Po dość dużej zwłoce wrzucam kolejny fragment opka. Mam nadzieję, że choć trochę Was usatysfakcjonuje. Życzę miłej lektury ^^
XI
Erwin nadąsany siedział przy kuchennym
stole i skubał nadgryzioną drożdżówkę. Tyłek nadal go bolał, a na dodatek nie
mógł się pozbyć nachalnego demona.
- Czy nie mogę mieć chwili spokoju? –
Warknął posyłając popielatowłosemu wściekłe spojrzenie. – Nie potrzebny mi
nadzór podczas jedzenia. Przez ciebie straciłem apetyt!
- Czyżbyś coś do mnie czuł lisku? – Nab
z rozbawieniem w oczach patrzył na prychającego rudzielca. – Brak apetytu to
ponoć objaw miłości.
- Chciałbyś – pokazał mu język, po czym
wepchnął sobie do ust kawałek bułki – Przez ciebie boli mnie tyłek, a zamiast
chwili prywatności w zamian dostałem natręta na wyłączność.
- Nie powinieneś mówić z pełną buzią –
dał mu prztyczka w nos w ramach kary – to niegrzeczne, wiesz?
- Nie skomentuję tego – mruknął Erwin
pocierając bolący nos – jak mnie jeszcze raz uderzysz, to ci oddam.
- Tak? – Nab wstał od stołu i
podchodząc do chłopca pocałował go w policzek. – A całusy też oddajesz?
- Ej! – Zwrócił swoje piwne oczy na
demona. – nie rób tak!
- Szkoda – podał rudzielcowi szklankę
mleka – popij tę suchą bułkę, bo zaraz mi się zatkasz.
- Nie jestem dzieckiem – żachnął się
biorąc łyk mleka – i wolałbym kakao.
- Mówisz i masz – nagle mleko przybrało
czekoladową barwę – Pij póki ciepłe.
- Jak ty to… – Erwin w szoku patrzył na
szklankę, gdzie jeszcze przed chwilą było mleko. – Fajne.
- Choć raz mnie za coś pochwaliłeś –
udał focha wracając na miejsce – Może dodałbyś coś jeszcze?
- Dziękuję – wymówił dość niepewnie w
lekkim zawstydzeniu. Po chwili niemal duszkiem wypił swoje kakao. – Pyszne,
zrobisz więcej? Proszę.
- Eh – pochylił się w stronę chłopaka i
zlizał czekoladowe wąsy znad jego górnej wargi – co ja z tobą mam.
Rudowłosy wzdrygnął się na działanie
mężczyzny. Ciepłe ciarki przebiegły wzdłuż jego kręgosłupa. Jednocześnie
policzki przybrały kolor dojrzałego pomidora.
- Myślę, że czas na mały spacer – Nab
zachichotał na widok speszonej miny chłopaka. – Mamy dziś ładną pogodę.
- Zwariowałeś? – Erwin niespokojnie
poruszył się na krześle. – Ledwie mogę ustać na nogach, a ty chcesz mnie
wyciągnąć na spacer?
- Będę cię niósł – oświadczył demon
biorąc chłopaka na ręce – Jutro będzie zaćmienie, więc dziś wzejdzie czarny księżyc
w przedsionku.
- Że co proszę? – Erwin w strachu objął
szyję mężczyzny. – Jaki czarny księżyc?
- Jak miło, że się przytuliłeś –
zaśmiał się wychodząc z nim na zewnątrz – Mój słodki lisek.
- Daruj sobie takie teksty – stęknął,
gdy demon złapał za jego pośladki – Nie jestem panienką.
- Aha – Przybrał swoją demoniczną
postać, po czym rozwinął skrzydła i wzniósł się z chłopakiem ponad korony
drzew. – Podziwiaj widoki.
- Mam lęk wysokości baranie! –
Zapiszczał jeszcze bardziej przywierając do torsu demona. – Postaw mnie na
ziemię!
- A magiczne słowo? – Naciskał na niego
czując nęcący zapach strachu. – Ładnie pachniesz.
- Natychmiast! – Krzyknął wystraszony
rudzielec. Lęk odbierał mu zdrowy rozsądek. – Puść mnie!
