środa, 8 kwietnia 2015

Porachunki

Kolejny fragment Porachunków oddaję pod Waszą ocenę. Mam nadzieję, że wypowiecie się w komentarzach co o tym sądzicie. Tak tylko sugeruję, że komentarze są ostatnio moim motywatorem do pisania. Życzę miłej lektury i pozdrawiam.



Ten królik niedawno mnie sterroryzował. Nigdy nie sądziłam, że te stworzenia mogą być aż tak wredne i cwane he he. Następnym razem pokażę Wam mojego osobistego nadzorcę, który czuwa bym za długo nie siedziała przed komputerem ;)


Późnym rankiem Wojtek niemal spał na blacie stołu z nosem w jajecznicy. Oczywiście Olga nie odpuściła mu śniadania i musiał na nie zejść. Po chwili do kuchni dotarł i Erwin. Buzia nie zamykała mu się od ziewania.

- Widzę, że też miałeś upojną noc – zrobił cudzysłów w powietrzu krzywiąc się przy siadaniu na krzesło – Nab dał mi szlaban na słodycze.

- Nie – sarknął zmęczony Wojtek podnosząc z wysiłkiem głowę ze stołu – Szczęściarz.

- No dzięki za wsparcie – burknął lekko urażony – Wstałeś lewą nogą?

- A ty do góry tyłkiem – odgryzł się z pochmurnym wzrokiem – Daj mi spokój, Baal męczył mnie całą noc. Do tego zniknął nad ranem i przez to zmarzłem.

- Nab zrobił to samo – mruknął Erwin biorąc łyk kawy przyjaciela – Ledwo żyję, boli mnie tyłek, a ten drań się ulotnił.

- Oj chłopcy, aż żal na was patrzeć – Westchnęła Olga wchodząc do kuchni wraz z Fritzem – tacy młodzi, a zrzędzą jak starzy tetrycy.

- Ciekawe jak ty byś się czuła, gdyby cię wydupczono, a później zostawiono – wymamrotał pod nosem rudzielec – Do tego zakazano ci jedynego szczęścia.

- A więc o to chodzi – podeszła do niego i zmierzwiła mu włosy – Zabronił ci słodyczy, co?

- Dobijaj mnie bardziej – stęknął uderzając głową w blat stołu – Nie masz serca.

- Nie pierwszy raz to słyszę Lisku – zaśmiała się wywracając oczami – Jeden taki powtarza mi to niemal za każdym razem dzień w dzień od przybycia do tego domu.

- Na mnie nie patrz – sapnął Wojtek – Ja aż tak dobrej częstotliwości nie mam. Ograniczam się do jednej humorzastej uwagi dziennie, choć Olga daje mi ostatnio w kość.

- Gdybyś należycie się odżywiał – wtrąciła ze złośliwym uśmieszkiem – Nie musiałabym wmuszać w ciebie jedzenia.

- I tak nie masz dobrych wyników – zakpił odsuwając się od stołu – Zawsze kończy się podobnie.

- Racja – doskoczyła do niego i z powrotem przysunęła go do stołu – tym razem będzie inaczej paniczu Wojtku. Postanowiłam wytoczyć ciężkie działa.

- O, poznam twoją babcię i mamę – ucieszył się Fritz połykając gryz jabłka – Ty już poznałeś moją.

- Nie no, poważnie? – Jęknął niebieskooki zmęczonym głosem. – Wiki i babcia? Teraz to już na pewno nie będę miał spokoju.

- To były wytyczne panicza Baala – oznajmiła z satysfakcją Olga – po małej sugestii z mojej strony.

- To dlatego zmył się nim wstałem – warknął zirytowany – Sam nie radzi sobie z własną matką, a mnie skazuje na katorgę z moją.

- Plus bonusik w postaci babci – dodał Erwin w przerwie ziewania – Ja nie jestem głodny. Idę się przespać.

- Jak to nie jesteś głodny?! – Olga zmartwiła się zachowaniem rudowłosego. – Musisz się wzmocnić.

- Nie muszę – pokazał jej język i opuścił kuchnię.

- Nawet nie myśli ściągać tu jego rodziny – ostrzegł ją Wojtek – Wtedy już na amen straci apetyt. Też mam ochotę na drzemkę.

Posłał jej figlarne spojrzenie, po czym zniknął z kuchni.

¨¨¨

Baal wściekle łypał na Arcydemony. Starcy siedzieli z zadowolonymi minami, patrząc na młodego władcę z wyższością.

- Jak długo zamierzacie bawić się ze mną w ciuciubabkę? – Warknął siląc się na spokój w głosie. Pomimo jego wyraźnym zakazom wykonali pewien ruch w stronę wojny. – Myślicie, że nie znam waszych knowań?

- Popełniliście karygodny błąd – wtrącił beznamiętnie Lucyfer, pojawiając się w sali obrad – Chcecie mieć wroga we władcy i w całym królewskim rodzie? Proszę bardzo. Jednak ostrzegam. Nie będzie litości.

- Grozisz nam Lucyferze Molochu? – Z miejsca podniósł się najstarszy w Radzie Ministrów, hrabia de Castello. – Z jakiego powodu?

- Twoi koledzy z piaskownicy dobrze znają odpowiedź na te pytanie – sarknął poprawiając swoje platynowe włosy – Taktyka spalonej ziemi jest bezsensownym rozwiązaniem i godzi w gospodarkę. Nie wspomnę o ludzie.

- Poświęciliście trzy wioski – zabrał głos Nabuchodonozor, który od początku siedział cicho – Zginęli niewinni obywatele Piekła, wliczając w to dzieci. Jaki w tym cel? Ja go nie dostrzegam. Widzę jedynie błędy i wady.

- Dzięki wam Beliar zyskał nowych popleczników – odparł Baal przymykając oczy – Zaczynam podejrzewać, że wy również do nich należycie. Swoim działaniem jedynie to potwierdzacie.

- Panie, nie wiem o czym mówisz – tym razem odezwał się najmłodszy członek Rady. Po jego minie jasno było widać, że mówi prawdę. Widocznie spiskowcy nie brali go na poważnie ze względu na młody wiek. – Mój dziadek zawsze wspierał twój ród, a ja podążam ścieżką, którą mi wyznaczył.

