twój pusty wzrok i siniaki po kroplówkach, rozpłakał się i mocno
cię przytulał.
- Nie pamiętam tego – z desperacją
patrzył jej w oczy – czy jestem też kiepskim przyjacielem?
- Nie. Jesteś jego najlepszym
przyjacielem – zapewniała go spokojnie – Nigdy w to nie wątpił. Wiesz, on
zawsze obwiniał się za twój los. Czuł się za ciebie odpowiedzialny, a zawiódł
wyjeżdżając na obóz w dniu incydentu w tartaku.
- Przecież to niedorzeczne – zszokował
się w reakcji na opowieść babci – Jak on może obwiniać się za coś na co nie
miał wpływu?
- A ty? – Zaatakowała kując żelazo póki
gorące.
- Co ja? – Udał, że nie rozumie o co
jej chodzi.
- Dobrze wiesz – stwierdziła nieugięcie
– Za co się obwiniasz?
- Obaj jesteśmy siebie warci, co? –
Zaśmiał się gorzko. – Ja widzę w sobie ciężar, a Erwin obarcza się winą o
śmierć matki i o wydarzenie w tartaku. To utwierdza mnie w przekonaniu, że nie
do końca dorośliśmy. Obaj boimy się do tego przyznać i wstydzimy się prosić o
pomoc.
- To teraz powiem ci jakie macie
wyjście – lekko pacnęła go w czoło – Ty masz Baala, który z pewnością cię
wesprze i pomorze dojrzeć, a Erwin ma Nabuchodonozora.
- Ale czy to nie będzie zbyt wielki
problem dla Baala? – Nadal był pełny wątpliwości. – Wiesz, on ma ważniejsze
sprawy na głowie. Ja nie powinienem się liczyć.
- Na to pytanie musi odpowiedzieć
właśnie on – odparła skinieniem przywołując demona – Baal, słyszałeś pytanie?
- Tak – przytaknął obserwując
skołowanego męża – Masz rację. W Piekle zajmuje mnie wiele ważnych spraw, ale
nie są aż tak wielkiej wagi jak ty i mój nienarodzony syn. Decydując się na
ślub dobrze wiedziałem, że jesteś jeszcze niedoświadczonym chłopcem. Nie
obchodzi mnie, że jeszcze nie dojrzałeś. Jeśli będę musiał, to cię wychowam,
ale nigdy nie twierdź, że jesteś śmieciem. Dla mnie jesteś skarbem i tylko to
się liczy.
- Jesteś zły? – Mruknął zażenowany. –
Twój mąż jest idiotą.
- Nie jestem zły kochanie – przytulił
go dość mocno – bynajmniej nie na ciebie.
- Aha – załkał odczuwając ulgę – przeze
mnie narobisz sobie zaległości w Piekle.
- Matka mnie wyręczy – odparł równie
zawstydzony – Siostra mnie zrugała, a matka jej wtórowała. Skończyło się na
tym, że mam trochę wolnego czasu, który pragnę spędzić z moim upartym mężem.
- Tak? – Spojrzał na niego zapłakanym,
błękitnym wzrokiem. – Nie przeszkadza ci fakt, że jestem brzydki?
- O czym ty gadasz? – Lekko ugryzł go w
nos. – Jesteś najpiękniejszy na świecie.
- Mogę też się przytulić? – Do kuchni
weszła nieśmiało Wiki. – Czy mam sobie wracać do Francji?
- O czym ty mówisz? – Wojtek spojrzał
na matkę i dopiero teraz dostrzegł jej wątpliwości i obawy. – Oczywiście, że
możesz.
- Chyba spasuję – wycofała się
zrezygnowana – Nie będę już przeszkadzać.
- Jaki syn taka matka – westchnął Baal
i przyciągnął do nich Wiki i panią Elżbietę. – Chyba muszę znaleźć dla
teściowej kogoś, kto ją wychowa.
- Wypraszam sobie – prychnęła urażona –
Lepiej zajmij się moim synkiem. Ja świetnie dam sobie radę sama.
- Wiki – Wojtek delikatnie zagłębił się
w umysł rodzicielki. – Ostatnio kiepsko sypiasz i dość często odwiedzasz
paryski bar.