- Jesteś tego pewny? – Droczył się z
nim igrając z jego strachem. – Znajdujemy się jakieś dwadzieścia metrów nad
ziemią.
- Nie – załkał drżąc na całym ciele –
Proszę cię.
- Jesteśmy już na miejscu – wylądował z
nim na szczycie wzgórza skąd był ładny widok na niebo, które przybrało barwę
krwi – Niedługo wzejdzie księżyc.
- Nie obchodzi mnie ten księżyc – Erwin
nadal tulił się do piersi demona. Jakoś czuł się przy nim bezpieczniej i nie
rozumiał dlaczego. – Chcę…
- Czego chcesz? – Dobrze wiedział czego
pragnie ten głuptas, ale nie zamierzał mu odpuścić. – Powiedz to na głos.
- Przytul mnie – szepnął zmieszany
patrząc na popielatowłosego maślanymi oczami – Proszę.
- Jeszcze niedawno twierdziłeś, że moje
towarzystwo odbiera ci apetyt – wyrzucił mu udając oschły ton – a teraz mam
ciebie przytulić? Jesteś niestały w słowach.
- Ok – zrobił dzióbek z ust w dąsie –
nie to nie!
- Nie powiedziałem, że tego nie zrobię
– przygarnął go do siebie i objął silnymi ramionami – ale za tego barana należy
ci się kara.
- Krzyczałem w amoku – tłumaczył się w
lekkiej panice – normalnie to nie powiedziałbym tego na głos.
- Tego jestem pewien – westchnął w
rezygnacji – gdybym brał pod uwagę wszystkie wyzwiska jakich używasz pod moim
adresem w myślach, to karom nie byłoby końca.
- Ale – jęknął krzywiąc się na myśl, że
demon siedzi mu w głowie – nikt ci nie kazał robić przeglądu moich myśli. Sam
jesteś sobie winny.
- Tak wiem – sarknął mrużąc oczy – za
karę masz szlaban na słodycze. Powiedzmy przez trzy dni.
- Chcesz mi urządzić piekło?! –
Wytrzeszczył oczy w reakcji na wieść o szlabanie. – Drożdżówki Olgity są
lekarstwem na stres, który codziennie mi fundujesz.
- Cztery – dodał jeszcze jeden dzień by
złamać opór chłopaka, który nadal próbował toczyć z nim dyskusję – pięć.
- To niesprawiedliwe! – Zawył w złości
próbując zmiękczyć upór demona biorąc go na litość. – Nieludzkie.
- Jestem demonem – odparł mierzwiąc mu
rude włosy – tydzień. Jeśli jeszcze chcesz dyskutować, to mogę podbić rezultat
naszej małej licytacji.
- Tyran – obrażony pokazał mu język i
odwrócił się do niego tyłem – łaski bez.
- Chcesz jeszcze negocjować kochanie? –
Nab klepnął tyłek chłopaka, który zakwiczał z bólu. – Jeśli się postarasz, to
może zmniejszę wymiar kary.
- A co miałbym zrobić? – Erwin miał
wielki dylemat. Demon celnie w niego uderzył wybierając tę karę. Kochał
słodycze, a teraz miał być od nich odizolowany na cały tydzień. – Ok.
- Szybko się zgodziłeś – Popielatowłosy
delikatnie musnął palcem usta rudzielca – Powiedzmy, że jeden dzień kary wart
jest jednego pocałunku.
- To znaczy, że jeśli pocałuję cię
siedem razy – kombinował rachując w myślach proste działanie – to całkowicie
anuluję tę karę?
- Powiedzmy – przyznał demon głaszcząc
jego piegowaty policzek – to jak?
- Dobrze wiesz, że jestem w tym kiepski
– zarzucił mu podejrzliwym tonem – od początku to sobie zaplanowałeś.
- Możliwe – nie zaprzeczał przyciągając
do siebie chłopca – i co z tym zrobisz?
- Nic – stęknął czując dziwne napięcie
atmosfery – i tak nie mam siły przebicia w porównaniu z tobą.