- Wierzę ci Auguście – westchnął blondyn z marsową twarzą – Jednak nie ulega wątpliwościom, że wśród Arcydemonów znajdują się zdrajcy.

- Może i masz słuszność Panie – wtrącił hrabia de Castello – Niektórym arystokratom wyższe stanowisko uderzyło do głowy i uzależniło od władzy, przez co chcą jej jeszcze więcej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia powiadają ludzie na ziemi. Niestety ich łaknienie pogrąża państwo i krzywdzi poddanych.

- Prawisz morały jak zawsze Behemocie – zaśmiała się Lilith, zjawiając się w auli – Jednak są one pomocne i prawdziwe.

- Stwórczyni – uśmiechnął się na widok srebrnowłosej – Tysiące lat cię nie widziałem.

- Sądzę, że niektórzy lekceważą siłę mego najmłodszego syna – skonkludowała dość oschle – Godzą w mój ród gnani powierzchownymi poglądami i ideologiami zdrajcy. Beliar to fanatyk, chory na umyśle. Ci rozsądniejsi od razu dostrzegają ten mankament, niestety reszta ociemniałych ślepo za nim podąża.

- Daruj sobie matko – Lucyfer posłał jej pełne uznania spojrzenie. – Niech dalej brnął w to bagno. Nie znają prawdy i nawet nie próbują jej dostrzec. Wojna do niczego nie prowadzi.

- Baal, czemu nie wyznasz spiskowcom, że wiesz kim są? – Spytał Belzebub wchodząc do sali wraz z Mefistofelesem. – Zawsze wykańczałeś przeciwnika po cichu jego własną bronią.

- Tym razem tego nie zrobię – Baal beznamiętnie rzucił zimne spojrzenie zebranym. – Obmyśliłem już strategię i wykonałem pewne kroki w stłumieniu tej rewolty. Czystki niedługo się zaczną, a Piekło odkupi się krwią jego zdrajców.

¨¨¨

Pani Elżbieta siedziała nad rachunkami w kawiarni, gdy ktoś wszedł do środka. Spojrzała w stronę drzwi i zobaczyła przystojną, młoda kobietę ubraną w elegancki żakiet. Jej czarne włosy kontrastowały z jasną barwą okrycia.

- Chciałam zamówić cappuccino – posłała w stronę właścicielki zniewalający uśmiech – i może jeszcze kawałek sernika.

- Dobry wybór – pani Elżbieta od razu zabrała się do pracy – Jeszcze się pani załapała na sernik.

- Wiem, że to dobry wybór – odparła ciepło rozglądając się wokoło – Nie ma tego uroczego chłopca?

- Ma pani na myśli mojego wnuka? – Upewniała się zdumiona pytaniem klientki. – Od jakiegoś czasu nie mieszka już ze mną. Często go jednak odwiedzam.

- Szkoda – posmutniała siadając przy ladzie, a nie przy stoliku – Spodobał mi się. Taki śliczny niedźwiadek.

- Babciu – z zaplecza ku zdumieniu obu kobiet dobiegło ciche wołanie – Mogę dziś u ciebie nocować?

- Pokłóciłeś się z mężem? – Spytała wnuka zaglądając na zaplecze. Wojtek stał przy jej biurku i przyglądał się księdze wydatków. – Jesteś jakiś blady.

- Trochę naciągnąłem zasady i dostałem karę – jęknął na samo wspomnienie minionej nocy – Wmusił we mnie ogromną ilość czekolady.

- Ponoć nie chcesz jeść – zauważyła zmartwiona – To niepokojące zważywszy na twój stan.

- To nie tak – sapnął zawstydzony – Ja po prostu straciłem apetyt.

- Chodź, poczęstuję cię serniczkiem – oświadczyła zaciągając go do lady – Jest taki jak lubisz, mało słodki.

- Dziękuję – usiadł obok ekspresu do kawy – Erwin też ostatnio kiepsko się czuje, a Nab dał mu szlaban na słodycze.

- Oj, Nab igra z czortem tkwiącym wewnątrz tego rudzielca – zaśmiała się podstawiając wnukowi pod nos ciasto – Jedz śmiało.

- Dobrze – kiwnął głową potwierdzająco – I co z tym noclegiem.

- Przecież wiesz, że zawsze jesteś u mnie mile widziany – odparła wracając do rachunków – Tylko nadal nie wiem czemu?

- Za to,  że knuł za moimi plecami razem z Olgą – prychnął wpychając sobie do ust kawałek sernika – do tego uciekł nad ranem i przez to zmarzłem.

- Zgadzam się z taką karą niedźwiadku – wtrąciła klientka z figlarnym spojrzeniem – Dawno się nie widzieliśmy.

- Pani to… – próbował sobie przypomnieć, ale krew dała mu odpowiedź – Asarot, siostra Baala.

- We własnej osobie – uśmiechnęła się ciepło – czyli poślubiłeś mojego, małego braciszka. Och, już nie mogę doczekać się bratanka! Mam nadzieję, że będzie przypominał ciebie, bo Baal nie jest za uroczy.

- Cześć babciu! – Do kawiarni weszła Wiki, kiedy zobaczyła syna od razu rzuciła się mu na szyję. – Wojtuś!

- Mogłabyś przestać? – Stęknął zażenowany. – To trochę krępujące.

- Chyba mam prawo poprzytulać syna – uparcie nie puszczała go z objęć – Strasznie zmizerniałeś. Nic dziwnego, że Baal po mnie zadzwonił.

- Tragedii nie ma – mruknął wywracając oczami – to tylko ciąża.

- Nie taka zwyczajna – zarzuciła mu karcąco Wiki – Pamiętaj, że nie jesteś demonem z krwi i kości. Dopiero niedawno Baal cię przemienił i możesz ciężej znosić rolę matki.

- Brak apetytu to oznaka zbliżającego się rozwiązania – wtrąciła Asarot dopijając kawę – Mój bratanek spieszy się na świat. Widocznie martwi go obecna sytuacja i chce szybciej wesprzeć swego ślicznego mamusia.

- Co ma pani na myśli? – Dociekała Wiktoria. – Nie do końca rozumiem.

- Demonie dzieci już w łonie matek rozwijają swoje instynkty – odpowiedziała spokojnie czarnowłosa – Szykuje się wojna, a dziecko instynktownie wie, że po urodzeniu jego rodziciel będzie w stanie lepiej bronić oboje.