- Jestem dorosła i biorę za siebie
odpowiedzialność – wyrwała się z objęć i uciekła z kuchni – Nie musisz się mną
przejmować, a tym bardziej nie wściubiaj nosa w moje prywatne życie.
- To już wiem po kim to mam –
odprowadzał matkę wzrokiem – Samotność daje jej w kość.
- Żebyś wiedział wnusiu – potwierdziła
pani Elżbieta – Niedawno była rocznica śmierci twojego ojca.
- Teraz wszystko się wyklarowało –
zmartwił się na tę wiadomość – Nawet mi nie powiedziała, kiedy zmarł.
- Zabierzmy ją do Przedsionka –
zaproponował Baal – Matka chciała ją poznać.
- Znaczy, że pani Lilith? – Upewniał
się niepewnie. – Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Nie martw się, moja matka nie jest aż
takim potworem jak myślisz – zażartował dla ukrycia wątpliwości – My się
spakujemy i zaszyjemy z dala od spraw Piekła, a one sobie pogadają.
- Nadal tego nie widzę – nie dowierzał
w zamyśleniu – Chcesz zabrać człowieka do domu wypełnionego demonami.
- Wiem, że to dość ryzykowne zagranie –
przyznał demon – jednak czasem warto podjąć ryzyko.
- Eh, niech ci będzie – sapnął
zmęczonym głosem – twój pomysł, twoja robota.
- Wezmę ją na siebie – zgodził się w
śmiechu – Przenieś się sam do domu, a ja przybędę z Wiki.
¨¨¨
Erwin powoli odzyskiwał przytomność.
Jakoś nie zdziwił go fakt, że jest sam w pokoju. Usiadł i podciągnął pod pierś
kolana, by następnie się rozpłakać. Był sfrustrowany i pełen wątpliwości. Czuł
się jak ptaszek na uwięzi, co najbardziej go bolało.
- Daj mi spokój Sori! – Usłyszał głos
Naba zza drzwi sypialni. – Nie wystarczy ci, że nagadałaś Baalowi?
- Wkurzyłeś mnie braciszku – odparła
jakaś kobieta – Ukryłeś fakt, że też postanowiłeś wziąć ślub. Przez was
zaczynam czuć się starą panną.
- Przesadzasz – zbywał ją w pośpiechu –
Idź może pogadać z matką o swoim życiu matrymonialnym.
- Najpierw zobaczę twojego Liska –
uparcie wdarła się do pokoju i spojrzała na skulonego chłopaka – Widzę, że ten
dzieciak również jest w dołku. Chyba tobie też trzeba zrobić pogadankę jak
Baalowi.
- Oszczędź sobie – warknął dostrzegając
resztki łez na twarzy rudzielca – Cholera Sori, zostaw mnie z nim samego.
- Co z wami faceci? – Mruknęła
niezadowolona. – Zero zaangażowania. I jak tu się nie wkurzać.
- Nie wiesz o co chodzi, to się nie
wtrącaj – wyprowadził ją na siłę z pokoju – Sam się zajmę moim narzeczonym. Idź
wściubiać nos gdzie indziej.
- Tym razem ci odpuszczę – odparła
znikając.
- Wreszcie – odetchnął z ulgą, po czym
zerknął na Erwina. Chłopak odwrócił wzrok i ukrył twarz w kolanach. – Spójrz na
mnie.
Milczał bojąc się spojrzeć na demona.
Wątpliwości sprawiały, że czuł się beznadziejnie. Do tego jeszcze ta cała
frustracja.
- Siły na ciebie już nie mam – podszedł
do niego i zmusił do podniesienia wzroku – Zdaję sobie sprawę, że wiele dzieje
się w twojej głowie, ale wyrzuć z niej wszelkie wątpliwości związane ze mną.
Kocham cię i nigdy nie dam od siebie uciec. Może moje działania wydają się
sprzeczne z tym co mówię, ale uwierz mi, nigdy cię nie opuszczę.
- Ja – wybąkał zdezorientowany – przepraszam.