Powoli zetknął się ustami z mężczyzną
nieśmiało rozpoczynając pocałunek, który od razu został zdominowany. W trakcie,
nieświadomie zaczął się ocierać o twardy tors demona i błądzić ciekawskimi
rękami po jego umięśnionych plecach. Fale gorąca targały jego ciałem, by
wreszcie pobudzić do życia będącą w stanie spoczynku męskość. Kiedy ich usta
się rozłączyły, w milczeniu patrzyli na siebie cicho dysząc.
- To
było niezłe – pomyślał otumaniony pocałunkiem nieco mrużąc swoje piwne oczy
– chyba zaraz się roztopię.
- Pięknie – Nab przyglądał się
pobudzonemu chłopakowi, który jak zahipnotyzowany wpatrywał się w jego usta. –
Ciekawe ile wytrzymasz.
Przyciągnął do siebie Erwina i
drapieżnie wpił się w jego lekko napuchnięte wargi. W ogóle z nim nie walczył,
a jedynie całkowicie się mu poddał. Pocałunek był intensywniejszy i dłuższy.
Demon z uwagą badał każdy skrawek ust chłopaka, który nieudolnie starał się go
naśladować. Kiedy zabrakło im tchu, zrobili przerwę.
- Dwa – szepnął nieprzytomnie Erwin
oblizując wargi.
- Taki
chętny – pomyślał mężczyzna widząc zamglony wzrok chłopaka – Plotki jednak były prawdziwe. Czarny księżyc
wyzwala skrywane pragnienia i wzmacnia pożądanie u ludzi.
- Jeszcze raz – poprosił demona
zawieszając się na jego szyi – trzy.
- A może pójdziemy ciut dalej? –
Zaproponował wymownie głaszcząc pośladki chłopaka. – Wpuścisz mnie?
- Tak – dał się całkowicie ponieść
rozkoszy i pożądaniu – jestem twój.
- Wreszcie to powiedziałeś – zaatakował
usta rudzielca jednocześnie ściągając z niego ubranie – w domu zaleczę powstałe
rany.
Zaplótł nogi chłopaka wokół bioder, po
czym pomału w niego wszedł. W reakcji na to jęknął mu w usta nie przerywając
pocałunku. Jeśli miałby wybierać, to wolałby takiego uległego liska, choć bez
przesady. Kochał żywiołowość rudzielca i nawet polubił ten jego temperamencik. Charakterek
Erwina wyrwał go z nudy, którą serwowali mu pasywni upiorni kochankowie. Matka
kiedyś opowiadała, że demony od razu wyczuwają tego jedynego i teraz dopiero
zrozumiał jej słowa. Ten chłopak był mu przeznaczony.
¨¨¨
Wiki przez całą noc myślała nad strojem
dla syna, ale nic konkretnego nie przychodziło jej do głowy. Dopiero o świcie
wpadł jej do głowy pewien pomysł. Tuż po tym jak przyłapała Nabuchodonozora
wracającego ze śpiącym Erwinem na rękach. Musiała przyznać, że rudzielec
świetnie się prezentował okryty aksamitną peleryną, która kontrastowała z jego
nagą skórą. Od razu przypomniała sobie słowa Baala, które wypowiedział po
zobaczeniu Wojtka w koronkowej koszulce.
- Tak, to jest to! – Wykrzyknęła biorąc
się do pracy. Po około godzinie strój był gotowy. – Idealnie.
¨¨¨
Wojtek obudził się w swoim pokoju
późnym rankiem. Baal wieczorem pocałował go na dobranoc oświadczając, że
zobaczą się dopiero na ceremonii. Sama myśl o tym przyprawiała chłopca o
mdłości. Z nerwów ledwie tknął śniadanie i wmusił w siebie herbatkę z
krwawnika. Niepokoiło go też to, że nigdzie nie było Erwina.
- Twój przyjaciel miał dziś pracowitą
noc – poinformowała go Wiki z wymownym spojrzeniem – Dopiero o świcie wrócił ze
swoim demonem do domu.
- Panicz skosztuje chociaż troszeczkę
różanej konfitury – poleciła Olga podsuwając chłopcu miseczkę z czerwoną mazią
– nerwy nie nerwy, ale trzeba coś jeść.