- Rozumiem – szepnął Wojtek – czyli mój syn chce chronić siebie i mnie.

- Tak – potwierdziła z powagą w głosie – To świadczy o tym, że jesteś dla niego naprawdę ważny.

- A czy to nie logiczne? – Zdziwiła się pani Elżbieta.

- Nie u demonów – odstawiła filiżankę na pusty talerzyk po cieście – Dzieci demonów nie tak łatwo nawiązują więź z rodzicielami. Bywały przypadki, że odrzucały swoje matki, a za opiekuna wybierały kogoś spoza rodziny.

- Pokręcony ten świat – Wiki pokręciła głową. – I mój aniołek do niego należy?

- Tak – przytaknęła wstając z miejsca – Co świat to obyczaj droga pani.

- Właśnie słyszę – jęknęła ponownie przytulając syna – Moje kochane biedactwo.

- Nie przesadzasz? – Starał się utrzymać na krześle. – Baal dobrze się mną opiekuje. Widocznie synek też uważa, że ma mamusia niezdarę i chce mnie ochraniać.

- Pesymisto ty jeden – potarmosiła wnukowi policzki – Więcej wiary w siebie i w innych.

- Czas na mnie – odparła Asorat pomimo chęci – Mam przekazać bratu o twoim postanowieniu?

- Jeśli byłabyś taka miła – uśmiechnął się do szwagierki. Podświadomie wiedział, że nie będzie miała mu za złe, jeśli pominie konwenanse. – Nawet niech nie próbuje po mnie przychodzić.

- Jesteś tego pewny wnusiu? – Obdarzyła Wojtka zdumionym spojrzeniem. – Tam jest Erwin.

- Jest dorosły i potrafi o siebie zadbać, a poza tym Nab dobrze go pilnuje – rzucił tkwiąc w uporze. Już tęsknił za mężem, ale nie chciał tego przyznać. – No i jeszcze ten dom ostatnio jest zbyt pełny. Strasznie tam tłoczno.

- Rozumiem – puściła mu oczko demonica – Moja rodzinka potrafi zajść za skórę, a w szczególności Lu i Mefi.

- Lucyfera jeszcze nie poznałem, ale twoją matkę i Mefistofelesa już tak – westchnął zmęczony – I znowu.

- To normalne w twoim stanie – pocieszała go szwagierka – Straty energii są pewnie częstsze?

- Właśnie – ziewnął przychylając się ku drzemce – To dość frustrujące.

- Z pewnością – uśmiechnęła się Wiki – W takim razie idziemy do domu, gdzie sie prześpisz.

- Powiedzcie gdzie, a was przeniosę – zasugerowała Asorat – Mój niedźwiadek nie ma na to siły.

- Już wiesz? – Wojtek posłał jej obraz domu babci. – Dzięki.

- Wystarczy, że dasz mi buziaka w zamian – zaśmiała się łapiąc za ramiona Wiki i chłopaka, po czym zniknęli z kawiarni. Pojawili się pośrodku dawnej sypialni Wojtka. – Całkiem przyzwoity pokoik.

- Dziękuję – cmoknął ją nieśmiało w policzek, a następnie skierował się do łóżka – Wybaczcie, ale ledwie stoję.

- Wybaczamy – odpowiedziały chórem, po czym Asorat zniknęła, a Wiki opuściła sypialnię.

¨¨¨

Baal zdenerwowany przechadzał się po gabinecie. Przeszukał dom, ale nie znalazł Wojtka i coraz bardziej zaczynał się niepokoić. Zatrzymało go ciche puknięcie w drzwi.

- Witaj braciszku – przywitała go Asorat wchodząc do pomieszczenia – mam ci do przekazania pewną wiadomość do niedźwiadka.

- Kogo?! – Zdumiał się nieco słysząc jej słowa. – Sprecyzuj to trochę, bo nie wiem o kogo ci chodzi.

- O twojego męża głuptasie – zachichotała zakrywając usta – Zirytował się na ciebie i przeniósł do domu babci. Kazał ci przekazać, że nie życzy sobie twoich odwiedzin.

- Jeszcze mi tego brakowało – westchnął zrezygnowany – Jakbym miał mało problemów.

- Twój mąż powinien być na pierwszym miejscu – zganiła go z groźnym spojrzeniem przyczajonej kotki – Zdajesz sobie sprawę z tego, że on lada dzień może urodzić ci syna? Pewnie nawet nie zauważyłeś, że maluszek postanowił przybyć na świat nieco szybciej.

- Co?! – Zbladł uświadamiając sobie, że naprawdę zaniedbał obowiązek męża i ojca. Asorat zawsze wprost wypowiadała swoje myśli, ale za to ją cenił. – Masz rację. Sprawy Piekła ostatnio zanadto mnie zaabsorbowały. Obiecałem mu, że będę przy nim, a zamiast tego całymi dniami ślęczę w pałacu kłócąc się z Arcylordami w Radzie.

- Zostaw to matce – poleciła spokojnie – Myślisz, że po co zgromadziliśmy się przy tobie w tym trudnym okresie? Jesteśmy rodziną i chcemy cię wesprzeć. Matka już nie raz miała do czynienia z widmem wojny, a poza tym obiecała na śmierć ojca, że już nie da skrzywdzić żadnego z nas.

- Słuchaj siostry Baaluś – Lilith pojawiła się ni stąd ni z owąd w gabinecie. – Zapoznałam się już z sytuacją na froncie i wiem, kto pociąga za sznurki. Te stare robaki zapominają kto ich stworzył.

- Bawiłaś się w tropicielkę energii? – Mruknął zmęczony. – Tylko ciebie na to stać i tylko tobie przychodzi to z taką łatwością.

- Schlebiasz mi tymi docinkami – zaśmiała się srebrnowłosa – Twój ojciec doceniał tę cechę.

- Wiemy mamo – Asorat podeszła do matki i mocno ją przytuliła. – Kochał w tobie niemal wszystko.

- To racja – uśmiechnęła się do córki – Czasem brakuje mi jego suchych żartów.

- Sori, powiedz co jeszcze mówił Wojtuś – poprosił zmartwiony blondyn – Aż tak się uparł na nocleg u babci?