- Posądziłeś mnie o coś, co mnie
irytuje – oznajmił siląc się na spokój w głosie – To, kim dla mnie jesteś wiem
tylko ja i ty również powinieneś. Jednak wciąż przed tym uciekasz. Gdybym
traktował cię jak dziwkę, nie przeżyłbyś nawet jednej nocy. Nie byłbym
delikatny pod żadnym względem. Z natury nie cierpię dzielić się moim z innymi.
- Przepraszam – prosił wystraszony oziębłością
tonu demona. Pierwszy raz zwracał się do niego w taki sposób. – Wybacz.
- Erwinie, nie zdajesz sobie sprawy jak
wiele dla mnie znaczysz – przymknął oczy zrezygnowany – nie mam już pomysłu jak
do ciebie dotrzeć. Zrozum, jestem demonem i nie potrafię okazywać uczuć jak
ludzie.
- Na nic mi nie pozwalasz – mruknął w
strachu – czuję się odizolowany jak zwierzę w klatce.
- Podejrzewam, że możesz tak się czuć –
odgarnął grzywkę zasłaniającą jego oczy – jednak to dla twojego dobra.
- Niby jak? – Rzucił w irytacji. – Już
więźniowie w Alcatraz mają większą swobodę!
- Brałem pod uwagę, że tego nie zrozumiesz
– uciszył go przykładając palec do ust – Zrozum, zrobię wszystko byś był
bezpieczny niezależnie od twojej woli.
- To nie fair – załkał podłamany – Baal
tak nie pilnuje Wojtka.
- Baal stosuje inne metody –
odpowiedział łagodnie – a ja swoje. Załóż coś cieplejszego.
- Po co? – Zdumiał się tym nagłym
poleceniem.
- Zabieram cię w pewne miejsce –
odrzekł spokojnie – Będziemy lecieć nocą, więc temperatura powietrza w locie
będzie dość niska.
- Dobrze wiesz, że boję się latać –
jęknął drżąc na samą myśl – czemu?
- Muszę cię jakoś ukarać za ucieczkę –
roztrzepał mu włosy – a teraz umyj twarz i się przebierz.
- Powiedz, za kogo ty mnie masz? –
Spytał ciekaw grzebiąc w szafie. Oczywiście do połowy zanurkował w półkach
starając się ukryć przed wzrokiem demona.
- Widzę cię jako bezczelnego szczeniaka,
który pod płaszczykiem obelg próbuje ukryć prawdziwego siebie – odpowiedział mu
zachodząc go od tyłu. Złapał go w pasie i pociągnął w swoją stronę. Gdy ten
wystraszony się wyprostował, skradł mu całusa. – Jednocześnie nie wyobrażam
sobie życia bez takiego buntownika pod ręką. Jesteś moim niesfornym
narzeczonym, którego czasami mam ochotę doprowadzać do łez.
- Czyli jestem bezczelny i niesforny –
powtórzył cicho w usta popielatowłosego – tylko tyle? Sądziłem, że masz mnie za
kogoś gorszego.
- Nie podpinaj mojego wyobrażenia o
tobie z twoim – skarcił go lekko przygryzając piegowaty nos – Jesteś moim
kochanym Liskiem, którego niedługo poślubię.
- Na twoim miejscu raczej bym to
przemyślał – jęknął czując dużą dłoń na swoich pośladkach – uprzykrzę ci życie
ty zboczony demonie.
- Wiesz jak zachęcić – zaśmiał się
mocno przytulając uparciucha – wiesz, że zakazany owoc smakuje o wiele lepiej
niż ten na "legalu"?
- Żartujesz, prawda? – Stęknął powoli
mięknąc pod wpływem bliskości tego zaborczego mężczyzny – Jestem niewychowanym
bachorem.
- W takim razie cię wychowam kochanie –
mruknął z pożądliwym spojrzeniem – Nauczę ci wielu ciekawych rzeczy.
- A co z wycieczką? – Panikował widząc,
że zbliżają się do łóżka. – Mówiłeś, że chcesz mnie dokądś zabrać.
- To dopiero w nocy – odpowiedział
zachrypłym głosem – Doszedłem do wniosku, że trzeba cię nieco zmęczyć przed
podróżą. Będziesz się mniej wyrywał podczas lotu.