- Dziękuję, ale naprawdę nie mam na nic
ochoty – mruknął nieprzytomnie patrząc na pustą szklankę po herbacie – chociaż
miałbym ochotę uciec przed kompromitacją na ceremonii.
- Miałeś wyłączyć wewnętrznego krytyka
– usłyszał za sobą zadowolony głos Naba – Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.
Małe potknięcia są wskazane.
- Jeszcze tego mi brakuje żebym rozkraczył
się gdzieś po drodze – jęknął mieszając łyżeczką konfiturę – Słyszałem, że nie
dałeś spać Erwinowi tej nocy.
- Jest uparty, dlatego postanowiłem
sprawdzić jakie są jego prawdziwe pragnienia – wyjaśnił demon w szerokim
uśmiechu – Może niedługo to on będzie się stresował ceremonią ślubną?
- Znając Erwina, to jeszcze trochę
poczekasz – westchnął ciemnowłosy wstając od stołu – na dzień dobry radziłbym
mu zanieść kubełek lodów czekoladowych z wiśniami. To jego ulubione.
- Dzięki za cynk – puścił chłopcu oko z
wdzięczności – Powodzenia moja przyszła bratowo.
- Czemu określacie mnie jako pannę? –
Stęknął zrozpaczony. – Jestem facetem, chyba aż tak nie zniewieściałem? Jezu,
może lepiej pójdę się gdzieś zaszyć i w samotności popełnię harakiri. Olga, daj
mi jakiś ostry nóż.
- Głuptasie, panicz Nabuchodonozor
jedynie żartuje – Olga pogładziła ciemne włosy Wojtka chcąc w ten sposób dodać
mu otuchy. – Jesteś chłopcem drogim sercu naszego władcy.
- Koniec tej depresji – zarządziła Wiki
mierzwiąc czuprynę syna – mamusia ma dla ciebie idealny strój na ceremonię.
Zobaczysz, Baalowi opadnie szczęka z doznanego szoku.
- Jakoś mnie to nie dziwi – patrzył na
matkę podejrzliwym wzrokiem – Jeśli to coś w stylu wczorajszej kreacji, to
podziękuję.
- Obiecuję, że ten strój jest w stu
procentach wygodny i nigdzie ci się nie wpije – uniosła dłoń na znak przysięgi
– Olśniło mnie nad ranem i myślę, że będzie idealnie do ciebie pasować.
- To mnie właśnie martwi – wymamrotał
zapierając się na podłodze, gdy zaczęła ciągnąć go w stronę wyjścia z kuchni –
Wolę jeszcze tutaj trochę posiedzieć.
- Przydałaby mi się mała pomoc, przy
przebieraniu tego uparciucha – posłała siedzącemu przy stole demonowi błagalne
spojrzenie – Sama sobie nie poradzę.
- Służę pomocą – Popielatowłosy
znienacka złapał w pasie chłopaka i wziął na ręce – Czego to się nie robi dla
dobra rodziny.
- Puśćcie mnie – szarpał się zirytowany
nastolatek pięściami uderzając tors demona – Tylko Baal mnie może tak nosić!
- Pardon – Nab od razu zmienił pozycję
chłopaka. Tym razem zarzucił go sobie na ramię, przez co zarobił kilka uderzeń
w plecy – No co? Sam prosiłeś o zmianę położenia.
- Ale nie liczyłem, że potraktujesz
mnie jak worek kartofli! – Warknął w odpowiedzi nadal waląc pięściami w plecy
demona. – Trochę delikatności brutalu!
- Cieszy mnie, że darujemy sobie
wszelkie konwenanse – zachichotał popielatowłosy stawiając purpurowego ze
złości nastolatka na podłodze w pokoju Wiki – Ze złością ci do twarzy pączusiu.
- Uwzięliście się na mnie! – Krzyczał
oskarżycielskim tonem. – Nawet chwili spokoju mi nie dacie!
- Czytasz w myślach, prawda? – Wiki
zwróciła się do mężczyzny puszczając mu oczko. – W takim razie wiesz co robić.