- Przychodziło mu to z trudem – odparła w zamyśleniu – jednak wcześniej stwierdził, że przez twoje tchórzostwo i spiskowanie nie ma spokoju i rano zmarzł w łóżku.

- Spore wykroczenie synu – Lilith pogroziła mu palcem – Tak zaniedbać ciężarnego męża. Wstydź się.

- Oszczędźcie sobie tych morałów – jęknął czując się jak mały chłopiec. To dlatego nie cierpiał wizyt rodziny, bo traktowano go jak smarkacza. – Aż tak bardzo go nie zaniedbałem.

- Mógłbyś wziąć przykład z Nabuchodonozora – stwierdziła srebrnowłosa – Śledzi każdy krok swojego narzeczonego, a szczerze mówiąc mam ochotę schrupać tę słodką marcheweczkę.

- Wszystko słyszałem matko – Nab raptownie pojawił się w gabinecie – i wybij to sobie z głowy. Ty również Sori!

- Najpierw to puszczę ci focha – nadymała się urażona Asorat – Nawet nie wiedziałam, że masz narzeczonego i jeszcze śmiesz posądzać mnie o to co matkę.

- To nie tak – zakłopotał się popielatowłosy – Wybacz. Ostatnio puszczają mi nerwy.

Po tych słowach błyskawicznie zniknął.

- Jeszcze nie skończyliśmy rozmowy tchórzu! – Zawołała za bratem, po czym podążyła jego śladem.

- Najwidoczniej zostaliśmy sami Baalusiu – Lilith obdarzyła syna łagodnym spojrzeniem. Widziała jak męczy go ta cała sytuacja i chciała odjąć trochę obowiązków z jego barków. To dlatego zarządziła zjazd rodzinny. – Leć do Wojtka i spędź z nim trochę czasu. Potrzebujesz chwili wytchnienia. My się wszystkim zajmiemy.

- Tym razem ci zaufam – sapnął spoglądając na nią zbolałym wzrokiem, po czym poprzez myśli podzielił się strategią własnej polityki. Wykorzystała jego nieuwagę i mocno go przytuliła, czym był zaskoczony. – Czemu?

- Bo jesteś moim dzieckiem – odpowiedziała spokojnie – Pamiętaj, że nie jesteś sam.

- Tak – przymknął oczy lekko odczuwając ulgę – W razie problemów informuj mnie na bieżąco.

- Nie martw się – pocałowała go w czoło – Jak wrócisz Piekło będzie stało na swoim miejscu.

- Aha – wycofał się, by następnie zniknąć.

- Wypocznij i niczym się nie przejmuj – szepnęła zadowolona, że wreszcie uzyskała jego zaufanie. Tak długo trzymał się na dystans, że powoli zaczynała tracić nadzieję. – Twój mąż jest prawdziwym cudotwórcą Baalusiu.

¨¨¨

Fritz zakradł się do pokoju Erwina, zastając go we śnie. Niestety nigdzie nie mógł znaleźć Wojtka, a poza nim znał w tym domu jedynie Olgę i Erwina. Nie liczył matki, Stwórczyni i braci władcy, ponieważ w pewnym sensie się ich obawiał. Postanowił poczekać na rudzielca siedząc przy oknie. Wolał omijać salon, gdzie zwykle natykał się na Belzebuba. Ten demon go przerażał.

- Co tu robisz? – Spytał go zaspany Erwin. – Nie powinieneś tu wchodzić.

- Nie ma Wojtka, a ja się zaczynałem nudzić – odparł lekko ożywiony – No i tak jakby się ukrywam.

- Ukrywasz?! – Zdziwił się, lecz po chwili parsknął śmiechem. – Tak, ta rodzina potrafi człowieka przerazić.

- Taki szczegół, że jestem demonem – westchnął Fritz patrząc na rudzielca – A przeraża mnie Belzebub.

- Nie miałem z nim do czynienia, więc nie wiem o kim mówisz – był szczery gramoląc się z łóżka – choć z drugiej strony poznałem panią Lilith, więc nie dziwię ci się, że wolisz unikać któregoś z jej synów. Prywatnie mam do czynienia z jednym z nich.

- Masz coś do roboty? – Przerwał mu zerkając za okno. – Możesz wychodzić z domu?

- Teoretycznie nie – sapnął dość pochmurnie – czuję się tu jak w więzieniu.

- Zaczynam podzielać to odczucie – przyznał mu chłopiec – Matka nie pozwala mi nigdzie chodzić, a sama wciąż znika gdzież ze Stwórczynią.

- W sumie to mam co do roboty – jęknął spoglądając na zadaną przez Baala lekturę – Wojtek miał mi pomóc, ale przez ciążę ciągle śpi albo marudzi.

- To może ja ci pomogę – zaproponował z nadzieją – zrobię wszystko by nie siedzieć w salonie.

- Jesteś demonem, więc może i mi pomożesz – zastanawiał się na głos – Znasz demoni?

- Oczywiście – prychnął urażony – Nie jestem analfabetą.

- To dobrze – wyszczerzył się zadowolony – pomożesz mi przeczytać pewną lekturę.

- Masz na myśli heraldykę demonów? – Wskazał pokaźny tom leżący na szafce nocnej. – Niech zgadnę, kara?

- Ta – stęknął znikając w łazience, z której wyłonił się ze szczoteczką do zębów w buzi – Baal postanowił zabawić się w mojego belfra i wpoić mi zasady i hierarchię Piekła. Ponoć jestem ignorantem i nie traktuję go z należytym szacunkiem. Myśli, że będę go szanował za izolowanie mnie od kumpla. Niedoczekanie jego.

- Widzę, że nie bardzo przepadasz za władcą – zachichotał Fritz – Zdajesz sobie sprawę z tego, że za obrazę majestatu władcy grozi śmierć?

- Szczerze mam to w głębokim poszanowaniu – mruknął wracając do łazienki skończyć myć zęby – Czasem wolę umrzeć, ale Nab nie chce mi na to pozwolić. Osobiście twierdzę, że jestem dla niego niepotrzebną kulą u nogi. Beze mnie byłoby mu o wiele lepiej.

- Tak uważasz? – Usłyszał za sobą głos popielatowłosego. – Widocznie nie zrozumiałeś moich odczuć względem tej kwestii.

- Cholera – jęknął widząc złość w jego ślepiach – Czemu pojawiasz się zawsze w takich momentach?