- Wedle życzenia – Pstryknął palcami, a
ubranie Wojtka rozpłynęło się w powietrzu. – Wiesz, ze igramy z ogniem?
- Baal nam wszystko wybaczy, gdy pozna
cel – zaświergotała rzucając synowi stworzoną bladym świtem kreację – Załóż to.
- Może Baal wam wybaczy, ale ja już
nie! – Pisnął zakrywając strategiczne miejsca. Kiedy złapał rzuconą przez
kobietę garderobę, od razu ją założył. – Kiedyś się zemszczę!
- I co o tym sądzisz? – Spytała demona
nie posiadając się z zachwytu. – Spodoba się twojemu bratu?
- Z pewnością – odparł Nab patrząc na
ciemnowłosego z podziwem – A zrobisz coś podobnego mojemu liskowi?
- Pewnie – odpowiedziała nie odrywając
oczu od odzianego w srebrną pelerynkę syna – Niejako byliście inspiracją do
tego stroju.
- Za dwie godziny Baal zgłosi się po
swoją pannę młodą – oświadczył demon wychodząc z pokoju. Tuż przed zamknięciem
drzwi zwrócił się do Wojtka. – Nie masz się czym wstydzić. Naprawdę świetnie
wyglądasz.
- Chyba pójdę się wykąpać – westchnął
ciemnowłosy biorąc głęboki oddech – może to pozwoli mi się uspokoić.
Po tych słowach zniknął w łazience
matki. Nie miał zamiaru paradować w takim stroju po domu. Wlał do wanny ciepłej
wody i zaprawił ją wonnymi olejkami, po czym wygodnie ułożył się w pachnącej
cieszy. Miał rację, gorąca kąpiel pomogła mu nieco ochłonąć i się wyciszyć.
Przymknął oczy delektując się chwilą spokoju.
¨¨¨
Erwin leniwie przeciągnął się na łóżku
ze zdziwieniem stwierdzając, że nic go nie boli. Usiadł na posłaniu i chwilę
wspominał minioną noc.
- Jeny – jęknął czerwieniąc się z
zażenowania – musiałem się czymś naćpać, że robiłem takie rzeczy. Zachowywałem
się jak kotka w rui.
- I słodko przy tym wyglądałeś –
szepnął mu do ucha demon nagle pojawiając się tuż za jego plecami – jeszcze
nigdy nie byłeś taki namiętny.
- O Boże – zakrył twarz w dłoniach
pragnąc zapaść się pod ziemię – nie patrz na mnie takim dzikim wzrokiem.
- Boga w to nie mieszaj lisku –
pocałował go w szyję – mam coś dla ciebie.
- Co? – Spytał nieśmiało czerwony po
czubki uszu.
- A to – postawił na kolanach chłopaka
kubełek lodów czekoladowych z wiśniami – Podobno je lubisz.
- Skąd wiedziałeś? – Erwin ucieszył się
na widok deseru. – Kocham cię!
Pocałował w policzek demona, po czym
otworzył kubełek i wepchnął pełną łyżeczkę lodów sobie do ust. Z przyjemności
przymrużył oczy i głośno zamruczał.
- Wojtek
jednak dobrze zna mojego liska – pomyślał z rozbawieniem przyglądając się
pałaszującemu lody rudzielcowi – Nawet
wyznał mi miłość i to wszystko za kubełek lodów.
- Pyszne – w mgnieniu oka zjadł połowę
lodów, czym zaskoczył demona – tego mi było trzeba.
-Daj spróbować – delikatnie wpił się w
jego usta smakując je dogłębnie – Słodkie.
- Hej! – Zarumienił się w reakcji na
pocałunek. Powoli coraz bardziej ciągnęło go do tego mężczyzny, co było w
pewnym stopniu przerażające. – Odejdź ode mnie całuśny złodziejaszku.
- Eh – westchnął słysząc telepatyczne
wołanie brata – Muszę cię na chwilkę zostawić samego, ale niedługo wrócę.
- Nie musisz się spieszyć – starał się
brzmieć oschle, jednak niezbyt mu to wyszło – Idź sobie.
- Uparty głuptas – zaśmiał się znikając
z pokoju.