- W odpowiednich – rzucił podchodząc do rudzielca – dzięki temu wiem, że muszę jeszcze cię przekonać.

- Nie ma takiej opcji! – Warknął umykając przed chwytem demona. Wybiegł za łazienki. – Otwieraj okno Fritz!

- Ok. – chłopiec wykonał prośbę – Skoczysz?

- Nie, polecę – sarknął jednym susem przeskakując parapet – Nie mam zamiaru użerać się z tym dewiantem.

- Ymm – zerknął w stronę łazienki dostrzegając wściekłego Nabuchodonozora – idę z tobą.

Wyskoczył za chłopakiem i pobiegł za nim. Oczy popielatowłosego mocno go przeraziły, dlatego nie dziwił się, że rudzielec uciekł.

- Jest naprawdę wściekły – zauważył doganiając starszego kolegę – nie boisz się, że coś ci zrobi?

- Mam to gdzieś – wymamrotał przez zaciśnięte zęby – Każe mi liczyć się z jego odczuciami, ale moje to już mu wiszą. Zaczynam czuć się jak szmata, którą najlepiej przelecieć i zostawić.

- Za kogo ty mnie masz Lisku? – Nab pojawił się tuż przed Erwinem, przez co ten wbiegł prosto w jego ramiona. – Mam cię i już nie puszczę.

- Zostaw mnie! – Ryknął wyrywając się gorączkowo z objęć demona. – Puszczaj!

- Nie – odparł nieugięty. Dostrzegł, że wspólnik jego uciekiniera stara się umknąć cichaczem. Nie dał mu tej sposobności. – A ty gdzie?

- Na spacer? – Pisnął w panice złotooki, odwracając się i próbując uciec. – Nie jestem tu potrzebny.

- Ja się zajmę tym szkrabem – przed chłopcem pojawił się Belzebub szybko go przechwytując – Cały dzień cię szukam Fritz.

- Tak?! – Przerażony zaczął się wyrywać. – Przepraszam, niech mnie pan puści.

- Już?! – Zdumiał się biorąc dzieciaka na ręce. – Porozmawiamy sobie troszeczkę. Opowiem ci bajkę na dobranoc.

Po tych słowach Bel zniknął z szamoczącym się czarnowłosym. Nab za to chwilowo uśpił Erwina. Nie chciał by podczas szamotaniny zrobił sobie krzywdę.

- Skoro tak ci brakuje mojego towarzystwa, to spędzimy trochę czasu z dala od reszty – delikatnie odgarnął przydługą grzywkę z twarzy narzeczonego, który nieprzytomny spoczywał w jego ramionach. Złość mu niemal całkowicie minęła, po zobaczeniu tych zapłakanych oczu. – Koniecznie muszę zburzyć ten twój bunt Lisku. Musisz zrozumieć, że wszystko co robię jest dla twojego dobra.

¨¨¨

Wojtek znudzony siedział w ulubionym fotelu babci i czytał wybraną na chybił trafił książkę. Nie miał szczęścia, bo trzymał w rękach Biblię. Nie chciało mu się jednak ruszać z miejsca, dlatego pomimo obiekcji do lektury zaczął ją przekartkowywać.

- Ty tak na serio?! – Wiki w szoku patrzyła na książkę. – Synku, na pewno dobrze się czujesz?

- Co ci znowu nie pasuje – mruknął nawet nie podnosząc wzroku na matkę – mam lenia i nie chce mi się tego odnieść i tyle.

- Aha – zmrużyła oczy nie wierząc w pełni jego słowom – I Baal nie ma nic wspólnego z twoim stanem?

- Może – westchnął znużony – a nawet gdyby, to nie twój interes.

- A jednak – uśmiechnęła się zadowolona z faktu, że trafiła w sedno – przestań udawać osła i przynajmniej do niego zadzwoń. Usychasz z tęsknoty za nim.

- Powiedziałem, żebyś nie wtykała nosa w moje sprawy – warknął podnosząc się z fotela – Zejdź ze mnie wreszcie, mamo.

- Nacisnęłaś na jego odcisk – zauważyła pani Elżbieta, widząc przygnębioną minę wnuka tuż przed jego zniknięciem – Wojtuś ma dylemat. Walczy z samym sobą.

- Niby czemu? – Nie do końca rozumiała przekaz babci. – I skąd o tym wiesz?

- Drogie dziecko – posłała wnuczce ciepłe spojrzenie – znam was nie od dziś. Jesteś jego matką, ale przez działanie mojego syna rozdzielono was na dość spory czas. Musicie się siebie nawzajem nauczyć i zrozumieć. Niestety oboje macie podobne charaktery.

- Babciu – szepnęła zrezygnowana. Ta kobieta zawsze bezbłędnie rozgryzała jej ukryty nastrój. – Ostatnio wciąż śni mi się śmierć Gabriela. Przez to boję się, że stracę i Wojtusia. Zaczynam wątpić we własne dziecko i obawiam się, że on też nagle zniknie i mnie zostawi.

- Samotność potrafi nieźle dać w kość – przytuliła dziewczynę i delikatnie pogładziła jej spięte plecy – Zobacz jak Wojtuś przeżywa rozłąkę z mężem. Znam ból utraty ukochanej osoby i z doświadczenia wiem, że trzeba się z tym zmierzyć samodzielnie. Jesteście jeszcze młodzi i nie znacie świata w takim stopniu jak ja.

- Mówisz jakbyś była strasznie stara – odparła w udawanym uśmiechu – Nie jesteś jeszcze aż tak stara.

- No dziękuję za komplement – uszczypnęła ją w policzek jak wtedy gdy była małą dziewczynką – Daj Wojtkowi trochę czasu. Niech poukłada sobie kilka spraw.

- Nie wyjaśniłaś mi, dlaczego ze sobą walczy – naciskała z uporem równie mocnym jak ten niebieskookiego – Babciu, proszę.

- Niech ci będzie – sapnęła z rezygnacją – Dylematem Wojtka jest niepewność. Ty również przechodziłaś przez podobne wątpliwości.

- Chodzi ci o ciążę? – Upewniała się ostrożnie. – Masz rację. Wtedy nachodzą cię dość dziwne myśli.

- Właśnie – uśmiechnęła się pobłażliwie – Wojtek jednak zaczyna lawirować na krawędzi. Zbyt wiele rzeczy zwaliło się na jego barki, a fakt, że Baal jest zajęty sprawami Piekła sprawia, iż usilnie próbuje ukryć przed nim swoje wątpliwości.

- Boże – posmutniała kryjąc twarz w drżących dłoniach – A ja niczego nie zauważyłam.

- To świadczy o jego skrupulatności – usiadła na fotelu i z ulgą się w nim zagłębiła – Twój syn zbyt długo musiał dźwigać bagaż emocji i odczuć samodzielnie, że strach ujawniania ich przed innymi mocno zakorzenił się w jego umyśle. To właśnie z tym wewnętrznie walczy.

- Jestem złą matką – załkała kuląc się na kanapie – Nie dostrzegłam cierpienia własnego dziecka.

- Jeżeli ty jesteś złą matką, to ja jestem beznadziejnym mężem – w salonie pojawił się Baal. Miał minę zbitego psa, co diametralnie odmieniało jego codzienny wizerunek dostojnego władcy. – Asorat nieźle zmyła mi głowę, a o matce nie wspomnę.

- Usiądź z nami – pani Elżbieta wskazała miejsce obok Wiktorii – Na razie będzie lepiej, jeśli nikt do niego nie pójdzie. Sam do nas zejdzie.

- Co to? – Demon podniósł ze stolika na kawę książkę. Kiedy zobaczył co trzyma w ręku, mimowolnie się skrzywił. – Biblia?!

- Tak, aż tak jest z nim źle – sapnęła przygnębiona Wiki – Kiedy spytałam czemu to czyta, kazał mi się odczepić i zniknął.

- Rozumiem – mruknął odkładając książkę – Czyli aż tak go zaniedbałem.

- Przestańcie się obwiniać i zacznijcie myśleć jak pomóc temu chłopcu – zganiła ich babcia – Zaczynam myśleć, że jedyną osobą dość zaradną w tym domu, oprócz mnie, jest mój załamany prawnuczek, który resztkami siła w samotności próbuje pokonać własne rozterki.

- Babciu – usłyszeli głos Wojtka z kuchni – zrobiłabyś mi tę swoją mieszankę ziół na wzmocnienie? Albo po prostu powiedz jak ją zrobić i poradzę sobie sam.

- Oczywiście, że ci ją zrobię wnusiu – pani Elżbieta dźwignęła się z fotela i ruszyła do kuchni. Przed tym jednak gestem ręki nakazała reszcie zostać na miejscach. – Usiądź przy stole i niczym się nie kłopocz.

- Mam problem i raczej nie uniknę zmartwień – stęknął opierając głowę na wsparty o blat stołu łokieć – Wiesz, nadal jestem tym nieporadnym bachorem. Nie nadaję się ani na rodzica, ani na męża. Synem też jestem dość kiepskim.

- Dobrze wiesz, że nie masz racji – odpowiedziała krzątając się po kuchni i odmierzając zioła do czarki – Skąd te wątpliwości?

- Sam już siebie nie rozumiem. Nawet mój syn ma mnie za sierotę i chce urodzić się wcześniej – załkał bezsilny – Jestem słaby i nie potrafię wielu rzeczy. Nawet Erwina nie umiałem ochronić przed wieloma niebezpieczeństwami.

- Wojtku – postawiła przed nim kubek z ziółkami – Weź się w garść i spójrz wreszcie na tę jasną stronę. Ciągłe użalanie się nad sobą psuje cię od środka i wyniszcza jak trucizna. Nie jesteś sam i masz z kim podzielić się swoimi dylematami.

- Te ziółka są okropne – skrzywił się upijając łyk naparu – zapach nęci zmysły, a smak odrzuca głęboką goryczą. Chciałaś mi coś przez to uświadomić?

- A zdało to egzamin? – Spytała obserwując go uważnie.

- Moje ukrywane emocje są jak ferment myśli – oznajmił duszkiem wypijając resztkę ziół – Zbyt długo zakopywałem pod dywan wiele strapień i teraz uderzają ze zdwojoną siłą. Nie chciałem być problemem dla męża. I tak ma wiele spraw na głowie, a ja nie chcę być aż takim egoistą by stawać w centrum jego uwagi. Nie jestem aż tak ważny by o to ubiegać. Są rzeczy priorytetowe, a ja nie jestem jedną z nich.

- Jesteś jeszcze dzieckiem i masz prawo do bycia bezsilnym w pewnych kwestiach – pocieszała go ciepłym głosem – Fakt, że masz zostać rodzicem mocno cię przeraża. Zaczynasz wątpić w siebie bardziej niż zwykle, a to niedobrze. Baal jest twoim mężem i nie poślubił ciebie dla kaprysu. Będzie z tobą na dobre i na złe. Przemyśl to.

- Babciu, ja to wiem – jęknął zrozpaczony – Boję się, że go zawiodę. Tak bardzo go kocham i chciałbym żeby zawsze był przy mnie, ale zdaję sobie sprawę z tego, że to niewykonalne. Nie mogę odciągać go od obowiązków. Nad Piekłem wisi widmo wojny, a on musi mieć niezmącony umysł. Nie mogę zrzucać na niego własnych wątpliwości. Nie mogę być już dzieckiem, choć tak naprawdę nigdy nie mogłem nim być.

- Właśnie – przytaknęła smutnie – Nigdy nie byłeś w pełni dzieckiem.

- Całe życie byłem śmieciem – wyszeptał chowając twarz w dłoniach – Chyba nigdy tego z siebie nie wyplenię. Baal jest taki doskonały i majestatyczny, gdzie mi do niego. Na tle jego wizerunku i rodziny wypadam dość marnie.

- Źle na to patrzysz – zmierzwiła mu włosy kątem oka dostrzegając podsłuchujących Wiki i demona – Nie możesz porównywać się z kimkolwiek. To zły nawyk, którym zakaziła cię moja synowa ciągłym przyrównywaniem do jej dziećmi. Nigdy nie wzięli pod uwagę, że przeżyłeś traumę i zamknąłeś się w sobie. Dziękuję Niebiosom, że zesłały mi Erwina. Dzięki niemu zacząłeś mówić.

- Nie przypominam sobie – zdumiony patrzył na babcię – Kiedy to było?

- Nie pamiętasz tego, ale to właśnie on skłonił cię do ponownego otwarcia się na świat. Zabrałam go kiedyś ze sobą do Krakowa. To było w dniu, kiedy wypisano cię z oddziału zamkniętego. – Wspominała w lekkim uśmiechu. – Ten chłopiec stracił miesiąc wcześniej matkę i również był w nie-najlepszym stanie. Postanowiłam was ze sobą skonfrontować. Kiedy zobaczył twój pusty wzrok i siniaki po kroplówkach, rozpłakał się i mocno cię przytulał.

- Nie pamiętam tego – z desperacją patrzył jej w oczy – czy jestem też kiepskim przyjacielem?

- Nie. Jesteś jego najlepszym przyjacielem – zapewniała go spokojnie – Nigdy w to nie wątpił. Wiesz, on zawsze obwiniał się za twój los. Czuł się za ciebie odpowiedzialny, a zawiódł wyjeżdżając na obóz w dniu incydentu w tartaku.

- Przecież to niedorzeczne – zszokował się w reakcji na opowieść babci – Jak on może obwiniać się za coś na co nie miał wpływu?

- A ty? – Zaatakowała kując żelazo póki gorące.

- Co ja? – Udał, że nie rozumie o co jej chodzi.

- Dobrze wiesz – stwierdziła nieugięcie – Za co się obwiniasz?

- Obaj jesteśmy siebie warci, co? – Zaśmiał się gorzko. – Ja widzę w sobie ciężar, a Erwin obarcza się winą o śmierć matki i o wydarzenie w tartaku. To utwierdza mnie w przekonaniu, że nie do końca dorośliśmy. Obaj boimy się do tego przyznać i wstydzimy się prosić o pomoc.

- To teraz powiem ci jakie macie wyjście – lekko pacnęła go w czoło – Ty masz Baala, który z pewnością cię wesprze i pomorze dojrzeć, a Erwin ma Nabuchodonozora.

- Ale czy to nie będzie zbyt wielki problem dla Baala? – Nadal był pełny wątpliwości. – Wiesz, on ma ważniejsze sprawy na głowie. Ja nie powinienem się liczyć.

- Na to pytanie musi odpowiedzieć właśnie on – odparła skinieniem przywołując demona – Baal, słyszałeś pytanie?

- Tak – przytaknął obserwując skołowanego męża – Masz rację. W Piekle zajmuje mnie wiele ważnych spraw, ale nie są aż tak wielkiej wagi jak ty i mój nienarodzony syn. Decydując się na ślub dobrze wiedziałem, że jesteś jeszcze niedoświadczonym chłopcem. Nie obchodzi mnie, że jeszcze nie dojrzałeś. Jeśli będę musiał, to cię wychowam, ale nigdy nie twierdź, że jesteś śmieciem. Dla mnie jesteś skarbem i tylko to się liczy.

- Jesteś zły? – Mruknął zażenowany. – Twój mąż jest idiotą.

- Nie jestem zły kochanie – przytulił go dość mocno – bynajmniej nie na ciebie.

- Aha – załkał odczuwając ulgę – przeze mnie narobisz sobie zaległości w Piekle.

- Matka mnie wyręczy – odparł równie zawstydzony – Siostra mnie zrugała, a matka jej wtórowała. Skończyło się na tym, że mam trochę wolnego czasu, który pragnę spędzić z moim upartym mężem.

- Tak? – Spojrzał na niego zapłakanym, błękitnym wzrokiem. – Nie przeszkadza ci fakt, że jestem brzydki?

- O czym ty gadasz? – Lekko ugryzł go w nos. – Jesteś najpiękniejszy na świecie.

- Mogę też się przytulić? – Do kuchni weszła nieśmiało Wiki. – Czy mam sobie wracać do Francji?

- O czym ty mówisz? – Wojtek spojrzał na matkę i dopiero teraz dostrzegł jej wątpliwości i obawy. – Oczywiście, że możesz.

- Chyba spasuję – wycofała się zrezygnowana – Nie będę już przeszkadzać.

- Jaki syn taka matka – westchnął Baal i przyciągnął do nich Wiki i panią Elżbietę. – Chyba muszę znaleźć dla teściowej kogoś, kto ją wychowa.

- Wypraszam sobie – prychnęła urażona – Lepiej zajmij się moim synkiem. Ja świetnie dam sobie radę sama.

- Wiki – Wojtek delikatnie zagłębił się w umysł rodzicielki. – Ostatnio kiepsko sypiasz i dość często odwiedzasz paryski bar.

- Jestem dorosła i biorę za siebie odpowiedzialność – wyrwała się z objęć i uciekła z kuchni – Nie musisz się mną przejmować, a tym bardziej nie wściubiaj nosa w moje prywatne życie.

- To już wiem po kim to mam – odprowadzał matkę wzrokiem – Samotność daje jej w kość.

- Żebyś wiedział wnusiu – potwierdziła pani Elżbieta – Niedawno była rocznica śmierci twojego ojca.

- Teraz wszystko się wyklarowało – zmartwił się na tę wiadomość – Nawet mi nie powiedziała, kiedy zmarł.

- Zabierzmy ją do Przedsionka – zaproponował Baal – Matka chciała ją poznać.

- Znaczy, że pani Lilith? – Upewniał się niepewnie. – Nie wiem, czy to dobry pomysł.

- Nie martw się, moja matka nie jest aż takim potworem jak myślisz – zażartował dla ukrycia wątpliwości – My się spakujemy i zaszyjemy z dala od spraw Piekła, a one sobie pogadają.

- Nadal tego nie widzę – nie dowierzał w zamyśleniu – Chcesz zabrać człowieka do domu wypełnionego demonami.

- Wiem, że to dość ryzykowne zagranie – przyznał demon – jednak czasem warto podjąć ryzyko.

- Eh, niech ci będzie – sapnął zmęczonym głosem – twój pomysł, twoja robota.

- Wezmę ją na siebie – zgodził się w śmiechu – Przenieś się sam do domu, a ja przybędę z Wiki.

¨¨¨

Erwin powoli odzyskiwał przytomność. Jakoś nie zdziwił go fakt, że jest sam w pokoju. Usiadł i podciągnął pod pierś kolana, by następnie się rozpłakać. Był sfrustrowany i pełen wątpliwości. Czuł się jak ptaszek na uwięzi, co najbardziej go bolało.

- Daj mi spokój Sori! – Usłyszał głos Naba zza drzwi sypialni. – Nie wystarczy ci, że nagadałaś Baalowi?

- Wkurzyłeś mnie braciszku – odparła jakaś kobieta – Ukryłeś fakt, że też postanowiłeś wziąć ślub. Przez was zaczynam czuć się starą panną.

- Przesadzasz – zbywał ją w pośpiechu – Idź może pogadać z matką o swoim życiu matrymonialnym.

- Najpierw zobaczę twojego Liska – uparcie wdarła się do pokoju i spojrzała na skulonego chłopaka – Widzę, że ten dzieciak również jest w dołku. Chyba tobie też trzeba zrobić pogadankę jak Baalowi.

- Oszczędź sobie – warknął dostrzegając resztki łez na twarzy rudzielca – Cholera Sori, zostaw mnie z nim samego.

- Co z wami faceci? – Mruknęła niezadowolona. – Zero zaangażowania. I jak tu się nie wkurzać.

- Nie wiesz o co chodzi, to się nie wtrącaj – wyprowadził ją na siłę z pokoju – Sam się zajmę moim narzeczonym. Idź wściubiać nos gdzie indziej.

- Tym razem ci odpuszczę – odparła znikając.

- Wreszcie – odetchnął z ulgą, po czym zerknął na Erwina. Chłopak odwrócił wzrok i ukrył twarz w kolanach. – Spójrz na mnie.

Milczał bojąc się spojrzeć na demona. Wątpliwości sprawiały, że czuł się beznadziejnie. Do tego jeszcze ta cała frustracja.

- Siły na ciebie już nie mam – podszedł do niego i zmusił do podniesienia wzroku – Zdaję sobie sprawę, że wiele dzieje się w twojej głowie, ale wyrzuć z niej wszelkie wątpliwości związane ze mną. Kocham cię i nigdy nie dam od siebie uciec. Może moje działania wydają się sprzeczne z tym co mówię, ale uwierz mi, nigdy cię nie opuszczę.

- Ja – wybąkał zdezorientowany – przepraszam.

- Posądziłeś mnie o coś, co mnie irytuje – oznajmił siląc się na spokój w głosie – To, kim dla mnie jesteś wiem tylko ja i ty również powinieneś. Jednak wciąż przed tym uciekasz. Gdybym traktował cię jak dziwkę, nie przeżyłbyś nawet jednej nocy. Nie byłbym delikatny pod żadnym względem. Z natury nie cierpię dzielić się moim z innymi.

- Przepraszam – prosił wystraszony oziębłością tonu demona. Pierwszy raz zwracał się do niego w taki sposób. – Wybacz.

- Erwinie, nie zdajesz sobie sprawy jak wiele dla mnie znaczysz – przymknął oczy zrezygnowany – nie mam już pomysłu jak do ciebie dotrzeć. Zrozum, jestem demonem i nie potrafię okazywać uczuć jak ludzie.  

- Na nic mi nie pozwalasz – mruknął w strachu – czuję się odizolowany jak zwierzę w klatce.

- Podejrzewam, że możesz tak się czuć – odgarnął grzywkę zasłaniającą jego oczy – jednak to dla twojego dobra.

- Niby jak? – Rzucił w irytacji. – Już więźniowie w Alcatraz mają większą swobodę!

- Brałem pod uwagę, że tego nie zrozumiesz – uciszył go przykładając palec do ust – Zrozum, zrobię wszystko byś był bezpieczny niezależnie od twojej woli.

- To nie fair – załkał podłamany – Baal tak nie pilnuje Wojtka.

- Baal stosuje inne metody – odpowiedział łagodnie – a ja swoje. Załóż coś cieplejszego.

- Po co? – Zdumiał się tym nagłym poleceniem.

- Zabieram cię w pewne miejsce – odrzekł spokojnie – Będziemy lecieć nocą, więc temperatura powietrza w locie będzie dość niska.

- Dobrze wiesz, że boję się latać – jęknął drżąc na samą myśl – czemu?

- Muszę cię jakoś ukarać za ucieczkę – roztrzepał mu włosy – a teraz umyj twarz i się przebierz.

- Powiedz, za kogo ty mnie masz? – Spytał ciekaw grzebiąc w szafie. Oczywiście do połowy zanurkował w półkach starając się ukryć przed wzrokiem demona.

- Widzę cię jako bezczelnego szczeniaka, który pod płaszczykiem obelg próbuje ukryć prawdziwego siebie – odpowiedział mu zachodząc go od tyłu. Złapał go w pasie i pociągnął w swoją stronę. Gdy ten wystraszony się wyprostował, skradł mu całusa. – Jednocześnie nie wyobrażam sobie życia bez takiego buntownika pod ręką. Jesteś moim niesfornym narzeczonym, którego czasami mam ochotę doprowadzać do łez.

- Czyli jestem bezczelny i niesforny – powtórzył cicho w usta popielatowłosego – tylko tyle? Sądziłem, że masz mnie za kogoś gorszego.

- Nie podpinaj mojego wyobrażenia o tobie z twoim – skarcił go lekko przygryzając piegowaty nos – Jesteś moim kochanym Liskiem, którego niedługo poślubię.

- Na twoim miejscu raczej bym to przemyślał – jęknął czując dużą dłoń na swoich pośladkach – uprzykrzę ci życie ty zboczony demonie.

- Wiesz jak zachęcić – zaśmiał się mocno przytulając uparciucha – wiesz, że zakazany owoc smakuje o wiele lepiej niż ten na "legalu"?

- Żartujesz, prawda? – Stęknął powoli mięknąc pod wpływem bliskości tego zaborczego mężczyzny – Jestem niewychowanym bachorem.

- W takim razie cię wychowam kochanie – mruknął z pożądliwym spojrzeniem – Nauczę ci wielu ciekawych rzeczy.

- A co z wycieczką? – Panikował widząc, że zbliżają się do łóżka. – Mówiłeś, że chcesz mnie dokądś zabrać.


- To dopiero w nocy – odpowiedział zachrypłym głosem – Doszedłem do wniosku, że trzeba cię nieco zmęczyć przed podróżą. Będziesz się mniej wyrywał podczas lotu.